Na godzinę
przed spotkaniem „na obiekt” weszła, a raczej wtoczyła się grupa ogromnych mężczyzn, uzbrojonych
jak czołgi, ubranych
na czarno - relacja własna Macieja Cholewińskiego.
Po mieście rozniosła się wieść: kibice będą zwiedzali Muzeum
Sztuki! Rzecz, która miała być utrzymywana w tajemnicy (m.in. z
uwagi na Bezpieczeństwo i Higienę Zwiedzania) szybko stała się
zgoła nietajemnicza. Pewnie dlatego na godzinę przed spotkaniem „na
obiekt” weszła, a raczej wtoczyła się grupa ogromnych mężczyzn,
uzbrojonych jak czołgi, ubranych na czarno i zapytała – „Którym
wejściem będą wchodzili? Tym czy tamtym? Wie pan, musimy
zabezpieczyć. Chuliganka z Mielczarskiego i Limanki już się w necie
zwołuje”. O jedenastej kibice wkroczyli (pojedynczo) którymś z
wejść, potem przyszli piłkarze (najprawdziwsi!) z pierwszej drużyny
Widzewa, a potem legendy, grające w tym klubie na przełomie lat 70.
i 80. Zamurowało mnie ze wzruszenia, ale cóż, trzeba było zacząć
mówić. Dlaczego nasze muzeum jest wyjątkowe (bo jest), dlaczego
nasze miasto jest wyjątkowe (bo jest), dlaczego Widzew jest
wyjątkowy (tu wszyscy byli zgodni), o czym jest wystawa
„Korespondencje” i co ma to wszystko ze sobą wspólnego... (Stałem
obok „oprawy meczowej”, którą własnoręcznie przygotowałem, czyli
pomocy naukowej do wykładu w postaci tablicy wyklejanej wszelkimi
znalezionymi piłkarsko-widzewskimi „artefaktami”. Powstał collage
ze stadionu i spoza, ze świata sztuki, prasy i telewizji, z ulic,
ze ścian z muralami, z tłumów, szalików, rac, flag, trybun – ze
wszystkiego, co próbuje pokazać, czym jest piłka, a raczej to, co
się wokół niej dzieje). Kiedy skończyłem mówić, przeszliśmy,
oczywiście „w barwach”, tj. w koszulkach Widzewa, do sal
muzealnych, zobaczyć, co potrafili Wróblewski, Grabowski,
Witkiewicz, Korolkiewicz, Moskwa, Kantor, Hiller, Szpakowski,
Czyżewski, w ataku Fangor i Bułhak, a z drugiej strony Arp, Klee,
Masson, Braque, Léger, Bill, Picasso, Kandinsky, Lowe, Judd, na
bramce Beuys. A, zapomniałem: byli też dziennikarze. Cała masa
dziennikarzy, którzy obfotografowali nas od stóp do głów (nie
gorzej niż policja przed meczami), a potem pięknie pokazali w
prasie i w telewizji (tak mi rodzina mówiła). A teraz na poważnie.
Muzeum Sztuki w Łodzi i stowarzyszenie „Fanatycy Widzewa”
zorganizowało spotkanie pod nazwą „Widzew chodzi do muzeum, czyli
Teoria Widzewa” (tytuł nawiązywał do dzieła łódzkiego artysty, Jana
Trzeciego Wazy – serii graffiti, w których przeniósł „wojnę”
kibiców Widzewa i ŁKS z krainy przemocy w świat kpiny, absurdu i
groteski; z drugiej strony tytuł zahaczał o zjawisko pn. „Władysław
Strzemiński” i jego „Teorię widzenia”). I tak przez gmach ms2
przemaszerowała grupa ludzi, którzy w taki czy inny sposób związani
są z klubem piłkarskim RTS Widzew Łódź. Wszystko. Ale to nie
wszystko. Każdy wiedział, że nie jest to zwyczajna impreza. Wydaje
mi się, że najlepiej na tym wyszli kibice, bo oni po prostu
przyszli, posłuchali, obejrzeli, porozmawialiśmy, poszli. Spotkamy
się za tydzień na stadionie. A reszta? Dziennikarze byli
przeszczęśliwi, że trafił im się taki kąsek – kibice w muzeum!
Kibice, kibole, bandyci, narodowcy, forpoczta pisu, bojówki,
prymitywy, ksenofobi, chuligani, do których „policja strzela
gumowymi kulami z broni gładkolufowej” (znacie Państwo taką frazę z
telewizji?). Koleżanki i koledzy z pracy byli lekko – łagodnie
mówiąc – przestraszeni, a nawet zaniepokojeni. Znajomi i nieznajomi
pytali – „Ustawka będzie? Bejsbole będą? Race odpalą? Uważajcie na
obrazy, pewnie poniszczą”. Dla mnie najciekawsza była obserwacja,
jak wielka jest siła stereotypu i bezsilność wobec niego, że
człowiek choćby nie wiem, co zrobił – nie zdziała nic; że wszelkie
próby przekonania Niemców, że nie wszyscy Polacy mają wąsiki, piją
wiadrami wódkę, noszą bardzo charakterystyczne ubrania i kradną
samochody, skazane są na niepowodzenie. A może zostawić wszystko,
jak jest? Nie przekonywać? Nie wołać na puszczy? Bo i po co
krzyczeć w lesie? Następnym razem zaprosimy na zwiedzanie
dwudziestu... profesorów. Tylko kogo obchodzą profesorowie? Kibice,
kibole, bandyci, narodowcy, forpoczta... są jednak... Nieprawdaż?
Proszę określić gdzie leży problem: