Dekameron 2020: Laureaci (12) "Jajko na miękko" | Kalejdoskop kulturalny regionu łódzkiego
Proszę określić gdzie leży problem:
Proszę wpisać wynik dodawania:
6 + 2 =
Link
Proszę wpisać wynik dodawania:
6 + 2 =

Dekameron 2020: Laureaci (12) "Jajko na miękko"

OPOWIADANIE. Publikujemy opowiadania laureatów czwartego tygodnia trwania konkursu Dekameron 2020, który organizuje Dom Literatury w Łodzi, a współorganizuje i patronuje mu "Kalejdoskop". Dziś publikujemy opowiadanie "Jajko na miękko", za które Piotr Mazurski otrzymał II nagrodę.
Piotr Mazurski
"Jajko na miękko"


Jak ugotować jajko na miękko?

Oczywiście trzy minuty. Jajko do wrzątku, w tym wrzątku trzy minuty i garnek z gazu. A później jeszcze półtorej minuty. To półtorej już w tym stygnącym nie-wrzątku. W tym postwrzątku można powiedzieć.

A pan? Pan mówi, że nie, że jednak pięć minut. Ale cały czas w takim niemal-wrzątku. Zwłaszcza jak jajko duże, to już bezapelacyjnie pięć minut.

Pani jednak oponuje. Do zimnej wody to jajko i gotować razem z wodą. Minutę od momentu wrzenia przetrzymać i mamy jajko na miękko. Przecież tak szybciej, rozsądniej.

Jak ugotować jajko na miękko?

Fantastyczna alternatywa dla pytania: czy są państwo małżeństwem? Bo jak wiadomo, każdy dom deklarować musi przynależność do określonej szkoły gotowania jajka na miękko. A każde dziecię w tym domu zrodzone, przejmuje ów jedyny, właściwy sposób gotowania jajka na miękko. Coś jak nazwisko.
Gdy zaś wypełniają się słowa Pisma i opuszcza człowiek ojca oraz matkę, łącząc się ze swoją żoną, wówczas mamy chwilę poważnej próby. Który bowiem sposób uznać za wiążący w tworzącej się właśnie rodzinie? Ten z domu żony, czy z domu męża?

Bez względu na to, jaka pada wówczas odpowiedź, można uznać ów moment za konstytutywny. Oto powstała kolejna podstawowa jednostka życia społecznego, mająca swój pogląd na gotowanie jajka.

Nie musisz więc już pytać: czy są państwo małżeństwem? Wystarczy zapytać o jajko. Jeżeli spotkana przez Ciebie para udzieli jednej tylko odpowiedzi, wówczas z prawdopodobieństwem dążącym do pewności para ta jest małżeństwem. Celowo zaznaczam, że nie z całą pewnością. Mogą być wszakże rodzeństwem. Zauważ jednak, że i pytanie “czy są państwo małżeństwem?” pewności takiej nie daje. Mogą wszakże kłamać.

Jak ugotować jajko na miękko?

Należy odnotować, że zapewne wiele par decyduje się na rozwiązanie kompromisowe, co wydawać się może całkiem rozsądnym posunięciem. Po co przechylać szalę w stronę jednej z rodzin? Czy u progu wspólnego życia warto budować podglebie dla niepotrzebnych antagonizmów? Dlaczego nie poszukać trzeciej drogi? Znaleźć zupełnie nowy sposób. Nasz sposób.

Tak dzieje się jednak głównie wśród osób przewrażliwionych na punkcie własnej autonomii. A przynajmniej pogląd taki mógł towarzyszyć mi cztery lata temu, gdy wstępując w święty i nierozerwalny związek małżeński, przejęłam nazwisko wybranka oraz jego sposób gotowania jajka na miękko. Co ciekawe, gdy teraz się nad tym zastanawiam, pogląd ten nadal uważam za słuszny.

To naprawdę żadna ujma przyjąć nazwisko człowieka, którego się kocha. I gotować jajka w sposób nie tylko będący konsekwencją takiego wyboru, ale i obiektywnie lepszy. Absolutnie tak uważam. Nie jestem ofiarą patriarchalnej przemocy symbolicznej. Ukończyłam z wyróżnieniem studia matematyczne. Z logiki piątka, więc potrafię ocenić jakość argumentu. A za sposobem gotowania jajka uznawanym w rodzinie Bartka stał szereg sensownych argumentów.
Dlaczego zatem cierpię z powodu tego, co dzieje się w moim życiu od dwóch minut i co zgodnie z uznaną wspólnie regułą będę robiła przez kolejne dwie? Czym to konkretne gotowanie jajka na miękko różni się od wszystkich poprzednich?

Patrzę na Bartka. Mój Bartek. Mój Bartek składający się z wielu drobnych elementów. A każdy z nich wkurwia mnie obłędnie. Palec, nos, oko lewe, oko prawe. I ucho, które jest pierwszym obrazem, jaki widzę rozpoczynając każdy kolejny dzień. Też mnie wkurwia to ucho. Moja niechęć przenosi się również na elementy nieprzynależące wprost do Bartkowej istoty, ale znajdujące się jedynie w jego posiadaniu. Telefon. Albo ta koszulka chociażby, kupiona skądinąd przeze mnie. Najgorsze jest chyba to, że poszczególne elementy wchodzą ze sobą w relacje i te relacje też nie działają na mnie najlepiej. Palec mojego Bartka tworzy właśnie z telefonem mojego Bartka  relację dotyku. No i już mnie wkurwił ten dotyk. 

– Co robisz?

Spodziewam się odpowiedzi, ale pytam. To chyba nienormalne, żeby dwoje wykształconych ludzi, nauczycieli, spędzało tak długi czas, patrząc w swoje telefony, jak Ci których na co dzień nauczają.

– Wpisuję tematy.

Czy to możliwe, że już nie kocham mojego Bartka? Cztery lata temu poślubiłam ten zbiór elementów, ponieważ go pokochałam. Na pewno pokochałam, nie ma mowy o pomyłce. Zawsze wiedziałam, że  kocham mojego Bartka.

– Udało Ci się?

Tak, zapytałam właśnie nauczyciela –  całkiem niezłego przecież –  czy udało mu się wpisać temat lekcji. Niby absurdalne, a jednak od ponad miesiąca pytanie to ma poważne uzasadnienie. Od ponad miesiąca jedynym wyzwaniem zawodowym tego całkiem niezłego nauczyciela było wstrzelenie się w moment sprawności serwera, na którym osadzono szkolny dziennik. Jestem daleka od tego, by drwić z małżonka, bo czeka mnie to samo.

– Tak.

Rzeczywiście, całkiem niezły z niego nauczyciel. W ogóle mój Bartek to całkiem niezły facet, z którym cztery lata temu wzięłam całkiem niezły ślub. Ksiądz nie zaśpiewał wprawdzie Hallelujah, ale posługę pełnił serdecznie i na kazaniu nie zdegustował nikogo żebraniem na witraż. Co więcej nie zdegustował chyba też niczego przed ceremonią, jak w przypadku ślubu mojej siostry. My zaś, nowożeńcy, rozpoczęliśmy wkrótce pracę w tej samej szkole. Całkiem niezłej szkole dodajmy, bo to taka ani elita ani patologia. Nie spotkasz tam zarówno olimpijczyka jak i przestępcy. Miejsce, gdzie brak ekspresu w pokoju nauczycielskim równoważy harmonijnie brak grzyba na ścianach klas. No i zamieszkaliśmy w całkiem niezłej kawalerce. Na całkiem niezłych trzydziestu czterech metrach kwadratowych, wyznaczających od ponad miesiąca horyzont naszego świata. Ciekawostką jest to, że siedzimy tu już więcej dni niż mamy do dyspozycji metrów. Kwadratowych. Tak tu sobie właśnie siedzimy. Ja i mój Bartek, wiecznie dobrze zapowiadający się chłopiec. Mój całkiem niezły mąż.

Jak ugotować jajko na miękko?

Ja właśnie ugotowałam w lekko osolonym wrzątku. Cztery minuty. Jak jajka gotowane u Bartka, przez Bartka i dla Bartka. Będziemy teraz jeść z moim Bartkiem, ale nie zapytam jak mu smakuje, z obawy, że po raz tysięczny odpowie z uśmiechem ,,jajko tajko”. Czy jest możliwe, że kiedykolwiek mnie to bawiło? To jest możliwe. Tak było. Śmiałam się z tego choćby 1 stycznia. Pamiętam. Śniadanie noworoczne z moim Bartkiem. 1 stycznia tego roku, tuż po czternastej jedliśmy śniadanie i śmiałam się.

– Co to jest teoria sokoła?

Wolę zapytać o to, co zobaczyłam właśnie w jego telefonie. Temat wpisany zapobiegliwie już na jutro dotyczy niejakiej teorii sokoła, którą najwyraźniej zgłębić będą musiały licealne umysły. Tak, porozmawiajmy o pracy. I o literaturze zarazem, jak całkiem nieźli intelektualiści.

– Pamiętasz Dekameron?

Mój Bartek będzie teraz tłumaczył. Zrobi to bez zdziwienia pytaniem i bez niesmaku wobec luk w moim wykształceniu. Z cierpliwością całkiem niezłego nauczyciela, zapałem lubianego polonisty i erudycją niedoszłego pisarza. Wszystko mi zaraz wytłumaczy. Tłumaczenie jego zawsze jest czyste, niezmącone gramem poczucia wyższości. On naprawdę tłumaczy mi właśnie czym jest teoria sokoła. I naprawdę można uznać go za erudytę. Przynajmniej do pewnego czasu. Do jakiego czasu? Czterech lat małżeństwa? Wygląda na to, że tak. Spoglądasz najpierw z podziwem na człowieka, który otwiera Ci oczy na piękno średniowiecza. Tak cudnie stawia tezę i później kwieciście ją uzasadnia. Argumentuje, rozważa, niuansuje. Bartuś, apologeta średniowiecza, wykazał mi wielokrotnie, że średniowiecze było wcale nie gorsze od oświecenia. Może nawet lepsze! Że rozwój uniwersytetów, że trivium i quadrivium, że jaka filozofia a jaki poziom integracji Europy. Słuchając jego wywodu, wiesz, że mówi erudyta. Słuchając go po raz piąty, wiesz, że wyciągnął to po prostu z walizeczki. Istnieje bowiem walizeczka błyskotliwych uwag, anegdot, bon-motów, składających się na Bartusiowy przybornik. Walizeczka od dawna używana, od dawna ustalona, od dawna nieposzerzana. A słuchając tego po raz dziesiąty zaczynasz się po prostu wkurwiać. Dobrze zapowiadający się chłopiec. W przyszłości może wybitny pisarz, myśliciel. Może chociaż publicysta? Nie, to nadal mój Bartuś, dobrze zapowiadający się chłopiec, trzymający w Bartusiowych rączkach walizeczkę, przybornik małego erudyty. Wciąż w niego wierzysz, co w przypadku osoby niewierzącej znaczy niemało. Ale możesz liczyć co najwyżej na ,,jajko-tajko”. Albo kanapową pochwałę średniowiecza. Po prostu.      
        
– ... więc to jest po prostu taki centralny motyw opowieści, jak właśnie ten sokół w noweli Boccaccia.      

– A jajko?

– Co jajko?

– Jajko na miękko. Też mogłoby być motywem jakiejś opowieści?

– Pewnie tak. Czemu nie. Wychodzisz?

– Idę po papierosy.
Dom Literatury

Kategoria

Literatura

Adres

Łódź, ul. Roosevelta 17

Kontakt

tel. 42 636 68 38, 42 636 06 19
e-mail: kontakt@dom-literatury.pl