Mirosław Drożdżowski od 22 lat uczy gry na gitarze klasycznej. Wychował
wielu laureatów prestiżowych konkursów. Jego kompozycje i
opracowania dzieł Chopina uzyskały pochlebne recenzje w brytyjskim
piśmie branżowym „Classical Guitar”.
Mirosław Drożdżowski od 22 lat uczy gry na gitarze klasycznej.
Wychował wielu laureatów prestiżowych konkursów. Mówi, że oprócz
intuicji i doświadczenia pedagogicznego trzeba mieć szczęście, żeby
trafić na utalentowaną osobę. Aby też trochę szczęściu pomóc,
pracuje w trzech szkołach muzycznych: w Piotrkowie Trybunalskim,
Tomaszowie Mazowieckim i Bełchatowie. Pisze utwory dla młodych
gitarzystów. Jego kompozycje i opracowania dzieł Chopina uzyskały
pochlebne recenzje w brytyjskim piśmie branżowym „Classical
Guitar”.Bogdan Sobieszek: – Mało się słyszy o wielkich
gitarzystach klasycznych…
Mirosław Drożdżowski: – Bo to dyscyplina
niszowa. Trzeba być naprawdę wybitnym, żeby zostać zauważonym. W
Polsce mamy kilku takich artystów, którzy koncertują po świecie –
m.in. Marcin Dylla i Łukasz Kuropaczewski. Najwybitniejszy z moich
uczniów, Piotr Przedbora z Tomaszowa, ma bardzo duże szanse, żeby
do nich dołączyć. 19-latek nagrał już płytę z poważnym repertuarem
(Bach, Turina, Ponce, Chopin) dla poważnej polskiej wytwórni Dux.
To wyjątkowe osiągnięcie. Studiuje na pierwszym roku Uniwersytetu
Muzycznego w Warszawie u prof. Marcina Zalewskiego i pobiera lekcje
mistrzowskie w Paryżu prowadzone przez Judicaela Perroya, artystę
ze światowej czołówki gitarowej.
Jest pan dumny z sukcesów swoich
podopiecznych?
– Sukces to wspólne dzieło ucznia, nauczyciela i rodzica.
Jeśli rodzice nie są zainteresowani postępami dziecka i nie
słuchają na co dzień w domu, jak ono gra, to nic z tego nie
wyjdzie. Ja tutaj dokładam tylko swoją cegiełkę. Śledzę losy moich
uczniów. Mam bardzo dobry kontakt z Piotrkiem Przedborą. Byłem przy
nim, gdy nagrywał płytę. Wiem, że przygotowuje się do swoich
najważniejszych w życiu konkursów m.in. w Stanach Zjednoczonych.
Musi w nich wziąć udział, żeby zaistnieć na świecie jako
gitarzysta, wywalczyć sobie pozycję.
Jak rozpoznać talent?
– To widać już po kilku lekcjach. Pierwsza sprawa to
muzykalność – dziecko ma wrażliwość na dźwięk, na barwę, na rytm.
Druga – postawa przy instrumencie, ułożenie prawej i lewej ręki.
Wystarczy kilka uwag i dziecko zapamiętuje, samo poprawia. Nieraz
walczę z uczniami przez kilka lat, żeby na przykład prosto
siedzieli, i nie da rady. Jeśli słyszę, że wykonując prosty,
dwugłosowy utwór, uczeń potrafi coś z niego wydobyć, potrafi
„frazować” – czuje, co gra, wiem, że mam materiał na gitarzystę i
śrubuję wymagania, cisnę. Sięgam po program wyższych klas.
Opanowanie gry na instrumencie wymaga wielu godzin
ćwiczeń. To dla dziecka męka...
– Bywa, że mam do czynienia z naturszczykiem, któremu
wystarczy godzina grania dziennie, by osiągnąć sukces. Inni, równie
zdolni, potrzebują dłuższego ćwiczenia. Coraz mniej jest
pasjonatów, bo dziś mnóstwo rzeczy absorbuje uwagę młodego
człowieka. Ale jednak są tacy, którzy grają z miłości do muzyki,
poświęcając jej dużo czasu, i oni mają szczególne osiągnięcia. Moje
dzieci też grają na gitarze – 13-letni Nikodem, 10-letni Jaś – obaj
z sukcesami i 7-letnia Anitka, z którą niedawno byłem na pierwszym
konkursie. Sam codziennie gram w domu, by nie stracić formy. Na
gitarze klasycznej, ale i na elektrycznej. Z najstarszym synem.
Mamy porządne instrumenty i wzmacniacze. Dajemy czadu w
duecie.
Jest pan przecież nie tylko gitarzystą, ale i
wokalistą o wysokim, mocnym rockowym głosie.
– Podczas studiów w Akademii Muzycznej w Łodzi spotkałem wielu
ciekawych ludzi, z którymi śpiewałem w kapelach rockowych.
Pierwszym moim zespołem był Fetus Achatus, który założyliśmy z
Pawłem Rurakiem-Sokalem, dzisiejszym liderem Blue Cafe. Później
śpiewałem w legendarnym łódzkim zespole Anex.
Już jako bardzo młody człowiek musiał się pan
utrzymywać z grania.
– Urodziłem się w Pabianicach, wychowywałem w Zelowie, w
czasie studiów mieszkałem w Łaznowie pod Rokicinami u
zaprzyjaźnionych osób, bo straciłem rodziców. Muzykowałem, żeby
zarobić na chleb. Ciężko było. Dobrze, że Pan Bóg dał trochę
talentu... W 1991 roku zacząłem pracę w szkole muzycznej w Zgierzu.
Muzyka rockowa wciąż jest mi bliska. Trochę głosu jeszcze mi
zostało. Mam taką barwę „niemenowską” i lubię śpiewać w wysokich
rejestrach. Ale udzielam się też w poezji śpiewanej. Napisałem
sporo utworów do tekstów piotrkowskiego poety Witolda Stawskiego.
Wykonujemy je z zespołem Przeznaczenie, nagraliśmy dwie płyty.
Brakuje jednak na to czasu, kiedy się pracuje w trzech
szkołach.
No właśnie, wróćmy do pana pracy pedagogicznej… Czasem
dziecko ma talent, a nie chce mu się ćwiczyć. Jak je pan
mobilizuje, żeby nie zaprzepaściło swojej szansy?
– Najpierw proponuję różne utwory (także mojego autorstwa),
aby znaleźć takie, które mu się spodobają i będzie je chętnie
grało. Innym razem przy uczniu zapisuję jakieś dźwięki, gram je,
powstaje szkic utworu. W domu go rozwijam i na następnych zajęciach
wręczam mu kompozycję napisaną specjalnie dla niego. W ten sposób
okazuję szacunek uczniowi i skłaniam go do zrewanżowania się
podobną postawą wobec zajęć i swojego talentu.
Jakiego rodzaju muzykę na gitarę klasyczną pan
komponuje?
– Staram się, by znalazły się w niej odwołania do
współczesności, do tego, czym żyją młodzi ludzie, co ich fascynuje.
Dlatego moje utwory często opierają się na bluesie, rocku, jazzie.
Wydałem 22 albumy nutowe z własnymi kompozycjami lub opracowaniami
utworów Chopina, Bacha, Händla czy Lutosławskiego w wydawnictwach
polskich i zagranicznych. Do kilku dołączone są płyty z wykonaniami
nagranymi przez znanych w kraju gitarzystów. W sumie zbiorków z
utworami na gitarę zebrało się już ponad 50. Służą również innym
nauczycielom. Często moje kompozycje umieszczane są w programach
obowiązkowych na konkursach gitarowych, także i międzynarodowych.
Moja muzyka idzie w świat.
Ostatnio podjął się pan bardzo ambitnego
zadania.
– Pracuję nad transkrypcją 19 pieśni Chopina. Odkrywam każdy
dźwięk. Ludzie boją się grać Chopina na gitarze, by nie dopuścić
się świętokradztwa. Oczywiście fortepian ma wielkie brzmienie i
skalę, ale gitara jest takim małym kosmosem. Jeśli się dobrze te
utwory opracuje, też mogą pięknie zabrzmieć. W oryginale mamy trzy
pięciolinie – głos i fortepian. Przekładam to na jedną pięciolinię
faktury gitarowej. Dlatego wszystkiego nie da się w niej umieścić.
Muszę rezygnować z niektórych dźwięków. To już moja
odpowiedzialność. Wybieram to, co jest dobre dla gitary. Spotkały
mnie za to słowa krytyki, że „cenzuruję” Chopina, ale i słowa
uznania również. Między innymi w brytyjskim piśmie branżowym
„Classical Guitar” gitarzysta i recenzent Chris Dumigan napisał, że
jeszcze nie spotkał się z tak dobrymi opracowaniami.
Rozmawiał: Bogdan Sobieszek
Foto: Bogdan Sobieszek