Delfina Ambroziak i Tadeusz Kopacki, wybitni soliści operowi, prywatnie małżeństwo z długim stażem, mieli we
wrześniu swój benefis w Teatrze Wielkim. Z tą sceną
związali całe swoje zawodowe życie, budując jej prestiż i współtworząc
historię opery w Łodzi.
Delfina Ambroziak i Tadeusz Kopacki, wybitni soliści operowi –
sopranistka i tenor, prywatnie małżeństwo z długim stażem, mieli we
wrześniu swój benefis na scenie Teatru Wielkiego w Łodzi. Z tą
sceną związali całe swoje zawodowe życie, budując jej prestiż i
współtworząc historię opery w Łodzi.Magdalena Sasin: – Jak wygląda życie pod
jednym dachem dwojga wybitnych artystów, dwóch
indywidualności?
Delfina Ambroziak: – Świetnie. Na szczęście
mojemu mężowi daleko do stereotypowego tenora, bo potrafi nie tylko
śpiewać: gotuje, szyje, sprząta. Nawet sam zbudował dom.
Tadeusz Kopacki: – To dom w Grotnikach, na działce
letniskowej. Całkiem spory: 87 metrów kwadratowych. Jest
skanalizowany, ma podłączony prąd i wodę. Wszystko zrobiłem sam.
Profesor Jan Krysiński, były rektor Politechniki Łódzkiej, nie mógł
uwierzyć, że jestem budowlanym amatorem. Praca jest moją pasją, bez
niej czuję się niepotrzebny. Nie pracuję już w teatrze ani na
uczelni, więc zajmuję się domem.DA: – A moją pasją jest patrzenie, jak mąż pracuje. Do tego pilnie się uczę.
Czego?
DA: – Nicnierobienia. To bardzo trudne. Przed
jubileuszem ta nauka szła mi gorzej, bo mieliśmy mnóstwo spraw do
załatwienia, a nawet trzeba było ćwiczyć podpisy, by rozdawanie
autografów przebiegło sprawnie.
Jaką rolę w państwa związku odegrała
muzyka?
TK: – Zaczęło się podczas wspólnej pracy przy operze „Manon” Masseneta. Wówczas spojrzeliśmy na siebie z zainteresowaniem nie tylko od strony artystycznej, ale też osobistej.
DA: – Mąż podobno już wcześniej się we mnie kochał.TK: – Wspólnie wykonaliśmy wiele oper, m.in.:
„Cyrulika sewilskiego”, „Traviatę”, „Straszny dwór”, „Fausta”,
„Cosi fan tutte”, „Damy i huzary” oraz operetki: „Barona
cygańskiego”, „Wesołą wdówkę”, „Orfeusza w piekle” i „Zemstę
nietoperza”. Duży sukces odnieśliśmy w operze „Mefistofeles” Arrigo
Boito.
Z żoną lub mężem na scenie jest trudniej czy
łatwiej?
DA: – Dla mnie osobiste więzy nie mają
znaczenia. Na scenie nie jesteśmy Delfiną i Tadeuszem, tylko
postaciami, które gramy.
Czy nadal państwo śpiewają?
TK: – To przede wszystkim muzyka klasyczna,
ale nie tylko. Uwielbiamy muzykę, która niesie jakiś przekaz, która
zawiera treść. Lubimy na przykład piosenki włoskiego artysty
Adriano. Z kolei koncerty tegorocznego festiwalu w Sopocie w ogóle
nam się nie podobały – nie było melodii, tylko sam rytm i
hałas.
Jak rozpoczęła się państwa przygoda z
muzyką?
DA: – Ja swoją przygodę ze sztuką zaczęłam w
szkole tańca Janiny Mieczyńskiej. Śpiewanie lubiłam zawsze. W 1962
r. skończyłam studia wokalne w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej
w Łodzi, też u profesora Orłowa. Wkrótce otrzymałam pierwszą
nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Muzycznym w Monachium, co
ważne: drugiej nie przyznano. W 1962 roku zadebiutowałam w „Lakme”
Léo Delibesa. Śpiewałam bardzo dużo, nie tylko opery. Przez 30 lat
brałam udział w wykonaniach dzieł Krzysztofa Pendereckiego, byłam
między innymi pierwszą polską Ewą w „Raju utraconym”. Mam w dorobku
46 partii operowych oraz 74 oratoryjne i kantatowe. Wiele
występowaliśmy za granicą, zarówno razem, jak i osobno. Swego czasu
oboje dostaliśmy propozycję pracy w Korei Południowej, ale wówczas
mąż ciężko zachorował i trzeba było zrezygnować z wyjazdu. Nie
żałujemy. Dobrze czujemy się w Polsce i w Łodzi.
W jaki sposób powstały tak silne więzi z łódzkim
Teatrem Wielkim?
DA: – Te silne więzi trwają do dziś. Ten
teatr nigdy nie przestał być nasz. Tak właśnie zawsze mówię: nie
„mój” teatr, tylko „nasz” – czyli wszystkich artystów i wszystkich
łodzian. Często tu bywamy, uwielbiamy oglądać tu przestawienia.
Dopiero teraz mamy na to czas – wcześniej przychodziliśmy tylko do
pracy, na własne spektakle. Godne podkreślenia jest to, że dyrekcja
naszego teatru pomyślała, by nas uhonorować, doceniła fakt, że
myśmy tworzyli historię tego miejsca.
Czy wciąż śledzą państwo ważne wydarzenia operowe i
obserwują młodych śpiewaków?
DA: – W każdym pokoleniu pojawiają się
wspaniałe głosy. Mamy jednak zasadę, że nigdy nie udzielamy nikomu
rad.
Jak państwo sądzą, jaka przyszłość czeka
operę?
DA: – Muzyka zawsze powinna być na pierwszym
miejscu. Dopiero na jej kanwie można pracować nad
inscenizacją.
Jaka jest państwa recepta na wieloletnie małżeńskie
szczęście?
I ja, i Tadzio mieliśmy bardzo dużo pracy, a to wymaga surowego, niemal klasztornego trybu życia. Trzeba było wysypiać się, nie zarywać nocy, żeby utrzymać się w formie i podołać wszystkim zobowiązaniom. Nie było mowy o całonocnych balach czy podobnych rozrywkach – moim studentkom trudno się z tym pogodzić. Dla nas sztuka była najważniejsza.
Delfina Ambroziak – sopranistka, wieloletnia solistka Teatru Wielkiego w Łodzi. Występowała w wielu krajach Europy oraz w USA, Kanadzie i Meksyku. Wiele lat współpracowała z wybitnym muzykiem – kameralistą Rajmundem Ambroziakiem. Dokonała wielu nagrań muzyki polskiej. W latach 1988-2010 wykładała w Akademii Muzycznej w Łodzi, od 1992 r. jako profesor zwyczajny. Jej studentkami były m.in.: Joanna Moskowicz, Anna Cymmerman, Małgorzata Kulińska, Aleksandra Drzewicka, Aleksandra Okrasa.
Tadeusz Kopacki – tenor, wieloletni solista Teatru Wielkiego w Łodzi. Po studiach wokalnych w Łodzi otrzymał w 1960 r. stypendium rządu włoskiego na kontynuowanie nauki śpiewu przy teatrze La Scala w Mediolanie. Występował w niemal całej Europie. Do jego najważniejszych ról należały partie w operach kompozytorów polskich. W latach 1974-2002 związany był z Akademią Muzyczną w Łodzi, czterokrotnie pełnił funkcję dziekana i prodziekana Wydziału Wokalno-Aktorskiego.