Muzycy łódzkiej formacji Fonovel wydali drugą płytę. Na "Różowym albumie" oczyścili swoje piosenki z niepokojących brzmień, wibracji i zgrzytów. Złagodnieli?
Druga płyta, jak drugi film, dla twórców jest podobno
najtrudniejsza. Tym bardziej jeśli debiut był ciekawy i zebrał
pozytywne recenzje. Muzycy stają przed dylematem: gramy dalej
swoje, czyli to, co się spodobało, czy szukamy nowych rozwiązań.
Łódzki zespół Fonovel po swoim debiucie („Good Vibe”) sprzed dwóch
lat postanowił się nieco zmienić. Wtedy widziałem w nich muzycznych
eksperymentatorów, buntowników próbujących wstrząsnąć słuchaczem.
Dziś oczyścili swoje piosenki z niepokojących brzmień, wibracji i
zgrzytów. Złagodnieli?Sporo w tym względzie podpowiada tytuł nowej płyty, która
ukazała się w maju. „Różowy album” natychmiast kojarzy mi się z
„białym albumem”, co znaczyłoby, że muzycy Fonovel nadal, a nawet
jeszcze bardziej zdecydowanie odwołują się do „dziedzictwa” The
Beatles. Jednocześnie jednak deklarują zmianę postawy, starając się
patrzeć na świat przez różowe okulary. Takie credo wyrazili wprost
w ostatnim utworze „Róż”. Kolor sugeruje także tematykę piosenek
niczym „z różowej serii”. Zatem Radek Bolewski, Paweł Cieślak i
Dominik Figiel współtworzący projekt Fonovel chcą być teraz
bardziej strawni i grzeczniejsi, a może bardziej popowi i
komercyjni.
Takie właśnie wrażenie robi ich elektro pop rock pozbawiony
eksperymentalnych „odlotów”. Melodyjne, wpadające w ucho utwory, o
których brzmieniu tak jak na pierwszej płycie przesądza oldskulowy
minimoog i elektryczne organy à la enerdowska vermona z oszczędnie,
niemal niezauważalnie grającą gitarą, popadły teraz w stylistykę z
pogranicza new romantic i disco lat 80. Wielbiciele „Good Vibe”,
słuchając „Różowego albumu”, mogą być rozczarowani.
To, co proponuje Fonovel, to nie jest moja bajka. Kreatywność,
twórcza konsekwencja i wielka wrażliwość, jaką emanuje ten
materiał, zrobiły na mnie jednak olbrzymie wrażenie. W tych
pozornie prostych pioseneczkach w stylu retro jest mnóstwo muzyki -
przemyślane, ciekawe aranżacje, wysublimowane struktury harmoniczne
(czasem wręcz mini fugi), niebanalne linie melodyczne i wreszcie
oryginalny wokal. Liryczny głos Bolewskiego ma przyjemną barwę,
sporą rozpiętość, łatwość przechodzenia w falset. Jego
charakterystyczny zaśpiew przypomina mi czasem Grzegorza
Ciechowskiego.
Kompozycje na płycie „Różowy album” to moim zdaniem dojrzałe i
kunsztowne dzieło utalentowanych muzyków, realizacja określonej
wizji, zabawa formą. Dwóm spośród 12 utworów na płycie towarzyszy
wstęp („Nie, nie, nie Intro” oraz „Love Ninja Intro”), który
zawiera pomysł, muzyczną ideę danego utworu w wersji sauté, jeszcze
bez kostiumu elektro. Zabieg ten z jednej strony ujawnia
kompozytorski talent, z drugiej zaś pokazuje biegłość w
posługiwaniu się muzycznymi środkami wyrazu – aranżacyjny
majstersztyk. Całość zresztą została wyprodukowana przez Pawła
Cieślaka, który i na tym poziomie wykazał się talentem i
kreatywnością.
Powiedzmy jeszcze jedno – do tych utworów nie należy
podchodzić zupełnie serio. Kompozycje, teksty, sposób śpiewania
potraktowane zostały z dystansem, lekkim przymrużeniem oka. Klimat
łzawej piosenki o nieszczęśliwej miłości miesza się z nieco
knajpianym luzem, piękna linia melodyczna klarnetu towarzyszy
zupełnie nienastrojowej kompozycji z klawiszami grającymi „na i”
oraz dyskotekowym pochodem syntetycznego basu. Myślę, że członkom
Fonovel zależy na kontakcie ze słuchaczami bez niepotrzebnej
„sierioznej napinki” i proponują zabawę muzyką. Poza tym niemal
każdy utwór z tej płyty (połowa z nich zaśpiewana jest po polsku)
to potencjalny radiowy przebój.
Bogdan Sobieszek