– Cały czas gonię ten muzyczny horyzont. Próbuję uchwycić nowe barwy, nowe brzmienia i zamknąć je w kompozycji. Z tej pogoni za niemożliwym powstają coraz bardziej nowoczesne utwory – mówi Paweł Rurak-Sokal.
Justyna Muszyńska-Szkodzik: – Nowa płyta jest bardzo
różnorodna stylistycznie. Jak to robicie, że nie dajecie się
zaszufladkować?
Paweł Rurak-Sokal, lider zespołu: – Od
początku istnienia Blue Café chciałem, żeby każda nasza płyta była
inną szufladą, bo artystom łatwo przyprawia się gębę. Komponując
utwory, stawiałem na nieprzewidywalność kolejnych albumów, które
jednak zachowywały charakterystycznego ducha i styl zespołu.
Najnowsza płyta jest najbardziej odważna, rewolucyjna, choć
poprzednia już sygnalizowała przełom. „Freshair” jest bardziej
gitarowa. Znajdziemy na niej zarówno balladę popową „Feniks”, jak i
energetyczny utwór tytułowy czy dwie piosenki rockowe. Zdradzę
tajemnicę, że każdy utwór z nowego krążka może być drogą w kierunku
następnej płyty.
To jest sposób na dopływ świeżego powietrza na rynku muzycznym...
PRS: – Mam w sobie tęsknotę za niemożliwym. Kiedyś zachwyciła
mnie pustynia w Maroku. Podziwiałem rozległy horyzont, jakiego nie
ma już w Europie, gdzie wszystko jest ciasno zabudowane. Mam
wrażenie, że cały czas gonię ten muzyczny horyzont, który ciągle
ucieka. Pojawiają się nowe barwy, nowe brzmienia, a ja próbuję je
uchwycić i zamknąć w kompozycji. Z tej pogoni za niemożliwym
powstają coraz bardziej nowoczesne utwory.
Jak fani przyjęli nową płytę?
PRS: – Nawet osoby, które poruszają się w innych klimatach, mówią mi: „to świetna płyta”. Docieramy do coraz większego grona odbiorców, nie tylko w kraju. Ciepło przyjęła nas Polonia w Anglii, jesteśmy na pierwszym miejscu w rankingu FM Szkocja.
Singiel „Zapamiętaj” ma bardzo pozytywny przekaz…
DG: – Mówi o tym, żebyśmy w dobie maszyn, komputerów,
Internetu zauważali drugiego człowieka, widzieli się nawzajem.
Żyjemy w biegu, osobno, jakby dzieliła nas szyba. Chodzi o to, żeby
ją rozbić i spojrzeć sobie w oczy. To jest najważniejsze, bo bez
siebie byłoby nam ciężko, ludzie muszą się wspierać. Na płycie jest
też dużo tekstów o marzeniach, o barwach i odcieniach miłości,
także tej nieszczęśliwej.
PRS: – Blue Café staje się coraz bardziej świadomym zespołem.
Wychowałem się na Beatlesach, którzy najpierw byli zwykłym
boysbandem i śpiewali piosenki typu: „ja cię kocham, ty mnie
kochasz”, ale z czasem stawali się coraz bardziej świadomi
otaczających ich problemów i zaczęli odnosić muzykę do tego, co się
dzieje. Nasz utwór „Zapamiętaj” ma silne przesłanie – wiosną będzie
promował ogólnopolską akcję pod hasłem „Człowiek nie zabija
człowieka”.Przełamujecie stereotyp Blue Café śpiewającego tylko po angielsku, na nowej płycie połowa piosenek jest po polsku…
DG: – Blue Café zawsze będzie się kojarzyło z piosenkami po
angielsku. Nasza muzyka świetnie brzmi w tym języku. Daje on więcej
możliwości w warstwie wokalnej i tekstowej. Jednak na płycie
„Freshair” postawiliśmy przede wszystkim na przekaz. Większość
tekstów jest mojego autorstwa, ale pomagała nam też Kasia Popowska,
z którą świetnie się dogadujemy.
Jak się pisze i śpiewa po polsku?
DG: – Zupełnie inaczej niż po angielsku, choć podczas pisania
piosenek zawsze najpierw układam słowa po angielsku, a później je
tłumaczę. Myślenie po angielsku stało się moim nawykiem. Nie wiem,
czy to dobra metoda, ale mnie pomaga.
Często mówicie, że doszło między wami do „porozumienia muzyczno-literackiego”. Na czym ono polega?
PRS: – Odpowiada mi warstwa literacka tekstów pisanych przez
Dominikę. Choć jest młodą kobietą, pisze dojrzale, z pazurem.
Zaskoczyła mnie rockowymi utworami „Get high” czy „Feniks”, które
niosą mocne przesłanie. Znakomicie dogadujemy się muzycznie. Dla
mnie, jako dla kompozytora, to duży komfort, bo Dominika ma takie
walory wokalne, że możemy nagrać płytę i jazzową, i popową, i
RnB.
Dużą wagę przywiązujecie do wizualnej oprawy koncertów. Czy muzyka bez wielkiego show już się nie obroni?
DG: – Stawiamy na muzykę, ale w dzisiejszych czasach oko także
musi się nacieszyć. Robimy show, w którym idealnie łączymy warstwę
muzyczną z wizualną. Ludzie potrzebują nowości, zaskoczenia.
Koncerty takich zespołów, jak Rolling Stones, U2, Coldplay od
jakiegoś czasu również zawierają elementy show, oczywiście nie na
taką skalę jak Beyonce czy Rihanny. Cały 2015 rok to będzie
„FRESHAIR TOUR” dla naszych fanów. Wszystko będzie nowe:
scenografia, układy taneczne, stroje, podczas koncertów będę
przebierać się kilka razy.
PRS: – Ja przebieram się 16 razy (śmiech) – zmieniam czapki.
Oczywiście gramy też koncerty kameralne, które rządzą się innymi
prawami, nie potrzebują aż tak widowiskowej oprawy. Natomiast na
koncertach plenerowych i w dużych obiektach trzeba umiejętnie
zagospodarować olbrzymią scenę. Chcemy, żeby nasza muzyka miała
widowiskową oprawę i przez to na długo zostawała w pamięci.Pracujecie od lat na swój image, podobno oprócz prób wokalnych macie też regularne treningi kondycyjne.
PRS: – Spójrzmy na Rolling Stones – faceci mają pod
siedemdziesiątkę, a jak wyglądają! Mick Jagger przez dwie godziny
nie tylko śpiewa, ale szaleje na scenie. Bez siłowni czy chociaż
bieżni byłoby to niemożliwe. Tak, mamy systematyczne treningi, a
gdy jesteśmy w trasie koncertowej, korzystamy z siłowni hotelowych
lub biegamy. Od lat trenuję kung-fu i inne sporty walki, Dominika
też regularnie ćwiczy. Ludzie lubią, jak zespół dobrze wygląda, nie
może być na scenie otłuszczonych facetów.
DG: – W tej branży trzeba o siebie dbać, a ja po prostu lubię to
robić. Dużo trenuję. Gdy przygotowuję się do koncertów, intensywnie
tańczę, ćwiczę choreografię. Scena rządzi się swoimi prawami, kto
tego nie rozumie, wypada z gry.Paweł Rurak-Sokal od początku prowadzi zespół i znany jest z tego, że trzyma go żelazną ręką…
DG: – Ale gdyby tej żelaznej ręki nie było, nie byłoby też
płyt, koncertów i sukcesu, na który ciężko pracujemy. To nie jest
tak, że wszystko samo przychodzi, ci, którzy tak myślą, są głupcami
i do niczego nie dojdą.
PRS: – W Blue Café są teraz znakomici muzycy, naprawdę najwyższa
półka: Michał Grott, który rewelacyjne gra na basie, Piotr Kolasa –
wybitny muzyk po łódzkiej Akademii Muzycznej, gitarzysta Sebastian
Kasprowicz, który jest od początku w zespole. Poza tym zawsze
wyznawałem zasadę Tadeusza Kantora, że sztuka nie zakłada
demokracji, więc nie może mieć trzech sterników. Tak się świetnie
złożyło, że ja od początku mam wizję zespołu. Pracuję z doskonałą
menedżerką po Akademii Muzycznej, Kamilą Sowińską, do tego
dołączyła Dominika, która idealnie się wpisuje w nasz image.Dlaczego wybraliście Akademię Sztuk Pięknych w Łodzi na miejsce prezentacji najnowszej płyty?
PRS: – Łódzka ASP ma dobry klimat do zorganizowania koncertu.
Od dawna współpracujemy z władzami i studentami tej uczelni.
Niezwykle uzdolniony artysta młodego pokolenia Jakub Romanowicz,
który wygrał światowy konkurs na interaktywny klip dla Damona
Albarna – związanego z zespołami Gorillaz i Blur – zrobił dla nas
teledysk do piosenki „Zapamiętaj”. Z pomocy ludzi z ASP korzystamy
także w kwestii wizualizacji i doboru kostiumów scenicznych.
Dominika Gawęda pochodzi z Bielska-Białej. Czy nadal czujecie się łódzkim zespołem?
DG: – Bielsko-Biała to moje ukochane miasto rodzinne. Jednak
odkąd znalazłam się w Blue Café, Łódź stała się moim domem, tu
rozpoczęłam dorosłe życie. W Łodzi bardzo dobrze mi się żyje, tu
mogę odpoczywać i tworzyć.
PRS: – Urodziłem się na Bałutach. Okolice ul. Limanowskiego są
mi dobrze znane, tu łobuzowałem i włóczyłem się z chłopakami. W
Łodzi skończyłem szkołę muzyczną, a później Akademię Muzyczną.
Byłem muzykiem filharmonii. Czuję się emocjonalnie bardzo związany
z Łodzią. Nie mam takiej potrzeby, jak wielu moich kolegów, aby
uciekać do Warszawy, choć miałem wiele propozycji wyjazdu. Tutaj
mam przyjaciół, którzy nas wspierają. W Łodzi żyje się spokojniej,
to daje pewną swobodę, bo nie musisz ciągle bywać na różnych
eventach i bankietach, gdzie przestajesz być muzykiem, a stajesz
się celebrytą.
Rozmawiała: Justyna Muszyńska-Szkodzik
Foto: Iza Grzybowska
Centrum Promocji Mody ASP
Adres
Akademia Sztuk Pięknych Łódź, ul. Wojska Polskiego 121