Trzeba to od razu powiedzieć: najnowszy film Jana Jakuba Kolskiego jest przede wszystkim emanacją rozpaczy ojca po stracie córki. To dzieło osobiste, więcej – intymne, podyktowane skrajnie traumatycznymi przeżyciami.
Trzeba to od razu powiedzieć: najnowszy film Jana Jakuba
Kolskiego jest przede wszystkim emanacją rozpaczy ojca po stracie
córki. To dzieło osobiste, więcej – intymne, podyktowane skrajnie
traumatycznymi przeżyciami. Jakkolwiek już poprzednio reżyser
tworzył filmy jako swoisty emocjonalny obraz duszy w momencie
pisania scenariusza – były mroczne („Zabić bobra”) albo
optymistyczne („Serce serduszko”). Jednak operowały metaforą i nie
odnosiły się do konkretnych zdarzeń. Powstanie filmu „Las, 4 rano”
sprowokowała tragiczna śmierć Zuzy Kolskiej i jej dedykowany jest
obraz (w jednej ze scen pojawia się nawet jej zdjęcie).
Mając świadomość tego, co spotkało reżysera, odbieram ten film
wyłącznie w perspektywie bolesnych doświadczeń twórcy, współczując
mu i przeżywając jego osobistą tragedię, jednocząc się z nim w
bólu. Jeśli jednak wyjdziemy poza ten kontekst, trzeba stwierdzić,
że „Las, 4 rano” to film nieudany.
Opowieść o bezimiennym bohaterze, który próbuje radzić sobie z
życiową traumą, skonstruowana jest z dosyć luźno powiązanych
scenek, mających ilustrować sytuację i stan psychiczny głównej
postaci. Oglądamy zatem człowieka korporacji – brutala gardzącego
ludźmi, szukającego zapomnienia w narkotykach i mechanicznym
seksie. Jego zewnętrzne atrybuty to motor wyścigowy, skórzana
kurtka, podkute buty, potężnych rozmiarów kolczyk w uchu oraz
wytatuowana i wygolona w wymyślne wzory głowa. Ten „potwór” nagle
przechodzi przemianę: ucieka przed światem i emocjami, zaszywając
się w leśnej ziemiance. Wygląda teraz jak włóczęga – ubrany „na
cebulę”, w swojej samotni często paraduje w brudnych kalesonach i
podkoszulku. Towarzyszy mu pies bez łapy, w odwiedziny zagląda
wilk. Żyje zgodnie z naturą, niczym dziki zwierz, zabija, żeby
przeżyć.
Jana Jakuba Kolskiego wsparł tu Krzysztof Majchrzak, który gra
główną rolę oraz jest współautorem scenariusza opartego na książce
Kolskiego pod tym samym tytułem. Panowie rysują swoją opowieść
nazbyt grubą kreską. Tworzą dziwaczny obraz, w który trudno
uwierzyć. Narracją zdaje się rządzić poetyka snu albo komiksu –
poszczególne sekwencje nie tworzą bowiem spójnego logicznie ciągu,
a postacie pojawiają się na ekranie trochę na zasadzie deus ex
machina. Ponadto bohaterowie często zamiast działać, po prostu
ilustrują stany emocjonalne, odpowiednio upozowani w kadrze –
uproszczone figury postawione w arbitralnie narzuconych sytuacjach.
Zniknęło też gdzieś literackie wyczucie Kolskiego ¬– bywa, że
dialogi „zgrzytają” w uszach. Podporządkowana temu wszystkiemu gra
Majchrzaka czasem staje się nieznośnie histeryczna.
Kolski nie pozostawia nadziei swojemu bohaterowi. Dobre
„ludzkie” relacje, które mimo wszystko udaje mu się nawiązać w
leśnej pustelni, rozpadają się. Przyjaźń z przydrożną prostytutką
Natą (niezła rola Olgi Bołądź) kończy się dlatego, że świat jest
zły – dziewczyna ginie z rąk gangsterów. Potem jej nastoletnia
córka Jadzia (Maria Blandzi) znajduje schronienie w ziemiance. I
tym razem wspólne życie się nie udaje, bo zdziczały samotnik nie
potrafi o nie zadbać – zbyt łatwo odzywa się w nim dawny
brutal.
Reżyser redukuje rzeczywistość głównej postaci do wymiaru
pierwotnego, biologicznego, w którym nie ma miejsca na uczucia.
Wygrywa silniejszy i zjada swoją ofiarę. Nie ma nadprzyrodzonego
porządku, nie ma Boga, który usłyszy krzyk człowieka rozpaczającego
z powodu hiobowego losu. Życie to wegetacja określona prostymi
regułami, to krew i mięso, śmierć i rozpad. Bohater nie ma siły się
zabić, więc wegetuje bez nadziei na ukojenie, by w końcu pogrzebać
się żywcem, zmieszać z gnijącymi liśćmi i grudkami ziemi.
Zastygnąć, zniknąć.
Jest w tym filmie kilka mocnych scen. Działają na nas, bo cały
czas myślimy o tym konkretnym cierpiącym ojcu, który do nas mówi
poprzez swój film i dzięki temu – jak twierdzi – odczuwa ulgę. W
tym sensie „Las, 4 rano” spełnił swoje zadanie. Ale na stworzenie
autonomicznego dzieła filmowego poruszającego fundamentalne dla
człowieka kwestie, było chyba za wcześnie. Paradoksalnie tu
potrzebny jest dystans i spokój. Taki film chyba jeszcze przed
Kolskim. Teraz najbardziej uniwersalne są uroda i symbolika zdjęć –
kilka naprawdę genialnych ujęć. Patrząc, niemal czujemy zapach
ziemi. Piękno lasu i potęga natury, ukazane przez operatora Jana
Jakuba Kolskiego, są absolutnie magiczne i ponadczasowe.
Bogdan Sobieszek
„Las, 4 rano” - reżyseria, zdjęcia,
producent: Jan Jakub Kolski; Scenariusz na podst. powieści „Las, 4
rano”: Jan Jakub Kolski, Krzysztof Majchrzak; muzyka: Luka;
kostiumy: Monika Onoszko; scenografia: Paulina Korwin-Kochanowska;
obsada: Krzysztof Majchrzak, Olga Bołądź, Marysia Blandzi oraz
Michał Kowalski, Aleksandra Michael, Grzegorz Stelmaszewski.