Spotkanie ludzi kultury, samorządowców, animatorów, nauczycieli,
przedstawicieli instytucji i stowarzyszeń kulturalnych, organizatorów życia
kulturalnego, dziennikarzy trwało od 12 do 14 września 2013 r. Nasz wysłannik śledził uważnie pierwsze dwa dni obrad.
W dwa lata po łódzkim kongresie podobną imprezę zorganizował
Miejski Dom Kultury w Radomsku, wspierany przez Narodowe Centrum
Kultury i ŁDK. Ponieważ tematyka wykładów, prezentacji i dyskusji
na ogół nie dotyczyła spraw ściśle związanych z Radomskiem, można
uznać, że było to kolejne spotkanie ludzi kultury z województwa
łódzkiego, a nawet z całej Polski - wielu zaproszonych gości
reprezentowało inne regiony. Dyskutowano o lokalności, partycypacji
w kulturze różnych grup społecznych, o edukacji, promocji i
kształtowaniu przestrzeni.
Impreza była bardzo dobrze zorganizowana. Przejrzysty, dobrze
ułożony program, dobra informacja, zawsze służący pomocą pracownicy
MDK, dobrze nagłośnione sale, brak większych opóźnień, sprawne
prowadzenie dyskusji - można powiedzieć, że organizatorzy działali
bezbłędnie. Ciekawy był też dobór zaproszonych gości, choć tu można
mieć zastrzeżenie do powielania schematów z poprzednich tego typu
imprez. Gdy słuchałem Edwina Bendyka, Krzysztofa Dudka,
omawiającego kolejne badania nad kulturą Artura Celińskiego z Res
Publiki Nowej czy prowadzącego panel dyskusyjny redaktora Jacka
Grudnia, miałem wrażenie powrotu do przeszłości. Jakbym przeniósł
się na łódzki kongres sprzed dwóch lat. Istnieje realne
niebezpieczeństwo popadnięcia w rutynę - oby nie doszło do
sytuacji, że co rok będziemy spotykać się w innym mieście i słuchać
tych samych wystąpień. Przemysł kongresowy byłby wypaczeniem idei
twórczego spotkania. Na szczęście w radomsku działo się też dużo
nowego i ciekawego.
Pierwszy dzień
Początek jest zawsze podobny - powitania, podziękowania,
życzenia owocnych obrad. W Radomsku głos po kolei zabierali:
prowadzący kongres (sprawnie i kulturalnie) Sławomir Przybyłowicz,
dyrektor MDK pani Elżbieta Kwiatkowska, wojewoda Jolanta
Chełmińska, prezydent Radomska Anna Milczanowska i dyrektor
NCK Krzysztof Dudek. Formułę Niniejszym oznajmiam, że I Kongres
Kultury w Radomsku czas zacząć odczytała ze zwoju zamkniętego
w specjalnej przesyłce Jolanta Chełmińska. Zdaniem Krzysztofa Dudka
był to najoryginalniejszy sposób otwarcia imprezy, jaki widział, a
widział już podobno setki podobnych zdarzeń w całej Polsce. Trochę
w tym stwierdzeniu było przesady, trzeba jednak przyznać, że oprawa
plastyczna imprezy stała na wysokim poziomie. Dotyczy to zarówno
graficznej strony przygotowania materiałów kongresowych, jak i -
może przede wszystkim - scenografii przygotowanej przez Joannę
Sroczyńską. Zrobione z pudeł skrzynie z kolorowymi poduszkami i
rząd białych donic z zieloniutka (sztuczną) trawą znakomicie
ilustrowały połączenie regionalizmu z nowoczesnym podejściem do
kultury. Szkoda, że tak szybko wszystko poprzestawiano.
Zupełnym nieporozumieniem był za to inauguracyjny wykład prof.
Joanny Kurczewskiej. Być może z powodu niedyspozycji zdrowotnej
pani profesor mówiła chaotycznie i niejasno, wciąż wracając do
poruszanych już wątków. W dodatku co chwila używała sformułowań
"jak gdyby" i "znaczy", co jeszcze bardziej utrudniało percepcję.
Główna teza wykładu dotyczyła najważniejszych dla tworzenia się
kultury miejsc i instytucji. O ile przed transformacją takim
miejscem był zakład pracy, o tyle obecnie staje się nim społeczność
lokalna. Konsekwencją jest zróżnicowanie polskiej kultury - zdaniem
pani profesor należy dziś mówić o wielo-Polsce. Społeczności
lokalne powoli się upodmiotawiają, przy czym najważniejszym
czynnikiem tego procesu jest współpraca instytucji ze spontanicznie
wykreowanymi liderami tych społeczności. Po więcej konkretów
autorka odesłała do prac Michaela Walzera i Richarda
Sennetta.
Kolejnym punktem programu była dyskusja lokalnych animatorów i
dyrektorów ważnych instytucji. Dyrektor Teatru Jaracza Wojciech
Nowicki zwrócił uwagę na fakt, że po transformacji ustrojowej
trzeba było zbudować zupełnie nowy model organizacji kultury,
określić relacje instytucji, szkoły, organizacji pozarządowych.Ten
proces trwa. Trzeba się na nowo nauczyć animowania kultury - już we
współpracy z ludźmi, dla których robi się imprezy czy zajęcia. Czy
ruch amatorski jest wartością samą w sobie czy może sposobem
wyrabiania kompetencji kulturowych i dotarcia do sztuki wysokiej?
Czy podział na Kulturę (sztukę) wysoka i niską jest jeszcze
sensowny? Mirosława Łęska z radomszczańskiej Fundacji Inicjatyw
Kulturalnych mówiła o sukcesach swojej organizacji i o koniecznym
szacunku we wzajemnych relacjach władzy, przedsiębiorców, ludzi
kultury. Jej zdaniem elity polityczne i kulturalne nie dają tu
dobrych wzorów.
Po tej dość kurtuazyjnej wymianie zdań przyszedł czas na
twarde dane z dwóch raportów. Najpierw Artur Celiński zreferował
wyniki badań socjologicznych dotyczących kulturalnej polityki
Radomska, a potem dyrektor Małgorzata Kania z Departamentu Kulturyi
promocji Urzędu Marszałkowskiego przedstawiła założenia
Programu rozwoju kultury w województwie łódzkim na lata
2014-2020. W pierwszym wystąpieniu było dużo liczb, w drugim -
cała lista mniej lub bardziej ważnych celów polityki kulturalnej.
Radomsko strategii rozwoju kultury nie ma, co nie znaczy, że
instytucje i organizacje nie działają dobrze. Problemem - zdaniem
Celińskiego - jest brak spójności tych działań. Miasto kulturą
administruje, a nie zarządza. Ciekawie wypadło porównanie wydatków
na kulturę w kolejnych latach. W 2008 roku odnotowano rekordowy
wzrost - o 44%, ale już w 2009 wydatki spadły o 45%, czyli wszystko
wróciło do normy i tak trwa do dziś. Stabilizacja czy stagnacja? Po
uwzględnieniu inflacji wydatki spadają - by kultura nie ucierpiała,
pieniądze trzeba wydawać mądrzej. Czy pomoże w tym strategia
Departamentu?
Panel Po pierwsze edukacja kulturalna okazał się
prezentacją pomysłów edukacyjnych z instytucji, w których pracują
panelistki. Nawet moderatorka chwaliła własny Ośrodek "Dorożkarnia"
zamiast problematyzować dyskusję. Trzeba jednak stwierdzić, że o
sowich pomysłach uczestniczki opowiadały zajmująco. Okazało się, że
najważniejsza jest współpraca ze szkołami i że ministerstwa -
edukacji i kultury - powinny wreszcie uzgodnić wspólne stanowisko w
sprawie kształcenia do udziału w kulturze. Działy edukacyjne
nowoczesnych instytucji i pozarządowe fundacje są w stanie pomóc
nie tylko w realizacji zajęć pozalekcyjnych, można do nich
przenieść lekcje wiedzy o kulturze, a nawet godziny wychowawcze. W
toku dyskusji wyłonił się jednak ciekawy problem - na ile rodzice
mogą zaufać zróżnicowanym propozycjom edukacyjnym dla ich dzieci i
czy istnieje system weryfikacji zgłaszanych do różnych programów
propozycji?
Po obiedzie kongres się rozkręcił. Panel Współuczestnictwo
w kulturze prowadzony przez Macieja Frąckowiaka był
najciekawszym punktem programu pierwszego dnia. Pytanie, na czym to
współuczestnictwo ma polegać i jakie formy kultury zasługują na
wspieranie z publicznych pieniędzy staje się ważne, gdy uświadomimy
sobie, że praktycznie cała ludzka działalność to w jakimś sensie
kultura. Pracownicy domów kultury nie mogą narzucać swoich
propozycji w oderwaniu od potrzeb mieszkańców okolicy, ale czy mogą
godzić się na każdą propozycję? Dyskutowano na przykład o
zakupieniu dekodera do transmisji sportowych - czy to jeszcze
działanie animujące kulturę? Czy partycypacja oznacza reaktywność
(bierność) instytucji kultury, czekających jedynie na propozycje od
ludzi? Ciekawy wątek dodał do rozmowy Edwin Bendyk z "Polityki":
jego zdaniem kultura pogłębia dziś podziały klasowe, bo na przykład
droga opera służy raczej legitymizacji kulturalnej klasy
nowobogackich, a nie zaspokajaniu potrzeb estetycznych. Przy czym
problemem nie jest sama struktura klasowa, ale zablokowanie
mobilności pomiędzy grupami. Czy kultura może to ścieżki udrożnić?
W dyskusji wypowiedział się tez Artur Celiński, który stwierdził,
że partycypacja to udział w podejmowaniu decyzji. Potem ktoś, kogo
wspólnie wybraliśmy, musi działać i brać odpowiedzialność za swoje
działania. Nie można negocjować w nieskończoność.
Drugi dzień
Początek drugiego dnia to był moment, w którym uczestnicy
kongresu musieli wybrać: uczestniczyć w spotkaniu regionalnej sieci
kin cyfrowych, w grze symulacyjnej "Strategie kultury" czy w
dyskusji urbanistów i architektów na temat związków między
kształtowaniem przestrzeni a kulturą. Ja wybrałem panel Kultura
w przestrzeni i nie żałuję. Obecność prof. Jana Salma, prof.
Marka Janiaka i Bartłomieja Kolipińskiego z Towarzystwa Urbanistów
Polskich gwarantowała nie tylko wysoki poziom merytoryczny
dyskusji, ale też twórcze różnice zdań. I rzeczywiście, panowie
zgodzili się jedynie w kwestii dużego wzajemnego wpływu kultury na
kształtowanie przestrzeni i jakości przestrzeni na sposób myślenia
i życia.
Bartłomiej Kolipiński, odwołując się do tradycji polskiej
myśli urbanistycznej, zaapelował o większą kulturę planowania
przestrzeni i o szybkie wypełnienie dziur w miejscowych planach
zagospodarowania. Zupełnie inny pogląd zaprezentował Marek Janiak,
który wyraził nieufność wobec planowania w ogóle, a w szczególności
wobec modernistycznych utopii w architekturze. Jego zdaniem przed
XX wiekiem żadne planowanie nie było potrzebne, gdyż zwyczaj i
tradycja rzemieślnicza zapewniały spójność stylu i zadowalający
poziom estetyczny powstających budynków. Przepisy urbanistów nie są
w stanie zastąpić tradycji, gdyż nie umiemy racjonalnie opisać
złożonych praw rządzących dobrą architekturą, która zawsze odnosi
się do kontekstu otoczenia. Tylko zwiększenie świadomości
estetycznej może przywrócić dobrą architekturę. Panowie zgodzili
się, że tę poprawę można osiągnąć poprzez propagowanie dobrych
przykładów i że żaden plan nie pomoże, jeśli stworzą go
nieprzygotowani urzędnicy.
W toku dyskusji uaktywniła się publiczność, która podjęła
wątki z historii Radomska. Marka Janiaka zapytano także, jak godzi
tradycyjne poglądy na architekturę z działalnością w radykalnie
awangardowej grupie Łódź Kaliska. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że
sztuka awangardowa jest poligonem dla radykalnych eksperymentów,
obszarem testowania skrajnych intuicji, które jednak nie są
szkodliwe z powodu małego zasięgu oddziaływania. Przy okazji prof.
Salm pochwalił architekturę budynku, w którym odbywały się
obrady.
Po przerwie kawowej mogliśmy wysłuchać wykładu Mariusza
Wróbla, dyrektora Instytucji Filmowej "Silesia-Film", który mówił o
metodach promocji kultury. Na podstawie licznych przykładów
sformułował tezę, że najskuteczniejszy jest marketing oparty na
propagandzie szeptanej, co w dzisiejszych czasach oznacza na tyle
sprytne skonstruowanie przekazu, by ten sam rozpowszechniał się w
Internecie dzięki skłonnościom ludzi do powielania ciekawostek. Za
przykład może służyć strategia kopenhaskiej orkiestry symfonicznej,
która umieszcza w sieci filmy ze spontanicznych ulicznych
koncertów. Prelegent pokazał też, jak praktycznie wykorzystywał
przedstawioną wiedzę, kierując jedną z instytucji kultury na
Śląsku.
Kolejny punkt programu to prezentacja dobrych praktyk w promocji
kultury. W bloku prowadzonym przez red. Jacka Grudnia szczególnie
zainteresowały mnie wystąpienia dotyczące portali internetowych, w
tym także naszego Reymonta.
Ogólne wrażenia po pobycie w Radomsku są bardzo pozytywne. W
rozmowach z uczestnikami kongresu powracał motyw silnej motywacji
do dalszych poszukiwań i twórczych działań, którą uczestnicy
znaleźli w czasie kongresowych spotkań. Nawiązywanie kontaktów,
wymiana doświadczeń, możliwość pochwalenia się osiągnięciami- to
wszytko wydaje się ważne dla ludzi kultury, którzy uczestniczyli w
radomszczańskim zjeździe.
Piotr Grobliński