– Cały koncert czekam, żeby to powiedzieć, teraz Łódź wpłynie na „Szerokie wody”! – wykrzyczał Łukasz Mróz, publiczności znany jako Mrozu, i wykonał ostatnią piosenkę ze swojej nowego albumu „Zew”.
– Słuchajcie, fajnie jest, dobrze się bawimy, ale wszystko co
dobre musi się niestety kiedyś skończyć. Cały koncert czekam, żeby
to powiedzieć, teraz Łódź wpłynie na „Szerokie wody”! – wykrzyczał
Łukasz Mróz, publiczności znany jako Mrozu, i wykonał ostatnią
piosenkę ze swojej nowego albumu „Zew”. Sobotni koncert w Wytwórni
zakończył krótką trasę koncertową promującą płytę.
Wrocławianin przywitał się z Łodzią swoimi najpopularniejszymi
hitami. Najpierw wykonał utwór „Jak nie my to kto”, a następnie
piosenki „1000 metrów nad ziemią” i „Poza logiką”. Brzmiały one
nieco inaczej, niż w wersji studyjnej. Mrozu nie trzymał się
schematów, a wkładał w śpiewanie przebojów serce i spontaniczność.
– Zaczniemy od piosenki, do której parę dni temu pojawił się klip,
„Nieśmiertelni” – tymi słowami wrocławianin rozpoczął właściwą
część koncertu, poświęconą płycie „Zew”. Podczas około
półtoragodzinnego występu wybrzmiały wszystkie utwory z nowego
albumu, takie jak chociażby „Sierść”, „Duch” czy „Mgła”.
Muzyk z każdą chwilą czuł się na scenie coraz lepiej.
Śpiewając, spacerował po niej ze statywem mikrofonowym. Co jakiś
czas podchodził do instrumentalistów, by razem z nimi zaśpiewać
fragment piosenki. Stale rozmawiał z publicznością, zachęcając
przybyłych do wspólnego śpiewania i opowiadając ciekawostki
związane z kolejnymi utworami z nowej płyty. – Mam taką prośbę,
zrobimy sobie pamiątkowe zdjęcie? – wokalista zapytał publiczność
pod koniec występu. Odpowiedź była oczywista, fani wrocławianina
wznieśli ręce. Bo jak nie wy to nikt – zawołał Mrozu z uśmiechem i
zakończył koncert tak jak go rozpoczął.
Tłem dla występu był zawieszony na scenie pokaźnych rozmiarów
poster przedstawiający okładkę płyty „Zew”, na której aspekty
ziemskie łączą się z kosmicznymi. Rozmaite motywy nawiązują do
poszczególnych utworów. Asteroida i duch powiązane są oczywiście z
piosenkami o tych tytułach. Wybuchający wulkan czy lew to
odniesienia do słów z kawałka „Sierść”. Twarz kobiety w paszczy
tego dzikiego zwierzęcia można interpretować jako tajemnicę ukrytą
za kłami, pod jego sierścią. Można też przyjąć, że lew symbolizuje
problemy i przytoczyć fragment: „Zapominam o tym, na drugie imię
masz kłopoty” z utworu „Jak ty”.
Wokalista z każdą wydaną płytą coraz bardziej dojrzewa. Album
„Zew” to już nie są „Miliony monet”, którymi fascynowali się
głównie gimnazjaliści, a może przede wszystkim gimnazjalistki. Po
poszukiwaniu odpowiedniego dla siebie stylu w pierwszych latach
aktywności artystycznej, Mrozu odnalazł wreszcie gatunek, w którym
realizuje się i rozwija. Z korzyścią dla polskiej sceny muzycznej
artysta nie skoncentrował się na rapie. Po udanym albumie
„Rollercoaster”, w klimacie R&B, popu i soulu, na którym
pojawiły się takie hity, jak m.in. wspomniane „Poza logiką”, czy
„Nic do stracenia”, tym razem proponuje słuchaczom płytę w nieco
innej konwencji. Głos Mroza połączony z metafizycznym podkładem
muzycznym tworzy klimat tajemniczości. Teksty utworów są głębsze, a
wykonanie bardziej harmonijne. Nie brakuje jednak też
dynamiczniejszych i łatwiejszych w odbiorze kawałków. Słucha się
tego naprawdę dobrze, utwory z albumu „Zew” powinny zyskać uznanie
nie tylko wśród fanów Mroza, ale również wśród krytyków polskiej
sceny muzycznej, utwierdzając w przekonaniu młodego, bo dopiero
30-letniego artystę, że jego ciężka praca ma sens.
Czy mistyczny „Zew” wrocławianina ma szansę na platynową
płytę, podobnie jak „Rollercoaster”? Jedno jest pewne, będzie
wiosennym powiewem świeżości po wyjątkowo długiej w tym roku
zimie.
Tekst i zdjęcia: Kacper Krzeczewski