Mało polski film | Kalejdoskop kulturalny regionu łódzkiego
Proszę określić gdzie leży problem:
Proszę wpisać wynik dodawania:
5 + 3 =
Link
Proszę wpisać wynik dodawania:
5 + 3 =

Mało polski film

Czy można się do tego przyznać, czy to wypada? Tak, wszystko zaczęło się od zakazanego alkoholu, od absyntu. Panią Marię Kornatowską czytałem oczywiście wcześniej, od czasów licealnych była jedną z moich ulubionych krytyczek filmowych, autorką najwyżej przeze mnie cenionych książek filmowych.
Ale osobiście poznaliśmy się dopiero w 2005 roku na festiwalu „Kino na Granicy” w Cieszynie, przy okazji filmowej retrospektywy Mariusza Grzegorzka. Sympatia od pierwszego uśmiechu. Nonszalancko pity absynt w teatrze cieszyńskim, i rozmyślania przy śniadaniu w Dworku Cieszyńskim, wspólne spacery.
Pół roku później byliśmy już dobrymi znajomymi, do dzisiaj w komputerze mam ponad dwieście listów mejlowych od pani Marii. Po sześciu latach nie było już z nami Marii Kornatowskiej, jakiś czas potem na Wydziale Aktorskim w Szkole Filmowej w Łodzi przejąłem prowadzone przez nią zajęcia, a w 2016 roku nieoczekiwanie zostałem dyrektorem festiwalu „Kino na Granicy”, na którym się poznaliśmy. Teraz rozpoczynam przygodę z felietonami pisanymi dla „Kalejdoskopu”, a to przez lata była przecież domena Marii Kornatowskiej. Zbyt wiele tych zbiegów okoliczności...

Coś chyba musi być jednak w energii, w powietrzu, że ciągle – czy tego chcę, czy nie chcę – czuję jej patronat. Przez sześć lat naszej znajomości była przecież najżyczliwszą i najbardziej wnikliwą czytelniczką moich tekstów, prosiła, żebym wysyłał jej ich jak najwięcej. Diva i mentorka. Ekscentryczny anioł stróż w bombastycznej różowej koszulce z kina Felliniego. Ta rubryka dedykowana jest właśnie jej. Tytuł „Wodzireje i amatorzy” nie pozostawia złudzeń – jedna z najważniejszych książek Marii wiele mówiła o niej samej. Była zadziornym wodzirejem w pisaniu o polskim kinie, ale przy całym profesjonalizmie nie przestała być amatorką filmu artystycznego. Kiedy rozmawialiśmy o kinie, pani Marii zawsze błyszczały oczy. To była pasja.

„Wodzireje i amatorzy” będą moimi felietonowymi opowieściami o filmach prowokujących do namysłu, tytułach, które zachwycają albo drażnią, a czasami jedno i drugie; ale także refleksami festiwalowymi, portretami aktorskimi, migawkami wspomnień... We wchodzącym na ekrany nowym filmie Urszuli Antoniak „Pomiędzy słowami”, produkcji łódzkiego Opus Filmu, która – jestem tego niemal pewien – bardzo spodobałaby się Marii Kornatowskiej, znajdziemy wiele z tych założeniowych komponentów. Zachwyt i rozdrażnienie. A jedno jak gdyby wpisane w drugie, wynikające z drugiego. „To taki mało polski film” – usłyszałem z przekąsem w kuluarach festiwalu w Gdyni. Dla mnie to komplement. Kino wyzbyte prawideł nadanych przez tradycję spod znaku Wajdy, Kieślowskiego czy Zanussiego.

Łukasz Maciejewski


Dalszy ciąg felietonu można przeczytać w lutowym KALEJDOSKOPIE, który jest dostępny w kioskach Ruchu, Salonikach Prasowych, Empiku i Łódzkim Domu Kultury, a także w prenumeracie: https://prenumerata.ruch.com.pl/prenumerata-kalejdoskop-magazyn-kulturalny-lodzi-i-wojewodztwa-lodzkiego

Kategoria

Film