RECENZJA. Witajcie w dzisiaj! – można by zawołać, czytając „Pański płaszcz”, najnowszy zbiór wierszy tomaszowskiego poety Krzysztofa Kleszcza.
Tym razem zacznę nietypowo – monotonnym, alfabetycznym
wymienieniem: all inclusive, chwilówka, full wypas, fun, gratis,
grill, info, joga, jogurt light, lajk, lans, level, mp3, outlet,
Photoshop, program kulinarny, promocja, reklama, selfie, serial,
sms, sondaż, spot, szacun, tortilla, wi-fi, wow!
Witajcie w dzisiaj! – można by zawołać, czytając „Pański
płaszcz”, najnowszy zbiór wierszy tomaszowskiego poety Krzysztofa
Kleszcza. Nawet jeśli do końca nie wiemy, co niektóre wymienione w
pierwszym akapicie wyrazy znaczą albo w jakich okolicznościach się
ich używa, na pewno się z nimi zetknęliśmy – i stykamy w wierszach
tomaszowianina. Ambicją autora tych liryków jest bowiem
sportretowanie współczesności w jej możliwie wielu odsłonach i
aspektach. Bynajmniej nie z zachwytem, lecz przeciwnie – w
poczuciu, że świat (i w jakimś stopniu, jakkolwiekbyśmy się
bronili, my z nim) głupieje w bylejakości, banale i konsumpcji,
zatracając to, co było dotąd jego prawdziwą wartością. „Pański
płaszcz” to zbiór utworów powstałych z etycznej pasji, z niezgody
na rozpad rzeczywistości i człowieczeństwa, z tęsknoty za harmonią
i prawdą.
Kleszcz jest przy tym poetą bardzo wyraźnie świadomym, że mówi
do dzieci swojego czasu, nie proponuje więc lekcji etyki. Nie
kreuje bohatera lirycznego, który byłby wyraźnie ponad to wszystko,
co widzi (i co gnije) wokół. On tylko starannie zbiera i opisuje,
jakby nie chciał niczego pominąć, niczego zbyć milczeniem – bo robi
to z autentyczną zaciekłością. Chyba nawet zresztą gromadzi aż
nazbyt starannie, opisuje nazbyt szczegółowo, ponieważ wywołuje u
odbiorcy efekt niezdrowego zaciekawienia, zapraszając do udziału w
swoistych zawodach: „zgadnij, o czym jeszcze powiem”, „zastanów
się, czy czegoś nie przeoczyłem”. Nie przeoczył. Zajrzał w każdą
ciemną dziurę i pokazał, że znikąd nadziei.
Warsztatowo rzecz jest bardzo smakowita. Wszystko rozgrywa się
nie w krzyku przerażenia towarzyszącego apokalipsie, nie w
lamentacjach, a – w zdziwieniu i poprzez subtelny cień ironii.
Kleszcz kompromituje skompromitowany świat zaledwie zestawiając
nieprzystawalne do siebie obrazy, łącząc niełączliwe pojęcia i
wyrazy. Pokazuje rozpad domu, miłości, tradycji, poezji. I co dla
niego szczególnie ważne, co decyduje o najgłębszym sensie
istnienia: religii oraz eschatologii. „Z wiecznością policzono się
jak z eternitem. Zedrzeć, / składować z dala od ludzi” – tymi
słowami rozpoczyna wiersz „Eternity”. To bodaj jedyny utwór,
którego podmiot jest tak wyraźnie sarkastyczny. W innych nawet nie
krzywi się i nie nadyma, jak zwykło wielu wytrawnych moralistów
dzisiejszej doby. Opowiada spokojnie o rozpadzie, patrząc nań od
wewnątrz, jako współuczestnik, może nawet – jako nieświadomy
współsprawca, który co prawda coś tam jeszcze innego, lepszego
pamięta, do czegoś innego niż to, co widzi, tęskni, ale nie umie
się sam przeciwstawić światu, zbudować na nowo, bo mu po prostu
brak godnego budulca. Bo sam podlega rozpadowi. Dlatego pyta (chyba
nie dramatycznie, lecz z rezygnacją?) w finale „Zimnych
ogrodników”: „Co jeśli poznają nas / po owocach? Po naklejce Made
in China?”.
Naprawdę, świetnie zrobione wiersze! Mimo to mam ochotę
zapytać przede wszystkim o to, kiedy powstały, bo odnosząc się – w
bogactwie motywów i tematów, w tym swoim rozbuchaniu – do naszej
rzeczywistości, jakby jej jednak już nie obejmowały, jakby ślizgały
się po powierzchni. Oczywiście wiem, że nie mogę mieć do poety
pretensji, że coś pominął, że jego wizja nie zgadza się z moją. Ale
muszę napisać, że się nie zgadza! Czytam „Pański płaszcz” jak
opowieść sprzed lat, kiedy wydawało się, że historia się skończyła,
że na wszystko będzie lekarstwo, że „zabijamy się jedynie / na
wyprzedażach”. Jednak ludzie nie giną głównie w hipermarketach i w
wypadkach, a na wojnie, pełzającej w Europie i tragicznej na
Bliskim Wschodzie. W Polsce też można oberwać nie tylko oberwaną
półką sklepową. Jest goręcej i bardziej ponuro niż w poetyckiej
wizji Kleszcza. Ktoś powie, że przywołuję coś, co nas omija.
Czyżby? Powie: piszesz o sprawach odległych. Czyżby? Mam wrażenie,
że „Pański płaszcz” prezentuje, bardzo atrakcyjnie, kalejdoskop
spraw bliskich, ale wielokroć już opisanych. Że, ślizgając się po
powierzchni, prezentuje wymyślne figury na dobrze wypolerowanej,
otoczonej zgrabnymi barierkami powierzchni. Wiersz „Programowy”
Krzysztof Kleszcz kończy zdaniem: „Ronię ironię zamiast łez”. Nie
zawsze chyba tak przystoi.
Krzysztof Kleszcz, „Pański płaszcz”. Wyd.
Kwadratura, Łódź 2016.