Warto przypomnieć miejsce w życiorysie Tuwima najważniejsze – dom
przy ul. Kilińskiego 46 (dawniej ul. Widzewska 44), gdzie w dwupokojowym
mieszkaniu z kuchnią 13 września 1894 roku przyszedł na świat.
Sejmową uchwałą nazwano rok 2013 – Rokiem Juliana Tuwima.
Warto więc przypomnieć miejsce w jego życiorysie najważniejsze –
dom przy ul. Kilińskiego 46 (dawniej ul. Widzewska 44), gdzie w
dwupokojowym mieszkaniu z kuchnią 13 września 1894 roku przyszedł
na świat.
W zbiorach Archiwum Państwowego w Łodzi przechowywana jest
(pisana po rosyjsku) metryka Juliana Tuwima. Przeczytamy w niej,
że: 19/31 października 1894 r. przed urzędnikiem miejskim zjawił
się Zaroch Tuwim, lat 37, buchalter, stały mieszkaniec miasta
Kalwaria, w towarzystwie Gabriela Segała, podrabina miejskiego,
Moszka Kalińskiego i Wiktora Rabinowicza ze służby bożniczej i
przedstawili dziecko rodzaju męskiego, mówiąc, że urodził się w
Łodzi 1/13 września br. o godz. 13 z jego żony Adeli z domu
Krukowskiej, lat 21. Dziecku temu przy obrzezaniu dano imię Julian.
(…)
Rodzice byli spolonizowanymi Żydami, ojciec, po praktyce
bankowej w Paryżu, przyjechał do Łodzi i tu 22 grudnia 1893 r.
poślubił córkę znanego drukarza Leona Krukowskiego – Adelę.
Matka uczyła nas szacunku do ludzi pracy, ludzi prostych,
wpajała w nas zasady chrześcijańskie (choć oficjalnie nie byliśmy
chrześcijanami) i demokratyczne. Całym sercem kochała Polskę, jej
kulturę i literaturę i gdy jeszcze nie umiałem czytać, sama
odczytywała mi najpiękniejsze wiersze polskie, nuciła śliczne,
stare piosenki. To, że stałem się poetą, Jej przede wszystkim
zawdzięczam.
W domowym archiwum poety zachowały się zeszyty wierszy
polskich przepisywanych przez matkę w 1886 r., a także przez babkę
Ewelinę Łapowską w 1850 r. W swoich wspomnieniach wracał często do
tego tematu: A przecież od wczesnego dzieciństwa karmiony
byłem, bez przekarmiania, wierszami i piosenką. Te pierwsze zalążki
rytmu i melodii zawdzięczam Matce, która nuciła mi mazurki Chopina
(…) – i czytała mi wiersze, gdy jeszcze sam czytać nie umiałem. Ale
nie te nudne, głupawe wierszyki dla dzieci o kulawym kotku lub o
tym, co był chory i leżał w łóżeczku, lecz prawdziwe „dorosłe”
wiersze, które Matka za panieńskich czasów przepisywała do kajetów.
(…).
Gdy jednak w matczynych zeszytach przeważają utwory
romantyczne, miłosne i humanitarne, babka lubuje się w tematach
historycznych. Te dokumenty tradycyjnego przywiązania do poezji
polskiej w mojej rodzinie trzymam w tekturowej okładce – razem z
rękopisami pierwszych wierszyków mojej siostry Ireny. Bądź co bądź,
trzy kobiece pokolenia... I kiedy mi czasem antysemiccy nudziarze
doradzają w swoich pismach, żebym pisał po żydowsku (…) mam ochotę
zaproponować im to i owo, a także spokojnie i łagodnie zawiadomić
ich, że w języku żydowskim pisać nie mogę, gdyż ani go nie znam,
ani nie znałem, ani w domu nigdy nie słyszałem. W mojej rodzinie
mówiło się zawsze tylko po polsku, i to czystą, bez fonetycznego
nalotu wschodniego, polszczyzną.
W kwietniu 2013 r. na bocznej ścianie bramy umieszczono z
inicjatywy Uniwersytetu Łódzkiego tablicę pamiątkową z wizerunkiem
Juliana Tuwima.