Łódź kreuje, Łódź buduje, Łódź pracuje - wszystko pisane strzemińszczycą, czcionką, której nikt normalny nie potrafi odczytać, a która w naszym mieście jest obowiązującym systemem komunikacji wizualnej w plakatach, logotypach, planszach i banerach.
Oprócz sensów zapisanych nią słów ma nieść dodatkową
informację - Łódź to miasto nowoczesne, rozwijające tradycję
modernizmu i awangardy. Niestety, w zgodzie z tą tradycją cierpiące
na utopijną gigantomanię i skłonności do nieludzkiej skali. Łódź
marnuje, Łódź czaruje, Łódź pudruje...
Wpadła mi w rękę mapka obrazująca aktualizację założeń systemu
transportowego miasta (zobacz). Ten wariant koncepcji rozwoju systemu
transportowego na rok 2025 zamówił Zarząd Dróg i Transportu, a
wykonało go... Biuro Planowania Rozwoju Warszawy Spółka Akcyjna!
Czemu akurat ono? Bo wygrało przetarg. I tak mamy szczęście, że
przetargu nie wygrała firma z Hiszpanii - wtedy układ ulic w naszym
mieście planowałyby osoby, które nigdy w nim nie były. Warszawscy
planiści być może przyjechali do Łodzi na wycieczkę.
Powstał plan nielogiczny, nieaktualny już w momencie
powstawania, pełen reliktów z Gierkowskich czasów radosnego
planowania nieskończonego rozwoju. Według dokumentu przez
najbliższych 11 lat czeka nas budowa kilkunastu arterii, dróg ruchu
przyspieszonego, głównych i zbiorczych. W tym czasie uruchomione
zostaną (chyba) autostrady, a ludność Łodzi zmaleje o dalsze
kilkadziesiąt tysięcy. Ale nic to, drogi budować trzeba. Gdyby
miastem rządził przedsiębiorca pogrzebowy, rozbudowywalibyśmy
cmentarze. Ale że rządzą budowlańcy zafiksowani na drogi - będziemy
budować miejskie autostrady. Każdy robi to, co lubi.
Co więc nas czeka według "Studium systemu transportowego"?
Przedłużenie al. Włókniarzy do planowanej S-14, przedłużenie ul.
Karskiego do ul. ks. Brzóski, nowa Konstytucyjna od Inflanckiej do
Kolumny, obwodnica Nowosolnej, przebicie Puszkina do Pomorskiej,
przedłużenie Śląskiej, nowa Kaczeńcowa z Teofilowa, przez Retkinię
na lotnisko, jakaś szeroka dwupasmówka równoległa do Drewnowskiej i
Rąbieńskiej, przebicie Wojska Polskiego, Nowotargowa i
Nowowęglowa.. To te większe inwestycje, oprócz nich radosna
twórczość obejmuje wiele poszerzeń uliczek na przedmieściach - z
sensem lub bez sensu, byle więcej asfaltu, byle nowocześniej, byle
drożej.
W dodatku warszawscy planiści zupełnie nie przejmują się
toczącymi się w Łodzi dyskusjami. Radni, magistrat i opinia
publiczna spierają się, czy Nowotargowa do Tuwima, czy może do
Piłsudskiego. A na planie... cztery pasy biegną jeszcze dalej na
południe, by nagle skręcić do Kilińskiego. Na Widzewie soczewka,
więc mądre głowy radzą, czy budować wiadukt nad Niciarnianą,
przedłużać Puszkina czy Konstytucyjną. Są jakieś warianty,
konsultacje, a tu warszawiacy już wyrysowali... będzie i to, i to,
i to.
Z większych absurdów polecam przyjrzenie się planowanemu
układowi nowych dróg na Stokach. Właśnie zakończono remont wiaduktu
na Telefonicznej i nie poszerzono go nawet do standardu 2 x 1 -
samochody jadące z przeciwnych stron muszą się przepuszczać. A
kawałek dalej Telefoniczna ma się rozgałęziać na trzy ulice -
nikomu niepotrzebna Bronisława Czecha i przedłużenie ulicy Kerna
(dojazd do M1). Ta druga może i miałaby jakiś sens, gdyby ją puścić
dalej, do Pomorskiej (do przywróconej stacji i szpitala na
Czechosłowackiej). Pas drogowy jest zarezerwowany, ale ulicy dalej
nie będzie. Czy ma to coś wspólnego z faktem, że akurat tam działkę
kupił sobie jeden z wiceprezydentów? Przy okazji: czy ktoś
zauważył, że budowniczowie stacji kolei aglomeracyjnej postawili,
po czym po tygodniu rozebrali peron przystanku przy
Pomorskiej?
Prawdziwym rekordem absurdu jest jednak planowane poszerzenie
ulicy Krokusowej - cierpliwie kopiowane do kolejnych planów od lat
60. W międzyczasie zabudowano dalszą część i w planach został tylko
kawałek między Pomorską i Telefoniczną. Potem cały ruch i tak wróci
na Janosika. Ale kawałek sobie zbudujemy (akurat pod oknami
szpitala przekazanego przez miasto UM na Instytut Geriatrii). To
jest myślenie w rodzaju: skoro nie da się wymienić całej rury na
szerszą, to wymieńmy chociaż środkową część i połączmy to
przejściówkami. W ten sposób nie zwiększymy strumienia (aut) i
płynności ruchu.
Najgorszy jest w tym wszystkim brak możliwości dyskusji.
Urzędnicy nie słuchają nikogo, a teksty publicystyczne zachęcają
jedynie do mało merytorycznych pojedynków na zjadliwe komentarze.
Drogowcy dostaną więc nowe zabawki, podzielą Łódź rzędami
akustycznych ekranów, miasto nigdy nie wyjdzie z długów, a
warszawscy planiści z radością przejrzą stan konta. Baw się dalej,
wesoła gromadko!
Pech chciał, że pojawienie się "warszawskich planów" zbiegło
się w czasie z publikacją przez wydawnictwo Księży Młyn książki o
koncepcjach rozbudowy Łodzi z czasów II wojny światowej. To
przerażające, że najlepsze plany powstawały w czasach, gdy hasło
"Łódź buduje" pisało się gotykiem.