De Tyrman'd w wirze historii | Kalejdoskop kulturalny regionu łódzkiego
Proszę określić gdzie leży problem:
Proszę wpisać wynik dodawania:
7 + 5 =
Link
Proszę wpisać wynik dodawania:
7 + 5 =

De Tyrman'd w wirze historii

Metryczka dowodu tożsamości Leopolda Tyrmanda (1953) Foto: Wikipedia

ROK TYRMANDA. Chciał być malarzem, studiował architekturę wnętrz, by zostać pisarzem. Lekceważony i niewydawany, a zarazem dostrzegany i podziwiany. Krytykujący władzę, która czytała to, co napisał. I nagradzała. Samochodem, paszportem. W Ameryce – jak mawiał – ani pisać, ani żyć już nie potrafił.
Rok 2020 był rokiem Leopolda Tyrmanda – bo to i setna rocznica urodzin, i 35-lecie śmierci tego świetnego dziennikarza, pisarza i propagatora jazzu w Polsce. Pan Leopold – jak zwracała się doń Natasza Putramentowa – był nie tylko autorem „Dziennika 1954”, „Złego”, „Filipa”, „Hotelu Ansgar”, „Siedmiu dalekich rejsów”, „Słodkiego smaku czekolady Lucullus” czy „Niedzieli w Stavanger”, ale też m.in. „Cywilizacji komunizmu” – studium o totalitaryzmie komunistycznym. A jego „U brzegów jazzu” wciąż jest jedną z najważniejszych książek o tym gatunku muzyki. Urodzony w Warszawie, wychował się w zasymilowanej rodzinie żydowskiej, której po zdanej maturze oświadczył, że chce studiować malarstwo. „Malarz? – To nie jest zawód! Zawód to jest lekarz albo adwokat” – odparł ojciec. „A ponieważ byłem dobrym synem i miałem dobrych i mądrych rodziców, więc wspólnie zdecydowaliśmy, że będzie to… architektura wnętrz” – wspominał Tyrmand.

Wakacje 1939 roku po zaliczonym pierwszym roku w paryskiej Académie des Beaux-Arts były ostatnimi. Już jesienią znalazł się na okupowanej przez Rosjan Litwie wraz z tysiącami uciekających przed Niemcami Polaków. Wilno dało mu schronienie i pracę felietonisty w „Prawdzie Komsomolskiej”. Do kwietnia 1941 roku napisał ponad 140 felietonów, a ówczesny naczelny wspominał: „Nikt w tym czasie takich felietonów nie pisywał, Tyrmand siadał do maszyny i pisał jednym tchem bez poprawek”. Choć teksty pod hasłem ,,Na kanwie dnia” miały propagandowy charakter, to – jak twierdził Krzysztof Kąkolewski: ,,Tyrmand już wtedy prowadził podwójne, a może nawet potrójne życie. I tylko tak niezwykłym ludziom jak pan Leopold mogło się udać coś podobnego, że jako Żyd uciekł Niemcom do Trzeciej Rzeszy”.

Na hasło propagandowe „Jedźcie z nami do Niemiec” Polacy odpowiadali ,,Jedźcie sami do Niemiec.” Tymczasem Leopold trafił tam jako… Francuz Leopold de Tyrman’d. „Doświadczeni żeglarze twierdzą, że nigdzie nie jest równie bezpiecznie jak w oku cyklonu” – zdaje się, że ta zasada pozwalała mu przeżyć. Nie dzień, tydzień, miesiąc, ale kilka lat, co w jego przypadku nie było łatwe, bowiem ani wygląd, ani nazwisko nie gwarantowały bezpieczeństwa. W Rzeszy: w Moguncji, Wiesbaden, Frankfurcie nad Menem, Szczecinie, Wiedniu, a także w Skandynawii imał się różnych zajęć, zachowując się zgodnie z duchem patriotyzmu. Nie miało to nic wspólnego z moralnością – czy jest bowiem etyczne oszukiwanie na talonach żywnościowych czy rozcieńczanie kawy niekoniecznie wodą?

Wrócił do Polski w 1946 roku i znalazł pracę w „Ekspresie Wieczornym”, a po opublikowaniu noweli „Niedziela w Stavanger” stał się członkiem redakcji krakowskiego „Przekroju”. „Pisał dużo i szybko, kiedy kładłam się spać, jeszcze pisał, kiedy wstawałam, już pisał” – wspominała druga żona Barbara Hoff. „Być dziennikarzem to oznaczało wziąć na siebie dobrowolne jarzmo” – twierdził. Mimo że drukowały go m.in. „Rzeczpospolita”, „Dziś i Jutro”, „Słowo Powszechne” czy „Express Wieczorny” i mimo że stawał się popularny – najlepiej czuł się właśnie w „Przekroju”, tygodniku założonym przez Mariana Eillego. Reprezentował pismo podczas Kongresu Intelektualistów we Wrocławiu, gdzie rozmawiał z Pablem Picassem, Ilią Erenburgiem, Michaiłem Szołochowem czy Julianem Huxleyem. „Przekrój” przypominał mu czasy przedwojenne i te, o których myślał, że wrócą: pełne swobody, kultu zachodniej cywilizacji i wolnego świata.

Przekonał się jednak, że „Przekrój”, przemycający fragmenty zachodniej prozy, fotografie mody czy modeli samochodów, przestał już być oazą normalności, gdy relacjonując mecz bokserski Polska–ZSRR, na który ekipa radziecka przywiozła swoich sędziów i po którym doszło do zamieszek i interwencji milicji, napisał: „Opinie publiczności stały tym razem na najwyższym poziomie. Opinie te koncentrowały się albo w burzliwych oklaskach, albo w zagniewanym tupaniu i wyciu, albo w szyderczym gwiździe”. Publiczność nie zgadzała się bowiem z werdyktem sędziów, a władza z werdyktem publiczności. Aresztowano ponad 300 osób. A Tyrmand stracił posadę […]

Tomasz Kubacki

Cały tekst w Kalejdoskopie 02/21. 
-- 
Numer 02/21 do kupienia w Łódzkim Domu Kultury, punktach Ruchu S.A., Kolportera, Garmond-Press, w salonach Empik.

I w prenumeracie:
- redakcyjnej – część kosztów wysyłki każdego numeru bierzemy na siebie, a na początek prenumeraty każdy otrzymuje antologię naszych felietonów (i nie tylko) "The best of Kalejdoskop. Felietony": TUTAJ
- dostępnej od lat via Ruch (w opcji darmowa dostawa do wybranego kiosku Ruchu): TUTAJ

* Nasze PODKASTY
Możecie też słuchać naszych najlepszych tekstów w interpretacjach aktorów scen łódzkich, z Łodzią i regionem związanych – na platformie "Kalejdoskop Na Głos": TUTAJ i TUTAJ
Rozwijamy też tematyczne "Podkasty Kalejdoskopu", dostępne TUTAJ

* Nasze AUDYCJE
W społecznościowym Radiu Kapitał realizujemy cykl audycji „Oko Kalejdoskopu”. Pierwsze trzy audycje: rozmowę wokół „tez dla łódzkiej kultury” z ich autorem Michałem Lachmanem, dotyczącą tematu strategii dla łódzkiej kultury, rozmowę Joanny Glinkowskiej z Rafałem Kołackim o field recordingu i rozmowę z Rafałem Gawinem o „Muzyce roku pandemii”, można odsłuchać TUTAJ

Kategoria

Literatura