Pierzyna | Kalejdoskop kulturalny regionu łódzkiego
Proszę określić gdzie leży problem:
Proszę wpisać wynik dodawania:
3 + 1 =
Link
Proszę wpisać wynik dodawania:
3 + 1 =

Pierzyna

Z balkonu na Wschodniej wylewała się miękka piana pierzyn. Tak najlepiej wietrzy się z nich sny, wyschnięte resztki wieczorów i całkiem świeże jeszcze poranki.
W powietrzu, w dymie i hałasie miasta ulatują spomiędzy pierza ślady marzeń sennych i ludzi. Biała, nieruchoma fala, która jeszcze chwilę temu zalewała czyjeś łóżko, a teraz bezwładne wysycha w słońcu.

Pamiętam z dzieciństwa taką grubą, ciężką pierzynę, otulającą mnie aż po sam oddech, kiedy się pod nią zanurzałam, a sen kładł się na piersi jak kamień. Dopiero po kilku minutach kamień stawał się miękkim wapieniem, rozpuszczającym się w cieple babcinej sypialni. Jej kształt bielił się w ciemności i ukrywał w sobie dziewczynkę, jak jasną pestkę głęboko schowaną w soczystym owocu. Babcia przychodziła i otulała mocniej, jakby chciała zamknąć mnie jeszcze szczelniej w tej nocy i w bezpiecznym śnie, w którym człowiek odlewa się jak biały, woskowy kształt. Jest tak ciasno, że nie prześlizgnie się do mnie żaden koszmar, nie zakiełkuje najmniejsza zła myśl. – To po prababci – mówiła babcia, ugniatając rosnące ciasto pierzyny, pod którą śnię nie pierwsza, może nie ostania. Sny pachniały mydłem, proszkiem do prania i kremem do rąk. Do dziś nie wiem, jak właściwie pachnie pierze.

Pamiętam prababcię w tej pierzynie, kiedy patrzyła na mnie i mówiła coś niewyraźnie, w narzeczu starych, zmęczonych ludzi, którzy powiedzieli w życiu tyle, że już nie otwierają ust. Nie rozumiałam, bo prababcia żuła głoski jakby były skórkami chleba pływającymi wokół jej łóżka – wielkiej, rzeźbionej łodzi. Na jej dnie, wśród falujących kołder i poduszek, leżała maluteńka twarz. Ja, uczepiona burty łóżka, zaglądałam na pokład i tylko patrzyłam, jak pienią się pierzyny i prześcieradła, koce, chusteczki, pilot do telewizora, woreczek z suszonym geranium, foliowa torebka z lekarstwami, termofor i ta malutka, maluteńka twarz jak orzech włoski unoszący się na powierzchni morza.


Anna Ciarkowska


Ciąg dalszy felietonu można znaleźć w grudniowym "Kalejdoskopie" – do kupienia w Łódzkim Domu Kultury, punktach Ruchu S.A. , Kolportera, Garmond-Press i salonach empik. A także w prenumeracie (w opcji darmowa dostawa do wybranego kiosku Ruchu):
https://prenumerata.ruch.com.pl/prenumerata-kalejdoskop-magazyn-kulturalny-lodzi-i-wojewodztwa-lodzkiego?fbclid=IwAR0CJwQi1fl7y-1av7GdZlwB82ZmKdxZmMSef9uNO1G6RKt-b4HEX_KIB8o

Kategoria

Literatura