WYWIAD. To, czego moglibyśmy się uczyć od Grenlandczyków, to fakt, że są dumni z tego, kim są, ale nie odbierają tej dumy innym - mówi Ilona Wiśniewska. Z gościem II Festiwalu na Faktach rozmawiał Piotr Grobliński.
Piotr Grobliński: Napisała już pani trzy książki o dalekiej Północy. Skąd taki wybór tematów? Lubi pani zimno?Ilona Wiśniewska: Tematy północne same do mnie przyszły, odkąd zamieszkałam za kołem podbiegunowym. Zawsze chciałam pisać, ale wcześniej nie miałamo czym, a tu okazało się, że jest wielu ludzi, których warto wysłuchać i ich historie przekazać dalej. Mam nadzieję, że dzięki tym trzem książkom widzimy skandynawską Arktykę w szerszej perspektywie, z jej różnorodnością, ciemnymi kartami z przeszłości i przyszłością w obliczu zmieniającego się świata. A zimno jest naturalnym stanem rzeczy, więc nie rozpatruję go już w kategoriach lubienia. Ono po prostu jest.
„Lud” to zbiorowy portret mieszkańców Grenlandii. Pojechała tam pani pracować w domu dziecka, jakby nie chciała pani być „tylko” reporterką. A jednak zapewne od początku wiedziała pani, że napisze książkę – nie ma w tym sprzeczności?
„Lud” to zbiorowy portret mieszkańców Uummannaq, nie wszystkich Grenlandczyków, podkreślam to w książce. Grenlandia jest ogromna i wschód mocno różni się od zachodu, a południe od północy. Nigdy nie podejmowałabym się napisania książki o całej wyspie, bo to by było ze szkodą dla jej mieszkańców i łatwo byłoby popaść w uogólnienia. Chciałam pokazać, że ilu Grenlandczyków, tyle wersji wydarzeń i każda ma prawo wybrzmieć. A jeśli chodzi o motywację – przede wszystkim kieruję się intuicją, piszę o tym, co mnie porusza. Lubię ludzi, lubię się na coś przydawać, praca jest zawsze dobrym sposobem, żeby się poznawać, słuchać, czasem rewanżować opowieścią o sobie. Oczywiście, że jechałam tam z pomysłem na napisanie książki, ale nie wiedziałam jeszcze wtedy, jak ona się ułoży, co to będzie za historia. Wszyscy moi rozmówcy wiedzieli, że zbieram materiał, nagrywam, notuję. W Uummannaq, gdzie spędziłam trzy miesiące, nie ma zaplecza turystycznego, więc każdy, kto tam dociera, ląduje w domu dziecka, bo szefowa – jak sama mówiła – nie może przepuścić okazji, żeby marnowali się nowi, którzy mogą zrobić coś dobrego dla wychowanków. A ja, jako polonistka i fotograf, akurat nadawałam się do sprzątania.
Kiedy przeżyła pani na Grenlandii największy szok kulturowy?
Chyba największą wartością pobytu w Uummannaq było to, że każdego dnia uczyłam się czegoś nowego i przełamywałam schematy własnego
myślenia. Wiele rzeczy mnie dziwiło, ale to nie znaczy, że te rzeczy były dziwne. Dla Grenlandczyków są normalne i po to tam byłam, żeby zapisywać, a nie się dziwić. Mówiąc o szoku kulturowym, łatwo wartościować, stawiać siebie jako miernik normalności,
a mam obawy, że my ze swoim brakiem kontaktu z naturą, arogancją i nieufnością do innych jesteśmy słabym punktem odniesienia [...]
Rozmawiał Piotr Grobliński
--
Cały wywiad do przeczytania w "Kalejdoskopie" 02/20. Do kupienia w Łódzkim Domu Kultury, punktach Ruchu S.A., Kolportera, Garmond-Press w salonach empik i łódzkiej Księgarni Ossolineum (Piotrkowska 181). A także w prenumeracie (w opcji darmowa dostawa do wybranego kiosku Ruchu): TUTAJ
Możecie też słuchać naszych najlepszych tekstów w interpretacjach aktorów scen łódzkich, z Łodzią i regionem związanych na platformie "Kalejdoskop NaGłos": TUTAJ
Kategoria
Literatura