POEZJA PROSTO Z GDYNI | Kalejdoskop kulturalny regionu łódzkiego
Proszę określić gdzie leży problem:
Proszę wpisać wynik dodawania:
1 + 3 =
Link
Proszę wpisać wynik dodawania:
1 + 3 =

POEZJA PROSTO Z GDYNI

Nagroda Literacka Gdynia pomaga rozeznać się w nowościach polskiego rynku wydawniczego. Opiniotwórcze jury, podział na kategorie (poezja, proza, esej, przekład), niedyskryminowanie małych wydawnictw – wszystko to sprawia, że tę nagrodę warto śledzić. W tym roku wśród 20 nominowanych pozycji znalazły się dwie, które można uznać za książki „łódzkie”: Sława Lisiecka została wyróżniona za przekład Bernharda, natomiast w dziedzinie poezji w finałowej piątce znalazł się tom wydany przez Dom Literatury – "Na koniec idą" Macieja Topolskiego (debiut krakowskiego poety). Jak wypadł na tle pozostałych nominacji?
Nestorem w gronie nominowanych jest Jerzy Kronhold, autor tomu Stance. Już sam tytuł sygnalizuje klasycystyczne nastawienie autora. Kronhold to kolejny poeta Nowej Fali, który przeszedł na stronę tradycjonalistów – jak Krzysztof Karasek czy Adam Zagajewski. Stance to poemat rozpisany na 46 rymowanych oktostychów pisanych 13-zgłoskowcem z regularną średniówką (a właściwie 45, bo jeden wiersz ma inną budowę). Melodyjne, czyste formalnie wiersze traktują o stracie, o miłości (tęsknocie za miłością), o małych radościach życia (np. muzyce, pięknie przyrody). Zaczerpnięta z tradycji forma pozwala połączyć dystans do wielkich tematów z szacunkiem dla słowa – czystego i dostojnego. Byłby więc Kronhold mistrzem słowa w starym stylu, gdyby nie drobne uchybienia, np. ubierzesz krótką suknię (!) i w tym samym wierszu zieleń veronese (zamiast Veronese’a). Takie wypominanie byłoby małostkowością, gdyby nie fakt, że w założeniu to perfekcyjna forma ma ten tom organizować.

Dominik Bielicki 9 lat temu wygrał kutnowski konkurs na najlepszy debiut poetycki. Teraz jego druga książka przynosi mu Nagrodę Literacką Gdynia. Pawilony  to powrót do lat 90. – przypomnienie (a może uobecnienie, uświadomienie sobie) paradoksów czasu transformacji. Ten czas żyje w zakamarkach naszej pamięci, którą poeta stara się sobie (i przy okazji nam) wytłumaczyć. Nie chcę czegoś innego/chcę tego samego – nostalgiczne wyznanie wiary w przeszłość byłoby trudne do przyjęcia, gdyby nie surowy („architektoniczny”) styl tych poetyckich miniatur. Nowe idee potrzebują starych budynków – brzmi motto, które równie dobrze jak do architektury można odnieść do języka poezji. Krótkie zdania, migawki, cytaty – wiersze budowane jak tytułowe pawilony z białej cegły. Osiedlowy modernizm z nieoczywistymi puentami. W sklepie z częściami do pralek/żadnych widoków na całe pralki.

Agata Jabłońska jest korespondentką z linii frontu. Swój Raport wojenny pisze na polu walki ze światem. Zapisuje rzeczy, które nie dają jej spokoju, które szarpią i wkurzają. Cierpienie zwierząt i dzieci, wykorzystywanie słabszych, rozdźwięk między deklaracjami a praktyką – zaprawdę, jest przeciw czemu protestować. Trzeba tylko znaleźć język – Jabłońska opiera swoje ekspresyjne wiersze na efektach brzmieniowych i zaskakujących przerzutniach. Słychać też echa zawodowych zainteresowań autorki – historyka sztuki.

Druga z nominowanych autorek, Natalia Małek, jest z wykształcenia anglistką. Jej wiersze kojarzą się z poezją amerykańską, nowoczesną aż po granice niezrozumiałości. Autorka rozpoczyna wiersz jakąś narracyjną frazą, zarysowując sytuację i sylwetki bohaterów, a następnie maksymalnie kontrastuje kolejne fragmenty pod względem stylu, rejestru, tematów. Całość rozjeżdża się i odsyła uwagę czytelnika w różne rejony. Czasami bywa to inspirujące, czasami denerwuje. Tom Kord to oprócz wierszy także zdjęcia Anny Grzelewskiej – jeszcze jeden kontekst komplikujący odczytanie.

No i Na koniec idą wiersze Macieja Topolskiego, wydane przez Dom Literatury w Bibliotece Arterii.  To właściwie jedno zdanie, rozpisane na cały tom. Zaczyna się od tytułu, potem jest 20 wierszy o jednowyrazowych, imiesłowowych bądź przymiotnikowych tytułach, a na koniec – ostatnie, jakże znaczące słowo tomu: znaki. Na koniec idą widziane, zbierane, pamiętane, upadłe… znaki. Znaki końca? Apokaliptyczne skojarzenia wynikają z podniosłego (modlitewnego) stylu (dykcja Dyckiego?), ale też z wykorzystywania przez autora słów o religijnych konotacjach. Ale myśl biegnie tu wstecz – imiesłowy są zawsze bierne, utworzone od czasowników dokonanych, wiersze o tym samym tytule umieszczone są w odwrotnym porządku (najpierw z numerem II, potem z numerem I) – to raczej rozrachunek, spowiedź niż proroctwo.  Rozrachunek uwikłany – jak całe ludzkie doświadczenie – w znaki właśnie. Bez świata oko jest ślepe, widzi tylko biel światła – pisze Topolski. Z tej bieli wyłaniają się rzeczy, ciała, znaczenia. A pomiędzy rzeczami i ciałami a znaczeniami pojawiają się znaki, pożywka dla świadomości, a jednocześnie kurtyna oddzielająca nas od świata. To chyba książka o wygnaniu człowieka z raju w świat znaków. Dobry tom wierszy, może najlepszy z nominowanej piątki.



Piotr Grobliński

Kategoria

Literatura