Zdjęcie zostało wykonane 9 grudnia 1925 roku w Warszawie podczas pogrzebu Władysława Stanisława Reymonta. Na pierwszym planie dwuosobowa delegacja z Charłupi Wielkiej niesie wieniec z napisem na szarfie: „Swemu przyjacielowi chłopi z sieradzkiego”.
Zdjęcie zostało wykonane w godzinach południowych 9 grudnia
1925 roku w Warszawie podczas pogrzebu Władysława Stanisława
Reymonta. Na pierwszym planie dwuosobowa delegacja z Charłupi
Wielkiej niesie wieniec z napisem na szarfie: „Swemu przyjacielowi
chłopi z sieradzkiego”.
Nie sposób po tylu latach ustalić z całą pewnością tożsamości
tych osób, ale w zbiorowej świadomości mieszkańców wsi są to
najprawdopodobniej synowie Józefa Bednarka i Franciszka Kuleszy,
przyjaciół pisarza z tamtych czasów.
Bednarek, Kulesza i Tomasz Andrysiak weszli do historii
literatury polskiej, gdy Reymont uwiecznił ich w swoich nowelach:
„Pęknięty dzwon”, „Na Niemca” i „Za frontem”. Z okazji 90. rocznicy
śmierci noblisty udałem się do Charłupi szlakiem przetartym przez
jego badaczy: Tadeusza Szewery i Henryka Dzendzla, by odszukać
potomków wspomnianych bohaterów.
Józek Bednarek uważany był za nadwornego stolarza państwa
Reymontów, a w charłupskim dworze było co wystrugiwać i co
naprawiać. Nie dość, że stolarz, to jeszcze wspaniały muzyk-samouk.
Po wiejskich weselach zbierał dla pisarza ludowe przyśpiewki, a ten
niejedną z nich wykorzystał potem w swoich utworach. Gdy w 1913
roku Reymontowie przenosili się do Warszawy, dali Bednarkom piękny
kryształowy żyrandol, kanapę i stół. Niestety, wszystkie te
pamiątkowe meble przepadły podczas ostatniej wojny. A gdy pisarz
otrzymał Nobla, Józef wysłał mu kartkę z gratulacjami, na którą
szybko dostał odpowiedź. Takie to były czasy, że chłopski stolarz i
noblista pisywali do siebie! Ta korespondencja też zaginęła w
wojennej zawierusze, bo Niemcy wyrzucili Bednarków z ich domu. Jaka
szkoda, byłaby to dziś najpiękniejsza sieradzka pamiątka po
pisarzu. Józef Bednarek zmarł w Żninie w 1949 roku, ale do dziś
mieszka w Charłupi jego wnuk Zbigniew. Ma wszystkie nowele Reymonta
związane z ziemią sieradzką, zbiera wszelkie artykuły na ten temat,
a o rodzinie i jej powiązaniach z dworem może razem ze swoją żoną
opowiadać godzinami.
Zaś o Franku Kuleszy do tej pory we wsi opowiadają, jak to
kiedyś jechał na łąkę po siano, by zdążyć przed nadciągającą burzą.
Zaczepił go wtedy Reymont, który dopytując o różne sprawy, nie
chciał go puścić. Kulesza miał wtedy powiedzieć, że przez próżne
gadanie zmoknie mu siano. Pisarz na to, że siano faktycznie
zmoknie, ale tego, co sobie pogadają i co on potem zapisze, to już
żadna burza nie zniszczy.
Widziałem się w Charłupi z wnukiem Franciszka, Tadeuszem
Kuleszą. Też niemal wszystko wie o Reymoncie i jego życiu na
sieradzkiej ziemi. Byliśmy razem na miejscowym cmentarzu nad grobem
jego dziadka. Zmarł w 1937 roku, ale dom, który wystawił ponad sto
lat temu, i do którego nieraz zaglądał pisarz, stoi pośrodku wsi do
dziś.
Trzeci przyjaciel noblisty, Tomasz Andrysiak, znany był z
tego, że na starość nosił wąsy à la Reymont. Jako mały chłopak
pasał ojcowe krowy, a w wolnych chwilach łapał raki w pobliskiej
rzeczce Myi. Raz za złapane smakołyki dostał od charłupskiego
dziedzica abecadło, bo bardzo chciał się uczyć, a w domu nie było
żadnych książek. Zmarł w latach pięćdziesiątych, a wnukowie, którzy
do tej pory w tej wsi mieszkają, pochowali go na miejscowym
cmentarzu.
Współczesnym miłośnikiem pisarza jest proboszcz tutejszej
parafii św. Bartłomieja Apostoła, ks. kan. Stanisław Morzycki,
który bardzo mi pomógł w badaniu śladów po nobliście. Ja też mam do
Reymonta osobisty sentyment – pradziadek mojej żony, Walenty
Kołodziej, często wykonywał w jego dworze roboty ciesielskie.
Noblistę wspominają do dziś u Karbiaków, Kulawiaków, Pełków i w
wielu innych od pokoleń zasiedziałych w Charłupi rodach. Pamiętają
jak, spacerując po wsi, zawsze nosił przy sobie małe chusteczki z
kawałków białego płótna i dawał je dorastającym urwisom, by „nosa w
rękaw nie ucierali”, a dla maluchów miał zawsze kieszenie pełne
cukierków.
Taki to był ten „dobry pan na Charłupi”. I za to miał
wspaniały pogrzeb. Jego serce wmurowano w filar kościoła św.
Krzyża, a zabalsamowane ciało pochowano na Powązkach. Był to
pierwszy grób w tzw. Alei Zasłużonych. Uroczystości zaczęły się na
Placu Zamkowym, gdzie w imieniu rządu RP przemówienie wygłosił
minister Stanisław Grabski. W pogrzebie brali udział m.in.
prezydent Stanisław Wojciechowski, marszałek Sejmu Maciej Rataj i
„pierwszy chłop Rzeczypospolitej” Wincenty Witos. Pisarze Emil
Zegadłowicz i Józef Relidzyński nieśli odznaczenia noblisty. Potem
kondukt żałobny udał się na cmentarz. Gdzieś na trasie tego
przemarszu zrobiono dla „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” to
właśnie zdjęcie, które stało się okazją do moich wspomnień. Oprócz
sieradzkiej obecne były delegacje z Kobieli Wielkich, Lipiec i
Kołaczkowa. W imieniu literatów pożegnali pisarza Leopold Staff,
Adam Grzymała-Siedlecki i Jarosław Iwaszkiewicz.
W 90. rocznicę śmierci Reymonta ziemia sieradzka pamięta o
swym nobliście. Biblioteka Pedagogiczna w Sieradzu organizuje w
grudniu prelekcję „Reymont, jakiego nie znamy” dla uczniów szkół
noszących imię wielkiego pisarza – Szkoły Podstawowej w Charłupi
Wielkiej, Szkoły Podstawowej w Jeziorsku i Szkoły Podstawowej nr 1
w Sieradzu.
Andrzej Sznajder
Foto: Fotopolska.pl