Pierwszy w tym roku i pierwszy przygotowany przez nową redakcję - ukazał się numer Tygla Kultury zatytułowany "Oni nie oni".
Pierwszy w tym roku i pierwszy przygotowany przez nową
redakcję - ukazał się numer Tygla Kultury
zatytułowany "Oni nie oni". Jego tematem jest literatura tworzona
przez pisarzy-imigrantów, którzy przybyli do krajów
niemieckojęzycznych i piszą/nie piszą po niemiecku. Motto
numeru przypomina, że imigranci (emigranci) od lat współtworzą
europejską kulturę.
"Tygiel" wychodzi po dłuższej przerwie, spowodowanej
zawirowaniami organizacyjnymi. Nowym wydawcą został Dom Literatury
w Łodzi, nowym redaktorem naczelnym - Andrzej Strąk. Redaktorem
merytorycznym jest Maciej Robert, który każdy numer oddaje
redaktorowi prowadzącemu - tym razem jest to Joanna Jabłkowska,
germanistka z UŁ. Jest jeszcze rada programowa, 9-osobowy
zespół, w którym znalazło się kilku profesorów, jest też długa
lista stałych współpracowników. Ze stopki można się też dowiedzieć,
że aż 5 osób zajmowało się pomocą redakcyjną. W sumie 230 stron
pisma przygotowywało 38 osób, nie licząc autorów (mniej więcej
drugie tyle, część się powtarza). Wygląda to wszystko bardzo
poważnie. Mniej poważnie wygląda numeracja: numer, który właśnie
trafia do dystrybucji, oznaczony jest jako 1-6 (217-222)/2015.
Czyli jest to numer poszóstny (pojedynczy miałby 38 stron?).
Zastanawiam się, po co to udawanie, że "Tygiel" jest
miesięcznikiem?
Tradycyjnie typograficzna, biało-czarno-czerwona okładka
autorstwa Zbigniewa Koszałkowskiego gra zbitkami liter wziętych ze
słów "oni" i "nie", w domyśle także słowem "Niemcy". Wyróżnione na
okładce materiały to eseje Herty Müller i Ilmy Rakusy oraz wiersze
Dragicy Rajčić. W ogóle kobiet w tym numerze znacznie więcej niż
mężczyzn, łącznie z Marią Kossak, autorką reprodukowanych w numerze
kolorowych fotografii. Czyżby na emigracji lepiej odnajdywały się
kobiety? A może to wybór redaktor prowadzącej?
Joanna Jabłkowska w eseju otwierającym numer zastanawia się,
czy Niemcy stają się krajem wielu kultur? Przypomina, że
Niemcy miały znacznie mniej kolonii niż pozostałe europejskie
potęgi, ale że miały za to emigrantów z Francji, żyjących na
terenie Prus Słowian czy zasymilowanych Żydów. Zwraca też uwagę, że
już od połowy lat 50. zarobkowych imigrantów nazywa się w Niemczech
w duchu politycznej poprawności Gastarbeiterami, czyli pracującymi
gośćmi (choć nie zawsze tak się ich traktuje). Napływ Turków,
Jugosłowian, Greków, Włochów, potem także uciekinierów z Węgier,
Czechosłowacji i Polski, wreszcie Kurdów, Syryjczyków, Irańczyków i
Afgańczyków - zmienił nie tylko niemieckie ulice, ale i kulturę.
Dzieci gastarbeiterów rosły, szły do szkoły i na uniwersytety, a
jednocześnie nie do końca się asymilowały, zachowując swoją
odrębność (zwyczaje, ubiór). Drugie pokolenie zaczęlo też pisać
książki czy kręcić filmy - pojawił się termin "literatura
migrantów". Piszą po niemiecku, w swoim języku albo w obu - w
przypadku Polaków odpowiednimi przykładami są Janusz Rudnicki,
Artur Becker i Dariusz Muszer. Tak jak w przypadku innych nacji -
tematem książek emigrantów jest najczęściej zetknięcie dwóch
światów, dające pole do porównań, konfliktów, ale i wzbogacających
zapożyczeń. Ale pojawiają się też w Niemczech głosy o destrukcyjnym
wpływie emigrantów (zwłaszcza muzułmanów) na społeczeństwo (książka
Thilo Sarrazina).
Najlepszym przykładem sukcesu Migrantenliteratur jest
twórczość noblistki Herty Müller. W najnowszym "Tyglu" znajdziemy
jej nietłumaczony wcześniej esej Piękno to sprawa
polityczna, w którym wspomina dzieciństwo i młodość w Rumunii
czasów dyktatury Ceaușescu (sytuacja Herty
Müller jako Niemki urodzonej w Rumunii jest w pewnym sensie
odwrotna, po emigracji zamieszkała w nowym kraju przodków). Za ten
akurat esej pisarka Nobla by chyba nie zdobyła. Całość można
streścić w dwóch zdaniach: wszechogarniająca brzydota była dla
komunistycznych dyktatur narzędziem niewolenia ludzi. Malowanie się
i dbanie o ubiór były sposobem zachowania godności w krajach
wschodnioeuropejskich. Zdaniem Müller wszystko było tam
niewiarygodnie podobne i brzydkie - od przedmiotów i ubrań po
budynki (chyba nie słyszała o fascynacji designem z lat 60.).
A potem mamy już mieszankę gatunków, stylów i narodowości.
Ilma Rakusa jest urodzoną na Słowacji córką Węgierki i Słoweńca.
Mieszka w Szwajcarii i zajmuje się tłumaczeniami z francuskiego.
Czy może dziwić, że w "Tyglu" pisze o swojej wizycie w Kairze? Z
kolei Semier Insayif urodził się w Wiedniu jako syn Austriaczki i
Irakijczyka. W jego wierszach pojawiają się wersy pisane arabskim
alfabetem. I tak dalej - ten numer jest prawdziwym tyglem
kultury.