Miło jest powspominać lato. W niektóre soboty,
Urząd Marszałkowski zapraszał chętnych na wypady po województwie
specjalnym pociągiem. Za darmo, pod opieką przewodników. Wybrałem się i ja.
Miło jest powspominać lato. Nie tylko urlop w górach czy nad
morzem, ale też poszczególne przygody turystyczne. Otóż latem, w
niektóre soboty, Urząd Marszałkowski zapraszał chętnych na wypady
po województwie specjalnym pociągiem. Za darmo, pod opieką
przewodników. Pociąg dowoził turystów do wybranego miejsca –
Zduńskiej Woli, Góry Kamieńsk, Bolimowskiego Parku Krajobrazowego –
a potem wszyscy, podzieleni na grupy, zwiedzali pieszo lub na
rowerach najciekawsze miejsca w okolicy.Wybrałem się i ja. Trafiłem akurat na jedyny dzień w sierpniu,
kiedy lało jak z cebra. Pociąg pojechał do Rogowa. Nasza grupa
wysiadła właśnie tam. Inne wyładowały się w Przyłęku. My
zmierzaliśmy do Przyłęku piechotą, inni szli stamtąd do
Rogowa.
Najpierw zwiedziliśmy arboretum w Rogowie. Wtedy jeszcze tylko
padało. Rośliny były pasjonujące. Moją uwagę przykuł cyprysik
japoński. Miał chyba ze trzydzieści metrów wysokości. Zastanawiałem
się, ile metrów może mierzyć japoński cyprys, skoro TO jest
zaledwie „cyprysikiem”. Wycieczkowicze podejrzliwie przyglądali się
klonowi palmowemu. Liście tenże klon miał łudząco podobne do
marihuany. Przy wejściu, w donicy rosło coś, co z powodzeniem
mogłoby być ilustracją do książki „Dzień tryfidów”. Tabliczka
informowała, że to roślina, która miała wymrzeć ileś tam milionów
lat temu, ale okazało się, że spłatała figla naukowcom. Deszcz
zmusił wycieczkę do schronienia się pod dwoma drzewami przed bramą
arboretum.– Widzisz? Te się nie dostały – wyjaśniał dziewczynie jakiś
student. – Punktów im zabrakło.
Z arboretum pomaszerowaliśmy w deszczu na cmentarz wojenny z
1914 roku, a potem szosą do Rogowa zwiedzić Rogowską Kolej
Wąskotorową. Uwagę wycieczki zwrócił radiowóz policyjny, który
czatował na piratów drogowych akurat przy furtce z napisem „Uwaga!
Złe psy!”. Chciałem sfotografować ten obrazek, ale nie
zaryzykowałem.
Na stacji ciuchci schowaliśmy się przed deszczem w muzeum.
Lało. Ludzie zadawali pytania. Jaką maksymalną prędkość może
rozwinąć wąskotorówka? Okazało się, że około trzydziestu kilometrów
na godzinę.
– Kiedyś z górki rozpędziła się do osiemdziesięciu – poinformował
przewodnik. – Ale to było wtedy, jak jej hamulce wysiadły.Ze stacji wróciliśmy do arboretum, gdzie czekało ognisko. Po
odpoczynku ruszyliśmy przez las do Przyłęku Dużego. Tam powitał nas
Władysław Reymont na ławeczce, taki sam jak w Łodzi. Siedział na
pagórku obsadzonym kwiatami. Przewodnik chciał pokazać lipę, pod
którą pisarz siadywał, by obserwować obyczaje chłopów. Tu wywiązała
się ożywiona dyskusja, czy faktycznie chodził trzysta metrów, aby
siedzieć pod drzewem, skoro po drugiej stronie szosy też rośnie
stara lipa i do tego przed sklepem? Większość wycieczkowiczów
podzieliła opinię, że głupi przecież nie był i na pewno wolał
siedzieć pod sklepem.
Oczekiwanie na pociąg powrotny skracało nam pilnowanie dzieci,
żeby nie pospadały na tory. – W metrze dziecko spadło – pouczał
dziewczynkę jeden z wycieczkowiczów. – Wiesz, co się z nim
stało?
– Spłaszczył się! – radośnie wrzasnęła czterolatka.I tym wesołym akcentem zakończyła się nasza eskapada.