Ośrodek Działań Artystycznych w Piotrkowie Trybunalskim przy ul. Dąbrowskiego 5 zaprasza 19 II o godz. 19 na wernisaż wystawy Elżbiety Baneckiej "Iware-Komon".
Wystawa z cyklu "97-300. Tak daleko stąd, tak blisko". Wystawy z tego cyklu podejmują ważne zagadnienie obecności w historii miasta Piotrkowa artystów, którzy tutaj się urodzili, wychowali, a następnie wyjechali robiąc kariery w Polsce czy dalej w świecie. Ale to właśnie w Piotrkowie dorastali, chodzili do szkół, marzyli i kształtowali swoje postawy życiowe, kreowali przyszłość.Prof. Elżbieta Banecka, urodzona w Piotrkowie Trybunalskim, Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie ukończyła w 1991 roku. Dyplom z malarstwa uzyskała u prof. Jana Tarasina, aneks z grafiki u prof. Haliny Chrostowskiej i prof. Rafała Strenta. Obecnie prowadzi Pracownię Rysunku i Koloru na Wydziale Scenografii warszawskiej ASP. Laureatka ponad 60 prestiżowych – o randze krajowej i międzynarodowej – nagród i wyróżnień́, m.in.: Brązowy Medal na Triennale Grafiki w Osace (Japonia), 1991; Grand Prix (Grafika Roku) w konkursie „Grafika Warszawska” (ponad 40 nagród w tym konkursie); Grand Prix na Międzynarodowym Triennale Sztuki, Majdanek 2004 (Nagroda Ministra Kultury); I Nagroda na Festiwalu Sztuk Pięknych w Warszawie, 2006; nagrody i wyróżnienia w konkursie „Najpiękniejsza Książka Roku 2006” za projekt publikacji-katalogu towarzyszącego wydarzeniu: „8 Międzynarodowy Festiwal Sztuki Książki
W eseju o sztuce Elżbiety Baneckiej do wystawy Kata/Kami, Dorota Folga Januszewska podkreśliła aspekt wędrówki między światłem i mrokiem, będący istotnym motywem w twórczości artystki. Przenikanie światła i mroku, życia i śmierci, nadmiaru i pustki jest istotą konfliktu i twórczych poszukiwań.
Inspiracje płyną z Japonii. Treść, forma, a przede wszystkim filozofia sięgają do myśli Dalekiego Wschodu. Orientalny duch przenika każdy powołany do życia przedmiot, każdą artystyczną kreację. Jest to duch niespokojny, dynamiczny, pragnący ryzyka, kiedy indziej wyciszony i medytujący.
Wyobraźnia artystki, uczennicy Jana Tarasina i Haliny Chrostowskiej, wydaje się nie mieć granic. Wszystko może posłużyć za tworzywo i medium. Kapsle, pudełka, bibułki, trzciny, patyki, rozmaite ready-mades transformują w wyrafinowane, inspirowane kimonami asamblaże. Z japońskich gazet impregnowanych tapioką powstają wielkoformatowe kimona – instalacje. Płótna rozsadzają malowane haori. Obok nich subtelne graficzne pejzaże nawiązują do ogrodów suchego krajobrazu.
Artystka koncentruje się na elementach świata widzialnego, ale sposób postrzegania daleki jest od mimetyzmu. Można ją nazwać realistką wyobraźni. Z otaczającego strumienia nieustannych bodźców wyławia przedmiot – efemeryczny, ułomny, doskonale niedoskonały. Umieszcza go na płaszczyźnie, poddaje deformacji, upraszcza. Zmienia perspektywy. Ukazuje w aksonometrii, z lotu ptaka, w żabiej perspektywie. Akcentuje kolorem i kompozycją. Obecność przedmiotu jest intensywna, choć nie zawsze zdajemy sobie sprawę na co patrzymy. Przedmioty obciążone są archetypicznymi i mitycznymi znaczeniami. Zdają się uczestniczyć w swoistej kosmogonii. W grafikach znajdujemy motyw bramy, belkę z sękiem albo dziurą, która wydaje się prapoczątkiem, orzech włoski, czerwony kłębek nici, niczym jądro świata albo pozornie zwyczajny stołek. Banecka skłania do kontemplacji, w jej pierwotnym znaczeniu intensywnego wpatrywania się, by przeniknąć istotę wszechrzeczy.
Przedmioty są obszarem „templum” zakreślonym w pustce przez starożytnych augurów. To współczesne relikwie emanujące energią znaczeń.
Ich istnienia wyłaniają się z pustki i do niej powracające. Rozedrgane kontury zanikają w przestrzeni. Przenika je duch wabi-sabi – zgoda na upływ czasu, spokój odnaleziony w cyklu narodzin i śmierci. Wszystko jest i nie jest zarazem. Nawet pustka jest intensywna, wypełniona potencją, przesycona duchową energią, wibracją. Pozornie nie ma niczego. Nic nie jest dopowiedziane. Są tylko rzędy poziomych linii, niczym grabiony piasek w ogrodzie zen, przypominające o wieczności. Odpryski rytmów pulsują w granicach czerni i bieli. Od mroku ku światłu. I na powrót z życia ku śmierci.
Powierzchnie grafik przypominają twory natury. Papier upodabnia się do spękanej powierzchni ziemi, zaschniętego błota, na które spadły pierwsze krople deszczu. Opalizuje niczym wydobyte z ziemi antyczne szkła.
To trudne medium nie znosi poprawek, zmian. Wymaga wyrobionej ręki i czystego umysłu. Każdy ślad matrycy, klocka drzeworytniczego, pędzla jest ostateczny. Artystka eksperymentuje. Wydobywa z papieru nowe jakości. Przekracza siebie zaginając, zgniatając, miętosząc i mnąc bibuły. Tworzy z nich przestrzenne struktury instalacji. Jej sztuka jest intymna, wyrafinowana i elegancka, choć w asamblażach intensywna nadmiarem i dekoracyjnością.
Intrygują ostatnie prace malarskie. Tematem są zawsze kimona rozpłaszczone niczym motyle, zdające się rozsadzać granice płótna. Utrzymane w rygorze bieli i czerni pozostawiają wrażenie buddyjskiego koanu. Wydają się rebusem, zagadką, której rozwiązanie ma być ćwiczeniem umysłu. Wyczuwa się w nich samotność bliską poetyce Antonioniego i Bergmana. Ale ta alienacja nie jest nigdy przerażająca. Wypełnia się potężnym doświadczeniem jakości indywidualnego istnienia. Prawdziwe istnienie wyłania się z oceanu pustki by tam powrócić. Przypomina się kontemplacyjna opowieść Ma Yuana, o różnych etapach życia.
Sztuka Elżbiety Baneckiej wypełniona magią przemijania jest jak haiku – „oszczędny zapis ulotnego wrażenia” a może to ceremonia picia herbaty?
Katarzyna Haber