O kłopotach poezji współczesnej z czytelnikami i kłopotach czytelników z poezja współczesną pisze dla nas Elżbieta Grzesiak, uczestniczka Turnieju Jednego Wiersza rozegranego podczas Nocy Poezji w Sieradzu. Dziękujemy za ciekawy list.
Czy poezji bije dzwon? Oj tak, tak... Może nie jest to jeszcze
Dzwon Zygmunta ani ostatni dzwonek, ale z pewnością też nie
pierwszy. Nie potrzeba wielkiej filozofii, wystarczy wnikliwa
obserwacja rzeczywistości, aby zauważyć, że poezja zabrnęła w ślepy
zaułek, kozi róg czy też inne, równie klaustrofobiczne miejsce, a
najlepsze wyjście z opresji to: powolutku i na wstecznym.
Dlaczego ludzie nie czytają współczesnej poezji? Odpowiedź
jest prosta: bo współczesna poezja nie jest dla ludzi. Zwykli
zjadacze chleba (mam na myśli ogół społeczeństwa, więc również
ludzi wykształconych) nie rozumieją współczesnej poezji. W związku
z tym nie kupują jej ani dla siebie, ani w prezencie dla wujka
(równie dobrze mogliby kupić książkę napisaną sumeryjskim pismem
klinowym). Jeśli już ktoś decyduje się na kupno tomiku z zamiarem
podarowania go, to sięga po Szymborską, księdza Twardowskiego albo
jeszcze dalej, po któregoś ze Skamandrytów lub młodopolskiej spółki
(zazwyczaj ładnie wydanych).
Byłam ostatnio w małej księgarence i z ciekawości zaczęłam
szukać działu z poezją. Nie znalazłam, więc poprosiłam o pomoc.
Pani wskazała mi dwie maleńkie półeczki w dziale "Literatura
kobieca". Znajdowało się tam kilkadziesiąt tomików wymienionych
wcześniej poetów plus gruby zbiór tekstów mistrza Jeremiego -
pięknie oprawiony, w sam raz na prezent. Ponadto zbiór wierszy
Marka Koterskiego (który pewnie liczy na swoją popularność medialną
i soczyste słownictwo) oraz jeden tomik poety współczesnego wydany
chyba na papierze z surowców wtórnych (zalatywało PRL-em), który
przez to nie nadawał się nawet na prezent.
Ludzie nie rozumieją, co poeta miał na myśli, bo poeta w
pewnym sensie został zmuszony do używania języka niezrozumiałego.
Każdy nowy twórca poezji jest od samego początku wepchnięty na
odpowiednie tory i broń Boże nie może się wychylać, bo się wykolei.
W obecnych czasach wydanie własnego tomiku poezji graniczy z cudem.
Trzeba zaciągnąć kredyt, znaleźć sponsorów, być celebrytą (to się
przydaje nie tylko w przypadku poezji) albo laureatem konkursów
poetyckich. Aby zostać laureatem konkursu poetyckiego, należy
osiągnąć tzw. dojrzałość poetycką.
Odnoszę wrażenie, że wiersz jest tym dojrzalszy, im bardziej
niezrozumiały dla przeciętnego odbiorcy. Uskutecznię odrobinę
prywaty, aby lepiej zobrazować moje odczucia w tej kwestii.
Dojrzałość
Sady przepełnione owocami kuszą smakiem i
zapachem
- Nie tak szybko Ewo!
- Hola, hola Adamie!
- Uwaga na taśmy zabezpieczające!
Zespół ekspertów uzbrojonych w szkiełko i oko ocenia
dojrzałość
- Proszę, wybrane tylko dla Was, same dorodne,
najlepsze!
Odchodzą:
Zniesmaczona Ewa - amatorka kwaśnych jabłek i
Zawiedziony Adam - wielbiciel ulęgałek
Niezrozumienie wiersza rodzi w odbiorcy irytację, wpędza w
kompleksy, ewentualnie prowadzi do naditerpretacji. Przychodzą mi
do głowy dwa przykłady, w których niedomówienia spowodowały opaczne
zrozumienie. Na wielu nagrobkach i zniczach można spotkać cytat
Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą, a przecież
ksiądz Twardowski wcale nie miał na myśli śmierci. Podobnie było z
Majstrem Biedą, który pytał Wojtka Bellona, dlaczego ten go
uśmiercił? A tymczasem zwrot Wiatrem niesiony popłynął w
przeszłość oznaczał tylko przemieszczenie się Władka Nadopty w
inny rejon Bieszczadów.
Uważam, że prostota języka jest kluczowa w literaturze i nie
tylko. Ludzie uwielbiają Franciszka, bo wreszcie pojawił się papież
(po filozofie Janie Pawle II i teologu Benedykcie XVI), którego
wszyscy rozumieją.
Poezja współczesna trafia do bardzo wąskiego grona odbiorców.
Byłam ostatnio uczestnikiem dobrze zorganizowanej Nocy Poezji,
oczywiście darmowej. Idąc do biblioteki, mijałam dzikie tłumy
udające się na festiwal disco polo (bilet wstępu 30 zł).
Uczestników Nocy Poezji szacuję na około 50-60 osób. W tym 30 osób
to uczestnicy Konkursu Jednego Wiersza (niektórzy z osobami
towarzyszącymi), lokalna grupa poetycka (kilka osób), pracownicy
biblioteki, zaproszeni goście, emerytowani nauczyciele oraz kilka
przypadkowych osób (np. moja sąsiadka, która nie lubi poezji, ale
nie chce sama siedzieć w domu). W takim gronie nie da się
propagować poezji. Twórcy i krytycy duszą się we własnym sosie. Nie
czułam w tym towarzystwie otwartości, przyjaznego nastawienia.
Raczej podejrzliwość, że oto pojawiła się jakaś nowa, która może
zechce się wepchnąć w kolejkę do wydania tomiku.
Na niektórych twarzach dostrzegałam coś w rodzaju strachu
przed ośmieszeniem. Obawy w stylu: czy użyta przeze mnie
metafora nie jest zbyt infantylna i czy nie obśmieje jej w duchu
Pan X, który "wielkim poetą jest". Jest to poniekąd
zrozumiałe, bo każdy poeta to człowiek niezwykle wrażliwy (tym
bardziej na krytykę pod własnym adresem). I nawet gdyby nie
zrozumiał jakiegoś wiersza, to w żadnym wypadku się do tego nie
przyzna. Pomyśli raczej "może jestem zbyt mało inteligentny" -
właśnie dlatego, że jest inteligentny. Człowiek o niskim potencjale
umysłowym pomyśli w tym samym momencie "na jakich prochach był ten
co to pisał".
Uważam, że aby uratować poezję, należałoby ją "uspołecznić", a
nie sukcesywnie wyobcowywać. Jest to możliwe tylko przez
dostosowanie się do potrzeb odbiorcy (proszę nie mylić z chałturą).
W poezji, tak jak w prozie, każdy powinien znaleźć coś dla siebie.
Proza podzieliła się ze względu na tematykę i nadal pączkuje,
tworząc nowe podgatunki. W poezji ciągle constans. Proza każdemu
coś oferuje: gospodyniom domowym harlequiny, Grocholę i Kalicińską,
nauczycielkom Paulo Coelho i Janusza L. Wiśniewskiego, polonistkom
"Wojnę polsko-ruską", a gimnazjalistkom "50 twarzy Greya" ( bo
"Kwiat kalafiora" lekko przywiądł). Nie wiem, co czytają mężczyźni,
więc się nie wypowiadam.
A gdyby tak poezja mogła zaoferować to samo... A gdyby tak
pozwolić pisać nastolatkom wiersze dla nastolatek, nauczycielom dla
nauczycieli, a emerytom dla emerytów. (Jednym z uczestników
wspomnianej Nocy Poezji był starszy pan, który pokonując
niewątpliwe znużenie, dotrwał do północy tylko po to, aby móc
zaprezentować własny wiersz. Inna starsza pani zdobyła jedną z
nagród publiczności, recytując wiersz znacznie odbiegający od
obowiązujących trendów). Nie jest to propozycja promocji
bylejakości. Redaktorzy wydawnictw mogliby przecież przeprowadzić
wstępną selekcję i dokonać oceny, ale w obrębie danej kategorii.
A gdyby tak odejść od tradycyjnego modelu segregacji i nie
wrzucać całej poezji do działu Poezja, ale do działów
odpowiadających danej kategorii wiekowej, tematycznej, zawodowej?
Spece od marketingu doskonale wiedzą, jak rozdzielić prozę na
półkach, aby się sprzedała. (W dziale Poezja w dalszym ciągu
mogłaby figurować poezja przez Duże Pe). W przynajmniej dwóch,
znanych mi przypadkach, już się to zadziało. Mam na myśli
wiersze dla dzieci oraz poezję religijną. Zdaje się, że wielu
poetów dorabia, uspokajając sumienia rodziców, kupujących książki z
wierszykami dla swoich pociech, niekoniecznie do czytania. Poezja
religijna też przeżywa rozkwit (idealny prezent na ślub kościelny).
A gdyby tak nie błagać czytelnika: "Kup pan książkę", ale
spróbować dokonać zmian, które same go do tego skłonią?
Elżbieta Grzesiak