Rano wstaję, poemat chwalę. Biorę się za słowo jak za chleb. Rzeczywiście tak jak księżyc ludzie znają mnie tylko z jednej, jesiennej strony – tymi słowami Jerzego Harasymowicza Elżbieta Adamiak zadebiutowała na Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki i Piosenkarzy Studenckich w Krakowie w 1975 r.
Nastrojowe, liryczne piosenki Elżbiety Adamiak stały się
kanonem poezji śpiewanej. Odkrywała przed młodymi ludźmi poezję
Jerzego Harasymowicza, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Józefa
Barana. Aksamitnym głosem otulała zmęczonych komunistycznymi
absurdami „okularników”. Jej piosenki rozbrzmiewały na górskich
szlakach, przy ognisku, na uczelni czy w akademiku. Ta muzyka była
dla pokolenia dzisiejszych 50-60-latków antidotum na PRL-owską
szarość.
Artystka zwolniła teraz tempo pracy i dobrze jej z tym. Mniej
koncertuje, oszczędnie komponuje – z częstotliwością mniej więcej
jedna piosenka na rok. – Oddalam się od show-biznesu. Rzadko
gram na gitarze, nie siadam przy klawiszach. Od kilku lat pisuję
czasami teksty piosenek. Przyszedł czas refleksji, spokoju –
podkreśla. Na ostatniej płycie „Zbieram siebie” nagrała
cztery utwory z własnymi tekstami. Miała propozycję wydania zbiorku
poetyckiego, ale uważa, że nie pisze wierszy, tylko piosenki. Choć
w temacie publikowania nie mówi ostatniego słowa. – Jeśli za
jakiś czas pozbieram te swoje „myślątka” i wydam tomik, to
zatytułuję go „Wierszydełkowanie”. Obecnie przygotowuję materiał na
dwie płyty, na których zaśpiewam między innymi moje kompozycje i
teksty. Dopóki nie wejdę do studia – żadnych szczegółów zdradzać
nie będę. Jestem przesądna. Nie chcę zapeszyć. [śmiech]
Właśnie przekroczyła 60-tkę i czuje się osobą spełnioną, nie
ma potrzeby porównywania się z nikim. Ale nie zawsze tak było.
Dopiero teraz polubiła swój głos, który fani nazywają ciepłym
szalem na niepogodę. – Gdy słucham siebie sprzed 40 lat,
irytuje mnie tamta dziewczynka, śpiewająca cichutkim, wysokim
sopranem bez cienia interpretacji. Kłuje mnie dziś w uszy moja
dawna, nieskazitelna intonacja – śmieje się artystka. Przyznaje, że
latami walczyła ze sobą, nie lubiła siebie. Pomogły jej książki,
także te psychologiczne. Jednym z jej duchowych guru jest Robert
Anthony, amerykański psycholog, autor książki „Pełna wiara w
siebie. Poznanie tajemnicy”. Pozycję tę traktuje jak podręcznik do
sprawnego i skutecznego komunikowania się z samą sobą i ze
światem.
Spotykamy się w Łodzi, do której Elżbieta Adamiak wpada coraz
mniej chętnie. Przyznaje, że każde miasto ją męczy. Nawet to
rodzinne, któremu zawdzięcza wiele dobrego. Tu uczyła się w
szkołach muzycznych gry na fortepianie i gitarze klasycznej. Tu
rozpoczęła studia na wydziale socjologii UŁ. Tu – wraz z mężem i
dziećmi – mieszkała na Kozinach przez wiele lat. Dziś woli zaszyć
się za miastem, w domu, zbudowanym pod Łodzią wspólnie z mężem. W
okresie letnio-jesiennym, prywatną krainą szczęśliwości staje się
ich letni dom nad morzem, w okolicy Gdańska – Nigdy nie lubiłam
miejskiego blichtru, zestawu udawań potrzebnego, aby błyszczeć w
towarzystwie. Jestem osobą serdeczna, prostolinijną i otwartą, nie
pasuję do tego świata – przyznaje wokalistka.
Polubiła pracę w ogrodzie, choć w młodości uważała, że
grzebanie w ziemi to strata czasu. W życiu blisko natury towarzyszy
jej pies Pysiek. Ela lubi przebywać wśród swoich najbliższych.
Dzieci – Katarzyna i Michał – dawno już wyfrunęły z gniazda. Na
szczęście mieszkają blisko. Mąż – Andrzej Poniedzielski – poświęca
sprawom zawodowymi coraz większą część swojego życia. Jej rodzina
ma typowo włoski temperament. Gdy spotykają się razem, bywa wesoło,
żywiołowo. Kiedy pojawią się nieporozumienia, każdy chce, aby jego
było na wierzchu. Jej wnuczki – Zuzanka i Hania – chętnie
przyjeżdżają do niej na wieś. Wiedzą już, że u babci nie używa się
tabletów, nie ogląda telewizji, ale za to jest przednia zabawa w
starym stylu.
O współczesnej cywilizacji cybernetycznej mówi tak: –
Właściwie to nie jest mój świat i on już nigdy mój nie będzie.
Mimo że puka w okno komputera i czasami bywa namolny, nie wpuszczam
go do siebie. To mój sposób na szczęście. Tyle co mogłam, to z tej
nowoczesności zaakceptowałam. Nie złoszczę się na nią. Jestem na
Facebooku, mam stronę internetową. Ale trzymam dystans. Gdyby nagle
te wszystkie gadżety przestały działać, ludzie musieliby wrócić do
bycia ze sobą naprawdę. Zastanawiam się tylko, czy umieliby jeszcze
sprostać takiemu wyzwaniu…
Od początku ma swoją wierną publiczność, która razem z nią
weszła w smugę cienia. Współcześni 20-latkowie to dla niej
kompletnie inna bajka, w której nie ma miejsca na sentymentalne
rozmarzenie. Czy komuś jeszcze potrzebna jest „kraina łagodności”?
– Młodzi ludzie są zarzucani quasi-muzyką, tak bardzo
rozrywkową, że mnie ona rozrywa na strzępy. Wierzę jednak, że w
każdym pokoleniu są osoby, które lubią zadumę i mają potrzebę
zastanawiania się nad sensem życia i bycia. Dla nich śpiewam, dla
tej małej garsteczki. W mojej młodości mówiło się o takiej muzyce
„podziemna”, dziś określam się mianem piosenkarki niszowej –
dodaje z uśmiechem.
Swój jubileusz nazwała „Urodziny u rodziny”, bo do rodziny
Elżbieta zalicza wszystkich, z którymi dzieliła się swoją
wrażliwością. Z sentymentem wspomina artystów, z którymi jest jej
po drodze: Jurka Filara, Artura Andrusa, Wolną Grupę Bukowina,
Naszą Basię Kochaną… Odbywa nostalgiczne tournée po miejscach, w
których występowała 40 lat temu. Była już Łódź, Warszawa, przed nią
koncerty w Olsztynie, być może w Krakowie, w Świnoujściu na Famie i
we Wrocławiu.
Jubileusz obchodzi też Łódzka Piwnica Artystyczna
„Przechowalnia”, którą Elżbieta Adamiak założyła przy ul. 6
Sierpnia razem z Andrzejem Poniedzielskim przed 20 laty, wzorując
się trochę na Piwnicy pod Baranami. Miała to być enklawa dla
artystycznych dusz, miejsce spotkania z dobrą, ale mało popularną
sztuką – kabaretem, piosenką literacką, muzyką jazzową. Czy się
udało? Przechowajmy się, zostawmy się na czasy lepsze,
poczekajmy aż się zmieni świat i ludzie, i powietrze – tak
brzmi refren piwnicznego hymnu, powstałego w połowie lat 90-tych
ubiegłego stulecia. Ona nadal czeka na lepsze czasy– Jestem
zawiedziona. Pomimo naszych wielokrotnych starań, by miasto wzięło
lokal pod swoje opiekuńcze skrzydła, włodarze Łodzi nie udzielili
nam oczekiwanego wsparcia. Bez względu na „kolor” władzy, od wielu,
wielu lat mam wrażenie, że Łódź swoich twórców promować nie chce.
Albo nie umie, albo się wstydzi. Choć twórcy promują miasto w całym
kraju i poza jego granicami. Zgłosiłam się do łódzkiego magistratu
w maju tego roku z prośbą o pomoc finansową przy organizacji
koncertów jubileuszowych we wrześniu, październiku i w grudniu.
Okazało się, że środki Wydziału Kultury na ten rok zostały już w
całości rozdysponowane… .Poprosiłam o pomoc prywatnych darczyńców w
całej Polsce. To dzięki ich wpłatom i ogromnej hojności – dwa
koncerty już się odbyły, a trzeci – przed nami.
Stowarzyszenie Okolic Kultury S.O.K. oraz Łódzka Piwnica
Artystyczna „Przechowalnia” 12 XII 2015 r. zorganizowały w Teatrze
Muzycznym koncert jubileuszowy
Łódzka Piwnica Artystyczna Przechowalnia
Adres
Łódzka Piwnica Artystyczna PrzechowalniaŁódź, ul. 6 Sierpnia 5