RECENZJA. To malarstwo wysokich lotów, godne większej sławy. Jak dobrze, że Muzeum Miasta Łodzi podjęło się zorganizowania retrospektywy Lecha Kunki…
To malarstwo wysokich lotów, godne większej sławy. Jak dobrze,
że Muzeum Miasta Łodzi podjęło się zorganizowania retrospektywy
Lecha Kunki…
Urodzony w Pabianicach łódzki artysta nauki pobierał u dwóch
wielkich mistrzów: Władysława Strzemińskiego (w Łodzi) i Fernanda
Légera (w Paryżu). Jego sztuka jest sumą wpływów tych osobowości –
wpływów skrajnie różnych. Strzemiński, jak wiadomo, to głównie
intelektualna abstrakcja geometryczna, Léger – odmiana kubizmu,
twórczość wprawdzie również chłodna, ale figuratywna. Lech Kunka
jako artysta funkcjonował pomiędzy tymi dwoma biegunami, raz
zbliżając się bardziej do jednego, raz do drugiego. Próbował i
eksperymentów z optycznym zjawiskiem powidoku, i kubizujących
deformacji. Ale nie znaczy to, że tylko naśladował. Przeciwnie –
szukał własnych dróg i odnajdywał je, eksperymentował ze sposobami
przedstawiania i materią. Te dzieła, w których do kompozycji
wykorzystuje np. uszczelki czy nakrętki pokryte farbą, właściwie
nie wiadomo, jak traktować: czy jako asamblaże, czy raczej jako
malarstwo o poszerzonej formule...
Przyglądał się rzeczywistości i do niej odwoływał, a niekiedy
– tworząc kolaże, a potem abstrakcyjne kompozycje – dosłownie brał
z niej to, co wydało mu się przydatne do stworzenia dzieła. Stąd
zastosowanie wyciętych fotografii, fragmentów blachy, korków od
wina. Im później, tym sztuka Kunki bardziej geometryczna,
uporządkowana. Ale przecież dekoracyjności wciąż tym pracom nie
można odmówić – w delikatnych czarnych punktach na białym tle
płótna jest doprawdy dużo wdzięku. Symbolem przejścia od figuracji
do abstrakcji może być powielany na licznych pracach motyw
stylizowanego motyla z kolorowymi kółkami na skrzydłach (w
ostatniej prezentowanej pracy z tym motywem już niezwykle trudno
domyślić się owada).
Kółka to zresztą rodzaj artystycznej obsesji Lecha Kunki –
znak zafascynowania rzeczywistością. Nie inaczej – na wystawie
dobrze widać, jaką drogą szedł ten artysta, jak zaciekawienie
człowiekiem (zwłaszcza tym biednym, bezrobotnym, stłamszonym)
przekształcało się w przyglądanie się układom gwiezdnym i światu na
poziomie komórkowym. Planeta, gwiazda, komórka organiczna mają
zbliżone kształty. I to one przewijają się przez całą późniejszą
twórczość łódzkiego artysty. Skomplikowane zjawiska biologiczne,
fizyczne, astronomiczne i matematyczne zlały się u Kunki w jeden
niepozorny, uproszczony, symboliczny obraz świata.
Na wystawie wyraźnie oddzielono twórczość wcześniejszą i
późniejszą – na parterze galerii znalazły się dzieła
przedstawiające, dekoracyjne, z mięsistymi czarnymi konturami, na
piętrze – abstrakcyjne, odważnie odcinające się od poprzednich.
Dzięki temu zabiegowi można odnieść wrażenie, że ogląda się prace
dwóch różnych twórców – tak są odmienne.
Wystawa trwa jeszcze tylko do 5 maja – dobrze więc wybrać się
na nią jak najszybciej, by nie przeoczyć tak udanej sztuki. Przy
czym w żadnym wypadku nie należy przegapić projektów obwolut do
„Teorii widzenia” Strzemińskiego, świetnych plakatów i uroczych
zaproszeń na spektakle Teatru Arlekin (wszystko to autorstwa
Kunki), umiejscowionych w korytarzu prowadzącym do galerii. A o
przegapienie nietrudno, bo informacja o wystawie pojawia się
dopiero tuż przed galerią, co sugeruje, że prace w korytarzu nie są
z nią związane. To, co oglądamy w muzeum, to oczywiście tylko
wyimek z twórczości Kunki, ale w zupełności wystarczający, by
docenić jego talent.
Aleksandra Talaga-Nowacka
Wystawa czynna do 5 maja 2013.
Kategoria
Sztuka