– Ja wcale nie jestem aż tak bardzo utalentowany, jestem po prostu pracowity – tymi słowami podczas spotkania z uczestnikami przedpremierowej projekcji „Lasu, 4 rano” w Muzeum Kinematografii Jan Jakub Kolski przedstawił swój sposób tworzenia filmów.
– Ja wcale nie jestem aż tak bardzo utalentowany, jestem po
prostu pracowity – tymi słowami podczas spotkania z
uczestnikami przedpremierowej projekcji „Lasu, 4 rano” w Muzeum
Kinematografii Jan Jakub Kolski przedstawił swój sposób tworzenia
filmów. Zapytany, czy po 30 latach w kinematografii nie chciałby z
jakimś dziełem pójść na żywioł, odpowiedział: – Ale musiałbym
wiedzieć, po co, co jest nagrodą za lenistwo.
Podkreślał, że priorytetem jest dla niego rzetelne
przygotowanie scenopisu, który później odkłada, by z czasem i
przypływem pomysłów udoskonalać treść. Stwierdził, że nie ma
facebooka, choć istnieje jego fanpage na tym portalu
społecznościowym. Od dwóch lat nie zwraca uwagi na komentarze
nieprzychylne jego twórczości, choć przyznał, że kiedyś bardzo
przejmował się złymi recenzjami.
Sam film, oparty na powieści reżysera pod tym samym tytułem,
opowiada o dojrzałym mężczyźnie, który po stracie bliskiej osoby
szuka ukojenia, żyjąc w leśnej głuszy. Nawiązuje przyjaźń z
przydrożną prostytutką, potem z jej 13-letnia córką, która uciekła
z domu dziecka. Wyrównuje porachunki z gangsterami. Recenzję filmu
można przeczytać tutaj.
Reżyser ucieka od realiów otaczającej nas rzeczywistości i w
tym upatruje „katapulty w obszary uniwersalne”, dzięki której jego
dzieła trafiają do widzów wielu kręgów kulturowych. – Słyszałem od
Japończyków, że moje filmy są japońskie, od Hindusów, że bardzo
hinduskie, od Niemców, że bardzo niemieckie – powiedział bohater
wieczoru, nawiązując do przeżyć z Międzynarodowego Festiwalu
Filmowego w Szanghaju, gdzie w czerwcu ubiegłego roku prezentował
swoje dzieło. Zaznaczał, że Chińczycy czy Hindusi dociekają w
filmach czegoś głębszego, niż Anglicy czy Niemcy, ponieważ mają
dłuższą i bogatszą tradycję kulturową.
Jak podkreśliła prowadząca spotkanie Anna Michalska, od wielu
lat Jan Jakub Kolski współpracuje z dobrze sobie znanymi aktorami i
aktorkami. Podczas projekcji „Lasu, 4 rano” na ekranie zobaczyliśmy
Krzysztofa Majchrzaka, który zagrał już w kilku filmach Jana Jakuba
Kolskiego. Tym razem pomagał mu również w pisaniu scenariusza i
wcielił się w rolę głównego bohatera. Ponadto wystąpiły m.in.:
Marysia Blandzi, kojarzona z „Serce, serduszko”, czy Olga Bołądź,
która pracowała z Kolskim po raz pierwszy. Pytany o język
współpracy z aktorami stwierdził, że nie ma czegoś takiego i nie
można w tym wypadku mówić o żadnej stałości. Wszystko zależy od
okoliczności – należy wypracowywać nowe techniki bez względu na to,
czy zna się kogoś od dawna, czy dopiero się go poznaje.
Z powodu ograniczeń finansowych obsada aktorska nie była zbyt
rozbudowana. W tworzeniu filmu pomagali reżyserowi przede wszystkim
studenci, dla których priorytetem było zbieranie doświadczeń. –
Robienie filmu ma smak dopiero, kiedy się wyjdzie z kawiarni –
mówił Jan Jakub Kolski, zdradzając przy tym swoje sposoby pracy z
młodymi adeptami kinematografii. – Wyrywam ich z kanap, szukam
śladu osobności w filmach i staram się pokazać, że jest to warte
wszystkich pieniędzy świata.
Nie zabrakło również zabawnych anegdot, dotyczących walki z
bobrami w Popielawach, do której to wsi reżyser ma duży sentyment,
ponieważ spędził tam znaczną część dzieciństwa (w tych okolicach
powstało wiele jego filmów, także „Zabić bobra” przed pięcioma
laty): – Bobry znaczą zapachem swoje terytorium, więc ja
odpowiadałem tym samym – żartował. W „Lesie, 4 rano” były one
pożywieniem głównego bohatera.
Kim byłby Jan Jakub Kolski, gdyby nie został reżyserem? –
Gdybym był wytrwały, to byłbym rzeźbiarzem – powiedział,
podkreślając, że w kinematografii odnajdywał przygodę i spełnienie,
była ona dla niego zbyt wielką pokusą. – Na szczęście – skomentował
ktoś z publiczności.
Jak słusznie zauważył jeden z widzów „Las, 4 rano” to najmniej
filmowa powieść Jana Jakuba Kolskiego. Może to wyjaśniać brak
zainteresowania producentów dziełem reżysera, na który narzekał on
podczas spotkania. Jak przyznał, nie zniechęca go to do tworzenia
nowych scenariuszy i ich realizacji: – Zadałem sobie trud nauczenia
się nowego zawodu (producenta – przyp. red.). Jestem człowiekiem
bardzo upartym i spróbuję go opanować.
Czy brak pokory wśród filmowców, o którym podczas 26.
Festiwalu Mediów „Człowiek w Zagrożeniu” mówiła reżyserka Balbina
Bruszewska odgrywa tu jakąś rolę? Na pewno. „Las, 4 rano” mógł
zostać dopracowany dużo lepiej, jednak chęć jak najszybszego
wyrażenia osobistej tragedii, jaka spotkała Jana Jakuba Kolskiego,
nie pozwoliła na to. Ważne, że reżyser o tych negatywnych i
bolesnych wspomnieniach opowiedział już publiczności – teraz może
skupić się nad następnymi filmami. Jak zapowiedział, już zajmuje
się kolejnym projektem, którym będzie „Ułaskawienie”. Przedstawi w
nim historię swoich dziadków i wuja Wacława Szewczyka,
zastrzelonych przez agentów UB.
Tekst i zdjęcia: Kacper Krzeczewski