Chytrość kultury, czyli progresy i powtórzenia | Kalejdoskop kulturalny regionu łódzkiego
Proszę określić gdzie leży problem:
Proszę wpisać wynik dodawania:
4 + 8 =
Link
Proszę wpisać wynik dodawania:
4 + 8 =

Chytrość kultury, czyli progresy i powtórzenia

Milan Kundera / fot. Elisa Cabot Flickr

„Istotą działania mitycznego – pisał w Pasażach Walter Benjamin – jest powtarzanie, w które wpisuje się także, jako figura ukryta, daremność wypisana na czołach bohaterów świata podziemnego (Tantala, Syzyfa czy Danaid).
 Nietzsche w XIX wieku myślący ponownie ideę wiecznego powrotu, sam staje się postacią, w której mityczna fatalność wypełnia się na nowo”. Ta charakterystyka wiąże się z przemyśleniem przez Benjamina filozoficznej idei nowoczesności, która zbyt naiwnie była, jego zdaniem, wiązana od XVIII stulecia z wiarą w możliwość nieskończonego doskonalenia się ludzkości. Drobne postępy czynione przez konkretnych ludzi w osobnych obszarach – moralności, nauki, technicznych umiejętności – wyparła później uniwersalna idea całościowego Postępu. Benjamin twierdzi, że, wbrew ogólnym mniemaniom, taka wiara w postęp i „koncepcja wiecznego powrotu” są względem siebie komplementarne. Entuzjazm prącej ślepo naprzód modernizacji to powtórka mitu, reaktywacja wzorca „prahistorii”, od którego my-nowocześni nie potrafimy się oderwać. Zgodnie z interpretacją Benjamina – wciąż śnimy zbiorowy sen o postępie, gdy wszystko wokół zarastają „chaszcze obłędu i mitu”. Mit kryje się bowiem bezpiecznie w tym, co mamy za jego przeciwieństwo – w rauszu, w jaki wprawia nas idea racjonalizacji – ujednolicenia, którego dokonujemy na wszystkim, co popadnie, za pomocą „dobrze wyostrzonej siekiery rozumu” (jak to określił Benjamin). W powtarzaniu się tego samego, a więc w obszarze pasującym do charakterystyki mitu, nie umiemy natomiast dostrzec „wysokokaratowego złota rozumu” (ujmując rzecz za Hansem Blumenbergiem).

Wiara w postęp (konieczny z moralnego punktu widzenia) wystawia nas egzystencjalnie na powtarzające się bolesne poczucie fiaska, regresu, na doświadczenie epoki upadku. Modernizator, spoglądając wstecz – na wzór Anioła historii – widzi bowiem to, co zostało z jego planów i intencji – niekontrolowany łańcuch skutków układających się w porządek drwiącej z niego konieczności. Czy jest winien? Nie bardziej chyba niż Edyp, który pod koniec tragedii wykłuł sobie oczy fibułą z tuniki Jokasty, która się przed chwilą powiesiła. Kompleks Edypa – z powodzeniem objawiony nam przez Zygmunta Freuda – mówi także o tym, jak ważny dla nowoczesnej kultury jest powtarzający się akt „zabijania ojców”. Wszystko po to, aby wydostać się z rzucanego przez nich długiego cienia (powinności, dziedzictwa, zobowiązań). To jednak zaraz okazuje się ponownym wejściem w pętlę mitu, na co Freud wynalazł inne kapitalne określenie (tej fatalnej siły repetycji działającej spoza sceny świadomości), nazywając rzecz „przymusem powtarzania”. Wszystko, o czym tutaj tylko wzmiankuję, jest sprawą dobrze znaną twórcom i odbiorcom poszukującym „czegoś niezatęchłego” w obszarze sztuki, bo kultura modernistyczna od początku XX wieku, a nawet i wcześniej, bo od jenajskiego romantyzmu, zastanawiała się nad paradoksem nowości, która sprowadza na nas niczym fatum to, co stare i przebrzmiałe. 

Dużo gorzej sprawa się ma z modernizatorami od rynku, polityki i kultu nowych technologii, ci bowiem nagminnie nie dostrzegają istnienia bliskich relacji między idolami infrastruktury a archaicznym światem symboli mitologicznych. Tymczasem właśnie tutaj – w niefunkcjonalnej kubaturze dworców, lotnisk i pasmach autostrad – podniecająca aura doznawanej nowości skrywa w sobie prehistoryczny dreszcz. Kosmos kapitalistycznej gospodarki, który, jak uważał Max Weber, tak wiele rzeczy czyni abstrakcyjnym i „bezosobowymi”, osłabia nasz racjonalizm etyczny, każąc widzieć w tym wszystkim siły nieomal boskie. Nie chybię, jeśli powiem, że owych anonimowych sił (gospodarki, kredytu, społeczeństwa) co najmniej tak samo się boimy, jak oficjalnie je uwielbiamy, próbując je na przemian – raz oszukać, raz przebłagać. Trwoga, lęk, nabożny podziw to przecież nic innego jak sprężyny mitycznej wyobraźni. Nasza energia popędowa jest tutaj przez symbole rzeczy pożądanych przechwycona, zmeliorowana i zarządzana. W ten sposób odczarowanie świata nowoczesnego (zwane sekularyzacją) i „magiczny świat konsumpcji” przechodzą płynnie nawzajem w siebie.

 


Tomasz Majewski


Dalszy ciąg artykułu w styczniowym KALEJDOSKOPIE, który można nabyć w kioskach Ruchu, Salonikach Prasowych, Empiku i Łódzkim Domu Kultury. Dostępny jest także w prenumeracie: https://prenumerata.ruch.com.pl/prenumerata-kalejdoskop-magazyn-kulturalny-lodzi-i-wojewodztwa-lodzkiego

Kategoria

Inne