Poeta Kacper Płusa nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia, Urszula Kulbacka w dwudziestce nominowanych do Nike. To duży sukces małych łódzkich oficyn.
Debiutancki tomik Płusy Ze skraju i ze światła wydała
łódzka Kwadratura, tomik Kulbackiej - Stowarzyszenie Pisarzy
Polskich Oddział Łódzki (książka była dołączona do wydawanego w
Łodzi czasopisma Arterie).
Kacper Płusa pochodzi z Pabianic, jest studentem polonistyki
Uniwersytetu Łódzkiego. Mimo młodego wieku jest już laureatem
kilkudziesięciu konkursów poetyckich, m.in. turniejów jednego
wiersza "O puchar wina" i "O czekan Jacka Bierezina". Za tom Ze
skraju i ze światła otrzymał już prestiżową Nagrodę im.
Kazimiery Iłłakowiczówny. Redaktorem książki jest Piotr Grobliński,
jako ilustracje wykorzystano obrazy Andrzeja Fydrycha. Czy Ze
skraju i ze światła będzie najlepszą polską książką poetycką -
dowiemy się 22 czerwca.
pokój z widokiem na wojnę
moje kości nocą bawiły się w blitzkrieg. pod powiekami
wydłużał się pejzaż
obły jak łuska. ślepa ulica była lufą, ktoś włożył ją w usta futryn.
kończyła się czerwonym punktem papierosa, który parzył w przełyk.
wokół rozbrzmiewał mój kaszel – chroniczny jak seria.
obły jak łuska. ślepa ulica była lufą, ktoś włożył ją w usta futryn.
kończyła się czerwonym punktem papierosa, który parzył w przełyk.
wokół rozbrzmiewał mój kaszel – chroniczny jak seria.
deszcz imitował śrut. próbował przemycać do wewnątrz zimny
front,
kontrast do zamkniętych układów organizmu. naprzeciw okna
książkom czerwieniał naskórek. ścierał się od śladów zaciśniętych palców
(które dotykały grzbietu jak cyngla).
kontrast do zamkniętych układów organizmu. naprzeciw okna
książkom czerwieniał naskórek. ścierał się od śladów zaciśniętych palców
(które dotykały grzbietu jak cyngla).
najbardziej lubię spowiadać się w
sierpniu
widzę piorun, rozciągniętą między niebem a gruntem strunę.
przy zetknięciu z powierzchnią posłuszny fizyce prostuje ścieżki.
prąd to jego oddech. staje się zimny jak duralex, prawo i łacina.
przy zetknięciu z powierzchnią posłuszny fizyce prostuje ścieżki.
prąd to jego oddech. staje się zimny jak duralex, prawo i łacina.
siedzę w otwartym oknie. słucham alabama blues. spoglądam
przez ramię. tak grzesznicy widują boga. siedzę tyłem do kierunku jazdy
jak stary baudelaire. choć z pozoru jestem statyczny, gorące powietrze
wyobraża dystans, jaki muszę przebyć.
przez ramię. tak grzesznicy widują boga. siedzę tyłem do kierunku jazdy
jak stary baudelaire. choć z pozoru jestem statyczny, gorące powietrze
wyobraża dystans, jaki muszę przebyć.
polska b
był sad. rozrastał się jak apokryf, poza marginesem. księga to
tynki gospodarstw.
więc szósta rano. pociąg z miasta a do miasta b nie jechał.
więc szósta rano. pociąg z miasta a do miasta b nie jechał.
zostałem sam przed budynkiem stacji. zostałem sam, choć
pociągi nie odchodziły.
na spleśniałej kiści peronów czas wlókł się jak zwierzę,
umaszczony plamami cerkwi, chat, dzieci o czerwono-czereśniowych twarzach.
przy przetartej drodze żużel przypominał szlaczek w zeszycie. pamiętał przeprawy
na spleśniałej kiści peronów czas wlókł się jak zwierzę,
umaszczony plamami cerkwi, chat, dzieci o czerwono-czereśniowych twarzach.
przy przetartej drodze żużel przypominał szlaczek w zeszycie. pamiętał przeprawy
po marcowych błotach (ich daremność). koleiny układały się w
szereg,
pnie drzew też. nic tak nie krwawi jak blizny zadawane skalpelem bieżnika.
pnie drzew też. nic tak nie krwawi jak blizny zadawane skalpelem bieżnika.
krajobraz ze środkiem w metalowym szyldzie. dla niego odjazd
to powróz.
zrywanie jabłek z jabłonią.
zrywanie jabłek z jabłonią.
Z posłowia Macieja Meleckiego:
Przepływ mikroświata w wierszach debiutanta jest niezwykle
wartki. Płusa sytuuje się w oku cyklonu, z którego namierza
wietrzne i płynne kształty za pośrednictwem zbiegów okoliczności
językowych ujęć. Surowe płótno jawy, którym jest wyściełany każdy
wiersz z tego tomu, nie dość, że jest odczuwalnie bardzo szorstkie,
to jeszcze staje się lotnym tłem dla każdego ruchu czy gestu
bohatera tych wierszy – tropiciela sensu w świecie podejrzewanym
coraz bardziej o jego brak. Upór w wynajdywaniu coraz to nowych
ścieżek, stwarzających szanse na odkrycie jakiejś logiki w
rzeczywistości narzuconej, niewątpliwie jest godny
podziwu.
Tak o twórczości Kacpra Płusy pisze Tomasz Cieślak (cała
recenzja tomu w czerwcowym numerze magazynu "Kalejdoskop"):
"(...) dawno nie było wierszy tak konsekwentnie i niezwykle
różnych od dominujących w liryce najnowszej mód i tendencji. Płusa
pisze jakoś obok nich, nie zwracając uwagi na to, co się
najchętniej czyta i komentuje. Co prawda, nie ukrywa też dość
wyraźnych fascynacji i inspiracji, między innymi poezją Romana
Honeta, ale przecież i ona ciągle nie może przykuć baczniejszej
uwagi krytyków i badaczy, pozostając na marginesie głównego nurtu.
Ten Honetowy patronat (zatem, dla nieco bardziej wtajemniczonych,
sfera „wyzwolonej wyobraźni”, więc także Rimbaud i Verlaine) nie
oznacza w przypadku wierszy Płusy naśladownictwa czy zapożyczeń;
jest raczej próbą pójścia podobną drogą w budowaniu poetyckiego
świata, niejednoznacznego, nie do końca czytelnego i pochwytnego,
nieznośnie i nieprzekraczalnie somatycznego, a jednocześnie
niosącego w sobie stale jakąś metafizyczną tajemnicę.
O czym zatem są wiersze Kacpra Płusy? To chyba najtrudniejsze
pytanie, jakie może sobie postawić czytelnik tomu. Są bowiem i o
drobiazgach wziętych wprost z codzienności, surowych i niemal
artystycznie nieprzetworzonych, i o ulotnych, chwilowych wrażeniach
i przeczuciach, i – wreszcie – są próbą, wręcz bezczelną, bo tak
odważną, jak odważny może być zapalczywy debiutant – opisania
świata we wszystkich jego aspektach. Oto efekt: bogata, rozbuchana
liryka. Wiem, że posługuję się ogólnikami, ale chyba w tym
przypadku trudno poza ogólniki wyjść, ponieważ głównym
doświadczeniem lekturowym Ze skraju i ze światła jest właśnie
poczucie graniczności, niewyrażalności, niepochwytności. Bardzo
dobrze poetycko ujęte. A może raczej: poetycko zrobione?
(...)"