Każde wakacje kiedyś się skończą. Młodzież we wrześniu wróci do szkół, studenci w październiku na uczelnie. W dorosłość wchodzą kolejne roczniki - niestety coraz mniej liczne. Zamiast dzieci rodzą się pytania: kto zapełni te rosnące jak grzyby po deszczu gmachy kolejnych kierunków? Kto zapełni widownię łódzkich teatrów?
Bardzo pouczająca jest lektura demograficznych prognoz GUS-u. Liczba mieszkańców Łodzi z 730 tys. na
początku obecnej dekady ma spaść do 577 tys. w roku 2035 (nawet na
tle innych miast znajdującej się w demograficznym upadku Polski
nasze miasto wypada tragicznie). Efekty widać już po corocznej
walce o zamknięcie kolejnych szkół. Rodzice i uczniowie protestują,
prezydent Piątkowski argumentuje, że miasta nie stać na tyle
edukacyjnych etatów.
Nikt jednak nie zwrócił uwagi, że kryzys zupełnie nie dotyka
budowlanych inwestycji łódzkich uczelni. Budują właściwie wszyscy -
Uniwersytet systematycznie przekształca całą wschodnią część
Śródmieścia w swój kampus, Politechnika przejmuje kolejne obiekty
osiedla przemianowanego nawet na jej cześć dziwną nazwą
"Politechniczna". Nowe gmachy ma już ASP, AM wykupuje jedną stronę
ul. 1 Maja, a "Filmówka" kolonizuje Targową. Uniwersytet Medyczny
przejął gigantyczny "szpital na skraju miasta" (od 40 lat w
budowie). Tymczasem tegoroczna rekrutacja przyniosła spadek liczby
chętnych nawet na Wydział Aktorski. Najwięcej maturzystów chciało
studiować stomatologię, czemu nie można się dziwić - przy obecnym
poziomie starzenia się społeczeństwa leczenie zębów, a zwłaszcza
protetyka zapewnią im świetlaną przyszłość.
Uczelnie biorą pieniądze na inwestycje, bo kto nie weźmie, jak
dają, nie zastanawiając się specjalnie, kto w tych nowych gmachach
będzie się uczył i z czego zapłaci się za ogrzewanie i prąd. Za
dziesięć lat będzie to wszystko można tanio wynająć (Uniwersytet
już szuka kupców na kilka budynków). No chyba, że sprowadzimy
studentów z Trzeciego Świata, Chin i skąd tam jeszcze. 100 000
chińskich stomatologów wykształconych w Łodzi - już ich widzę, jak
defilują w równych rzędach na odnowionym placu Niebiańskiej
Wolności.
Zostawmy problemy uczelni rektorom i kanclerzom. Pomyślmy o
bliskiej nam dziedzinie kultury. Pomyślmy w perspektywie owych 20
lat, które obejmuje prognoza. Co robią władze miasta kurczącego się
o 7 tys. osób rocznie? Budują nowe drogi, nowe teatry i centra
dialogu, powołują nowe instytucje kultury. Kto je w przyszłości
utrzyma? Kto je w przyszłości odwiedzi? Tu też podeprzemy się
Chińczykami? Grupa Chińczyków ogląda wystawę Cezarego
Bodzianowskiego - gotowy tytuł nowego projektu dla Łodzi
Kaliskiej. A tak przy okazji - aranżujący wystawę Bodzianowskiego
pobił chyba rekord świata w rozrzutnym zagospodarowaniu przestrzeni
ekspozycyjnej. Cały parter muzeum (dwie duże sale) zajmuje jedno
zdjęcie i postawione na krześle pudełko z telewizorem (kiedyś
starczało miejsca na całą sztukę dawną łącznie ze średniowiecznymi
ołtarzami). Gdy Muzeum Sztuki dostanie kolejny gmach (ms sześcian w
kształcie sześcianu ze szkła i aluminium), procent prezentacji
zasobów być może wzrośnie z 6 do 7%. Ale wcale nie jest to takie
pewne, być może obiekty zostaną tylko trochę bardziej
rozsunięte.
Na razie z kryzysem walczy Urząd Marszałkowski. W kwietniu
przyjęto Plan przeciwdziałania depopulacji w województwie
łódzkim.
Pouczająca lektura. Dowiedziałem się z niej, że walce z
depopulacją służy poprawa jakości życia, więc w zasadzie każda
inwestycja (w dokumencie jest na przykład mowa o budowie dworca
Łódź-Fabryczna) jest walką o przyrost naturalny. Powstanie też
Regionalne Obserwatorium Społeczno-Demograficzne, które przygotuje
10 debat na temat sytuacji demograficznej.
W podległych marszałkowi instytucjach planowane jest
utworzenie Zespołów ds. Przeciwdziałania Depopulacji i Wykluczeniu
Społecznemu. Znaleźć zatrudnienie w takiej specjalistycznej komórce
i przez osiem godzin dziennie zapobiegać depopulacji! To może
zachęcić wielu absolwentów do pozostania w Łodzi.