Lekarz z gitarą | Kalejdoskop kulturalny regionu łódzkiego
Proszę określić gdzie leży problem:
Proszę wpisać wynik dodawania:
9 + 4 =
Link
Proszę wpisać wynik dodawania:
9 + 4 =

Lekarz z gitarą

Jak można być jednocześnie muzykiem, nauczycielem akademickim i lekarzem? Wydaje się to niemożliwe. Kuba Sienkiewicz, gość Centrum Twórczości Lutnia, udowadnia, że to nieprawda. Wielokrotnie próbował z czegoś zrezygnować, ale nie potrafił.
Skąd jednak wziąć na to wszystko czas? Można by pomyśleć, że bohater spotkania jest samotnikiem uwielbiającym pracę. Nic bardziej mylnego. Kuba Sienkiewicz to ojciec szóstki dzieci! Przy wychowywaniu najstarszych z nich, jak twierdzi, nie był obecny w wystarczającym stopniu, dlatego syn został programistą, a córka zajmuje się wzornictwem przemysłowym. Tego błędu nie popełnił w wypadku młodszego potomstwa, które jest już związane z muzyką. – Mieliśmy taki zwyczaj rodzinny – graliśmy jam sessions. Dominowały standardy folkowe i jazzowe. Dzieci robiły nawet programy występów. W końcu przeniosło się to do jednego z warszawskich domów kultury – wspominał Sienkiewicz.

Choć tato wspiera działalność artystyczną swoich dzieci, dba jednak o to, żeby same zapracowały na sukces. Kasia i Jacek mają swoje zespoły i występują na scenie. Oboje studiują muzykologię, a syn dodatkowo filozofię. 15-letnia Julia uczęszcza do szkoły muzycznej, podobnie jak najmłodsza córka, którą ojciec żartobliwie zrugał podczas spotkania, w Lutni: – Robi I stopień, ale czarno to widzę, brakuje jej systematyczności – powiedział artysta, który jest muzycznym samoukiem, jednak żałuje, że w dzieciństwie nie pobierał lekcji gry na gitarze i nie nabył wiedzy teoretycznej.

Kuba Sienkiewicz przyznał, że jest to jedno z jego pierwszych spotkań autorskich. Zawsze ich unikał, nawet wtedy, gdy w 2015 roku wydał książkę „Kubatura, czyli Elektryczne Wagary”. – Spotkałem się z państwem, ale mam przy sobie gitarę i czasami będę mógł to, o czym rozmawiamy, zilustrować piosenką – wyjaśnił warszawianin. Jego przygoda z muzyką rozpoczęła się dość nietypowo. Jako 7-letnie dziecko musiał uratować płyty winylowe, na które spływała woda z kwiatków. Były wśród nich płyty Włodzimierza Nahornego, czy Warszawska Jesień z utworami Witolda Lutosławskiego i Zygmunta Krauze. – Wysłuchałem tych dźwięków i myślałem, że tak wygląda muzyka, a potem nie mogłem się dogadać z rówieśnikami, gdy chcieliśmy posłuchać muzyki dla przyjemności (śmiech) – wspominał Kuba Sienkiewicz. W okresie szkoły średniej ojciec przywiózł mu z Anglii płyty The Kinks i The Beatles, a mama pokazała mu kanon muzyki poważnej. W tym czasie pisał już własne teksty, jednak jedynie „do szuflady”. Wykorzystał je podczas strajków studenckich na początku lat 80. Zaczynał jednak wcześniej, bo już w 1977 roku. Jako 16-latek, wraz ze swoim rówieśnikiem Piotrem Łojkiem, założyli akustyczną formację pod nazwą SPIARDL (Stowarzyszenie Piosenkarzy i Artystów Robotniczych Działaczy Ludowych. Wzorował się na takich muzykach, jak m.in.: Jan Krzysztof Kelus czy Kazimierz Grześkowiak. Lubił słuchać Kabaretu Starszych Panów oraz audycji radiowej Wojciecha Manna i Jana Chojnackiego „Bielszy odcień bluesa”. Może dlatego po latach w większości swoich piosenek artysta dostrzega formę bluesową.

W 1989 roku założył zespół rockowy Elektryczne Gitary, dzięki któremu stał się rozpoznawalny. – Do czego mi był ten zespół? Do niczego, to była pomyłka (śmiech). To jest moja tuba propagandowa, sposób na rozpowszechnienie moich piosenek. Mają dzięki niemu odpowiednie opakowanie – powiedział artysta.

Kuba Sienkiewicz w młodości nie skupiał się jednak wyłącznie na muzyce. W 1986 roku ukończył Akademię Medyczną w Warszawie i rozpoczął pracę w zawodzie. Dziewięć lat później uzyskał stopień doktora nauk medycznych, co pozwoliło mu nauczać adeptów sztuki lekarskiej w Klinice Neurologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Już jako dziecko często towarzyszył w pracy mamie, która była psychiatrą. – Chodziłem z nią na obchody popołudniowe i wieczorne, na dyżury, często nocowałem w szpitalu. Pamiętam, że mama rozmawiała z chorymi na luźne tematy i to działało. W ambulatorium w Wyszkowie przyjmowała kilkudziesięciu chorych w ciągu jednego dnia pracy. A ja zostałem pigularzem, najlepiej wychodzi mi posługiwanie się długopisem i receptą (śmiech) – opowiadał Kuba Sienkiewicz.

Nie mógł jednak wtedy przypuszczać, że będzie jednocześnie lekarzem, nauczycielem akademickim i muzykiem. Jak przyznał, konsultacje telefoniczne w trasach koncertowych były normą. Zdarzało mu się również leczyć kolegów z zespołu w trakcie dłuższych eskapad. A kiedy tworzył treści swoich piosenek? – Miałem tyle pracy, że często zdarzało się, że teksty pisałem podczas dyżurów.

Wszechstronny artysta próbował sił również w aktorstwie. Ten epizod w swoim życiu nazywa jednak skutkiem ubocznym. Wystąpił w trzech filmach Olafa Lubaszenki. Najpierw zagrał rolę samobójcy skaczącego z trzydziestego piętra Pałacu Kultury w krótkometrażówce, natomiast kilka lat później wcielał się w lekarzy w komediach „Chłopaki nie płaczą” i „Poranek kojota”.

Wreszcie jednak w życiu muzyka nadszedł czas, w którym przestał nad sobą panować. – Miałem nieograniczony dostęp do leków. Zacząłem wszystkie leki wypróbowywać na sobie. Żeby zachować się etycznie i nie dawać pacjentom szkodliwych rzeczy (śmiech). Na wszystko były pigułki: na niepowodzenia, zaburzenia snu, na brak pobudzenia, na zbyt duże pobudzenie. Terapia uzależnień była jedną z moich najlepszych inwestycji, do tej pory ją sobie chwalę – powiedział ze śmiechem Kuba Sienkiewicz, jednak przed dziesięcioma laty nie miał powodów do radości. Potrącił wówczas kobietę na pasach, kiedy zmęczony wyjeżdżał spod szpitala, w którym pracował. Miał szczęście, bo nic poważnego się jej nie stało, ale jako inteligentny człowiek wyciągnął wnioski z tego zdarzenia. Zrozumiał wtedy, że musi zwolnić i skupić się również na sobie, a nie tylko na innych. Od jakiegoś czasu nie udziela się już jako pracownik naukowy.

Kuba Sienkiewicz inspiracje czerpie z różnych aspektów życia, m.in. z malarstwa. – Robiłem podobnie jak Jacek Kaczmarski, brałem na warsztat swój ulubiony obraz i pisałem do niego tekst. I tak napotkałem obraz Salvadora Dali z sześcioma głowami Lenina. Tylko że Jacek Kaczmarski tworzył poważne rzeczy, a ja, jako ten błazen, mogłem sobie pozwolić na coś takiego jak piosenka „Głowy Lenina” – stwierdził muzyk i ostatni refren utworu wykonał w przekorny sposób, zastępując Lenina Putinem.

W trakcie spotkania artysta wykonał kilkanaście piosenek z repertuaru Elektrycznych Gitar. Wybrzmiały m.in.: „Przewróciło się”, „Człowiek z liściem” („Wielka radość”, 1992), „Cyrk” („Chałtury”, 1996), „Napady” („Słodka maska”, 2000), utwór „W porównaniu” znany z filmu „Kiler”, a także „Radom” z najnowszego albumu zespołu, wydanego w zeszłym roku („Czasowniki”).

Na zakończenie Kuba Sienkiewicz został poproszony o zagranie największego hitu Elektrycznych Gitar, piosenki „Co Ty tutaj robisz”. Publiczność śpiewała i klaskała w rytm utworu. Po tym występie można było porozmawiać chwilę z artystą i dać mu do podpisania płyty lub bilety.

Spotkanie z Kubą Sienkiewiczem prowadził Leszek Bonar z TVP Łódź. Było to pierwsze spotkanie z cyklu Gwiazdy w Bałuckim. Gościem Centrum Twórczości Lutnia 3 listopada będzie Marek Piekarczyk.

Tekst i zdjęcia: Kacper Krzeczewski

Kategoria

Muzyka