Dzisiaj już wiem, że trzeba działać. Jesteś odpowiedzialny za talent, który został ci darowany – mówi AGNES GREINERT, wokalistka,
aktorka i wykładowczyni w PWSFTViT w Łodzi, której debiutancka płyta
Czekam na jutro będzie miała premierę 2 marca.
Przez długi czas nie potrafiłam wykorzystać tego, co dostałam od
losu, nie umiałam przekuć tego na działanie twórcze. Ciągle
czekałam na coś, co odmieni moje życie. Dzisiaj już wiem, że trzeba
działać. Jesteś odpowiedzialny za każdy talent, który został ci
darowany – mówi AGNES GREINERT, wokalistka, aktorka i wykładowczyni
w PWSFTViT w Łodzi, której debiutancka płyta Czekam na
jutro będzie miała premierę 2 marca.Rafał Gawin: – Jako wokalistka udziela się pani od
wielu lat. Dlaczego tak długo czekaliśmy na płytę?
EPkę Agnes nagrała Agnieszka Greinert, płytę – już Agnes Greinert.
– Od lat wielu ludzi mówi na mnie Agnes, także moi byli
studenci ze Szkoły Filmowej. W środowisku funkcjonuję jako Agnes.
Ponadto, na naszą stronę internetową grafik wymyślił bardzo fajne
logo „Agnes”. Pomyślałam, że to jest najbliższe prawdzie i temu,
jak dzisiaj jestem postrzegana.
Kim była Agnieszka Greinert, zanim została Agnes?
– Skończyłam szkołę średnią w klasie wokalu i podstawową w
klasie skrzypiec. Ale to przy akompaniowaniu sobie na gitarze
wymyślałam swoje pierwsze piosenki. Gdy studiowałam w Szkole
Filmowej, zostałam zmuszona przez kolegów, by im grać na pianinie,
co sprawiło, że obudziłam w sobie większą potrzebę kontaktu z tym
instrumentem. Bardzo lubiłam zajęcia z harmonii w średniej szkole
muzycznej. Byłam jedyną dziewczyną, która z łatwością tworzyła
słupki harmoniczne, wiedziała, o co w tym chodzi. Być może łatwość
tę zawdzięczałam nauce w klasie matematyczno-fizycznej, kto wie?
Więc pisanie piosenek stało się po prostu konsekwencją wszystkich
tych działań…
Zespół, z którym pani współpracuje, powstał przy okazji projektu Jazzowo-Kolorowo. Skąd wiedziała pani, że to jest właśnie ten zespół?
– To była magia. W 2007 roku leżałam w szpitalu w gipsie do
pasa po wypadku na scenie Teatru Muzycznego. Miałam czas na
przemyślenia. Przypominałam sobie, że jako nastolatka byłam
nieprawdopodobnie twórcza. Dawało mi to wiele radości. Coś we mnie
bardzo chciało wrócić do tego stanu. Pomyślałam wówczas o kilku już
napisanych przeze mnie piosenkach… Tylko, Agnes, przecież ty tego
nie zaaranżujesz, potrzebujesz muzyków. Pracowałam już od dwóch lat
z Marcinem Janiszewskim, akordeonistą i pianistą jazzowym. Grał z
kontrabasistą Marcinem Fidosem i przy okazji jakiegoś koncertu
podjęliśmy współpracę. Do dwóch Marcinów dołączył Radek Bolewski,
perkusista zespołu Fonovel, z którym spotkałam się podczas
realizacji musicalu Grają naszą piosenkę w TM w 2008 roku. W roku
2009 współpracowałam z gitarzystą Wojtkiem Lipińskim przy spektaklu
dyplomowym Longplay, który wyreżyserowałam ze studentami „filmówki”
według mojego scenariusza. Kiedy więc tego samego roku okazało się,
że mogę zrobić recital na scenie Teatru Nowego, zaprosiłam do
współpracy wszystkich czterech panów. Tak oto powstał recital
Jazzowo-Kolorowo, na koniec którego zagraliśmy List Hanusi – moją
pierwsza kompozycję. Po koncercie chłopcy oświadczyli, że chętnie
pomogą opracować pozostałe utwory. I tak oto powstał cały materiał
Czekam na jutro.
Magia wewnątrz zespołu to jedno, praca nad płytą to już inny etap działalności grupy.
– Nad płytą pracowaliśmy na próbach w piwnicy u Radka.
Przynosiłam melodie z rysem harmonicznym, a muzycy wywracali je,
sprawiali, że stawały się kawałkiem dobrej muzyki. Tylko jeden
utwór był dopracowany aranżacyjnie i rozpisany w nutach, reszta
tworzyła się pod wpływem twórczych impulsów moich zdolnych kolegów
na próbach. Nagrania w studiu to był już etap końcowy. Pojechaliśmy
tam na cztery dni: chłopcy zarejestrowali dwanaście piosenek,
trzynastą dograłam później tylko z fortepianem Marcina.
Jak przebiegała współpraca z producentem nagrań?
– Produkcja w naszym przypadku nie była tak „wykręcona” jak u
dzisiejszych zespołów, to bardzo akustyczne granie. Wokaliści
twierdzą, że jestem śpiewającą aktorką, aktorzy, że grającą
wokalistką, wykonawcy poezji śpiewanej uważają, że jestem
operetkowa. Mój wokal na płycie miał brzmieć tak, jak brzmię na
żywo. Nie było obróbki, dodano minimalny pogłos. Tak samo w
przypadku warstwy brzmieniowej.
Najmniej akustyczny utwór to Ameterasu, rytmiczny, melodyjny kandydat na hit.
– Wcześniej z gitarą elektryczną realizowaliśmy więcej utworów
i wydawało mi się to świeże i nowe: wypadały dużo bardziej
ekspresyjnie. Potem chłopcy to zmienili, utwory zrobiły się
łagodniejsze i teraz myślę, że może nie do końca było to słuszne –
po przesłuchaniu płyty i po tym, jak widzę, jaki jest odbiór
Ameterasu. Ale pozostawmy opinię słuchaczom. Dzięki temu zobaczyłam
też, że właściwie możemy ocenić naszą pracę, kiedy nabierzemy już
do niej dystansu. Dla mnie – jako aktorki – najważniejsze jest
słowo, które niesie przesłanie. Skupiam się na słowie, muzykom
pozostawiam resztę i ufam im w pełni. Do tej pory wspólne
muzykowanie daje nam wielką radość, co z pewnością odczuwa
publiczność.
Proszę powiedzieć kilka słów o każdym utworze.
– Gram za gram – tekst Andrzeja Poniedzielskiego znalazłam
kiedyś w Zwierciadle. Jest o tym, że parę gramów waży nasza dusza i
dla niej tak naprawdę gramy. Wydał mi się przewrotny, dowcipny –
zarejestrowałam go z moją melodią w Szkole Filmowej, grając na
pianinie. Posłałam Andrzejowi, któremu melodyjka się spodobała,
chociaż wcześniej muzykę napisał Michał Bajor.
Ania-Mania – tu odważyłam się napisać słowa; przyszły do mnie
jednocześnie z muzyką: „Dana, dana, danka – panna bez kochanka;
dana, dana, danka – zegar gra”. To taka piosenka-antydepresantka o
tym, że jest w nas siła kreacji, która początek swój ma w myśli.
Jeśli myślisz pozytywnie, świat wokół ciebie staje się jaśniejszy.
Działa!Beztroska.
– To tekst Michała Zabłockiego. Zagrałam mu kilka piosenek,
chciałam, by mi pomógł dopisać do płyty resztę tekstów. Wręczył mi
około tysiąca wierszy… Wybrałam trzy. „Beztroska” mówi o tym, jak
sami siebie zniewalamy tysiącem złych myśli, które bardzo męczą
napuchniętą głowę i jak potrzeba udać się do wioski Beztroska,
gdzie to, co trudne, pokryje się ciszą…
Śmieszna piosenka.
– To też piosneczka, która przyszła do mnie podczas spaceru:
nuciłam melodię i zaczęły do mnie napływać słowa. Kobietom wydaje
się, że mężczyzna dopełni naszą pustkę. Wiadomo, że to iluzja, ale
miło pomarzyć…
Jeśli chodzi o Ameterasu, to w tomiku Leszka Aleksandra
Moczulskiego znalazłam wiersz Samotność i nie samotność. Bardzo mi
się spodobał, ale kiedy podłożyłam tekst pod melodię, wydał mi się
smutny. Akurat czytałam wiele książek o leczeniu dźwiękiem i
mantrach; wykorzystałam jedną, pan Leszek nie protestował – i tak
powstało Ameterasu.List Hanusi, czyli pierwszy tekst, do którego napisała pani muzykę.
– Z Izką Kuną, moją przyjaciółką ze studiów w Szkole Filmowej,
pojechałyśmy na festiwal piosenki aktorskiej do Wrocławia.
Przyniosła mi skomplikowany wiersz Kazimierza Przerwy-Tetmajera i
powiedziała: Greinert, napisz mi do tego muzykę. Wykonałam zadanie.
Iza i ja przywiozłyśmy z Wrocławia wyróżnienie. Zagrałam to po
latach mojemu pianiście Marcinowi, powiedział: To jest dobre, pisz
piosenki. Tak się zaczęło, tak naprawdę to dzięki niemu usiadłam do
pianina i napisałam pozostałe…
Old Song, Dieta i Nikt tylko ty.
– Zdecydowaliśmy się na trzy covery. W tym dwa utwory Mariana
Hemara: dobrze znany Nikt tylko ty i Dietę, którą uwielbiam – tekst
sprzed stu lat, który może dzisiaj stać się hitem. Wojtek Młynarski
nazywa Hemara ojcem polskiej piosenki. Chciałam, by na płycie
pojawiło się tak wspaniałe nazwisko. Zamieściliśmy też Old Song z
tekstem Agnieszki Osieckiej. Piosenkę usłyszałam w Nożu w wodzie
Romana Polańskiego i zakochałam się…
Kołysanka zatapianka.
– Jacek Orłowski, profesor ze Szkoły Filmowej, poprosił mnie,
bym napisała jakąś niepokojącą melodię do Braci Karamazow, których
on właśnie realizował ze studentami „filmówki”. Napisałam i…
zaczęła za mną chodzić. Więc pomyślałam, że oswoję ją. Podczas
podróży do Krakowa napisałam do niej słowa. O miłości skończonej,
jasnej, otwierającej na cały świat.
Codzienni twórcy.
– To tekst Michała Zabłockiego. Ludzie, którzy chcą żyć dla
swojej pasji, radości, tworzenia, nie przywiązując wagi do zysków,
korzyści i sławy, są postrzegani jako naiwni i infantylni, ale oni
są wygrani. Bo w świecie nie wszystko się dzieje dla świata… Nad
światem jest świat odwrócony – i tam ceni się tylko działanie z
powodu radości serca! Ot, taka historyjka.
Czekam na jutro. Dlaczego został utworem tytułowym?
– To też tekst Michała. Samotna królewna siedzi w wieży i
nieustannie czeka na tego jedynego. Idealny tytuł dla mnie. Przez
długi czas nie potrafiłam wykorzystać tego, co dostałam od losu,
nie umiałam przekuć tego na działanie twórcze. Ciągle czekałam na
coś, co odmieni moje życie. Stąd tytuł płyty. Dzisiaj już wiem, że
trzeba działać. Jesteś odpowiedzialny za każdy talent, który został
ci darowany. Pracuj nad tym. Na większość rzeczy nie masz wpływu,
ale zmieniaj to, co możesz. Dlatego ta piosenka jest na zakończenie
– bym mogła zamknąć już ten rozdział śnienia i otworzyć nowy:
odważnie podążać w kierunku swoich marzeń i pasji!
Jest jeszcze Matko Boska Studzieniczna, utwór bonusowy.
– Leszek Aleksander Moczulski podarował mi tomik poezji. Tam
znalazłam Matkę…. Widać tak dużą miałam potrzebę, by zaśpiewać dla
Maryjki, że muzykę napisałam w ciągu godziny. Na płytę trafiła
wersja z samym fortepianem, choć oczywiście na koncertach gramy to
z całym zespołem. Od autora dowiedziałam się, że taka Matka Boska
Studzieniczna istnieje, w Studziennej koło Augustowa. Dwa tygodnie
po napisaniu tego utworu prowadziłam z moim pianistą warsztaty z
piosenki dla młodzieży szkolnej właśnie w Augustowie. Tam po raz
pierwszy zaśpiewaliśmy ten utwór. Niezwykłe, że los tak tym
pokierował… To takie małe cudeńko, które pomaga mi wierzyć, że
jednak jesteśmy pod dobrą opieką.
Powiedzmy coś na temat warstwy muzycznej. Nazwałbym to piosenką artystyczną z elementami rocka, jazzu, popu i folku.
– Dokładnie tak to widzę, tak to brzmi. Chłopcy są muzykami
jazzowymi z różnorodnym bagażem doświadczeń, a ja nie śpiewam w
jakimś konkretnym stylu, tylko tak, by mi było wygodnie i zdrowo
dla głosu i bym mogła wyrazić emocje zawarte w danym utworze. Te
piosenki są różnorodne, tak jak moi muzycy i ja ze swoją
wrażliwością. Cała filozofia.
Płytę chce pani promować głównie w teatrach – czyli jednak odzywa się dusza aktorki?
– Ten rodzaj materiału jest przeznaczony głównie dla
publiczności, która lubi piosenkę z tekstem. Jeśli jest to koncert
w teatrze, to możemy przewidzieć, jacy ludzie tam będą. Raczej
tacy, którzy lubią zatrzymać się w życiu na chwilkę i posłuchać tak
naprawdę…
Często podkreśla pani istotną rolę pracy pedagogicznej.
– Zaczęłam uczyć w szkole przez miły zbieg okoliczności, a
sama wiele się tam nauczyłam i nadal uczę. Zrozumiałam, że muszę
być bardziej odpowiedzialna za to, co mówię młodzieży, bardziej
świadoma swojego warsztatu. Zawsze miałam potrzebę jego zgłębiania:
biegałam do pedagogów, pracując nad swoim dźwiękiem i dzieliłam się
każdym nowym odkryciem z młodzieżą. Lubię młodych ludzi z pasją, są
dla mnie inspiracją. Nauczyłam się uważnego słuchania drugiego
człowieka. I bycia otwartą na wciąż nowe doświadczenia.
Jako aktorka skupia się pani na grze w teatrze. Czy jeszcze będzie można panią zobaczyć w filmie?
– Nigdy się na tym nie koncentrowałam, to się działo przy
okazji. Zawsze dużo rzeczy było do zrobienia gdzie indziej. Na
przykład nagranie audiobooka Opowieści z Narnii. Los dbał o to, bym
dostawała wciąż jakieś nowe wyzwania, które dawały mi radość. Więc
jeśli zdarzy film – z przyjemnością!
Jakiej muzyki pani słucha?
– Uwielbiam Leszka Możdżera. Także to, co prezentuje w swoich
sjestach Marcin Kydryński, jest mi bliskie. Barbary Streisand
słucham po prostu „kubłami”. Bardzo lubię i doceniam Dorotę
Miśkiewicz, Agę Zaryan, Kayah… Och, wiele jest fajnych polskich
wokalistek. Wojtka Młynarskiego i jego pięciopłyt wałkuję
nieustannie, rozjaśnia mój dom. Kabaret Starszych Panów jest jak
Biblia. Jak widać, królują piosenki z tekstem…
Jakie ma pani jeszcze plany na przyszłość?
– Płyta to teraz „namber łan”! Chciałabym zagrać jak najwięcej
koncertów promujących album Czekam na jutro. No i powolutku zacząć
pisać nowe rzeczy. Zrealizowałam niedawno projekt z utworami
tangowymi Agnes de Buenos Aires, może uda się, by i ten projekt
zafunkcjonował w szerszym aspekcie. I mam w szufladzie scenariusz
autorstwa mojego przyjaciela, Andrzeja Maculewicza, więc kto wie?
Jeśli los będzie nam przychylny i coś się wykrystalizuje – dzwonię
do Kalejdoskopu!
Rozmawiał: Rafał Gawin
Foto: Katarzyna Grzelakowska