Nuda bunga bunga | Kalejdoskop kulturalny regionu łódzkiego
Proszę określić gdzie leży problem:
Proszę wpisać wynik dodawania:
6 + 6 =
Link
Proszę wpisać wynik dodawania:
6 + 6 =

Nuda bunga bunga

Nie udał się Paolo Sorrentino nowy film „Oni” i nie ma sensu obarczać za to winą skróconej – chociaż trwającej aż 150 minut – wersji, którą oglądamy w Polsce.
Nie udał się z wielu względów, o których za moment, ale też w pokaźnej już filmografii Sorrentino, bez wątpienia jednego z najciekawszych dzisiaj spadkobierców wielkiego kina włoskiego, ten nieudany film wydaje się ciekawy jako swego rodzaju model analityczny dla interpretatorów i entuzjastów kina twórcy „Boskiego”, do których sam się przecież zaliczam.

Pierwsza myśl pojawiająca się w mojej głowie na hasło Sorrentino to feeria. Określenie trochę infantylne, a jednak pasujące do jego kina jak ulał. Filmy Sorrentino są dla mnie właśnie feerią. Kolory, dźwięki, zmysły. Wszystkiego jest dużo: króluje obfitość jak, nie przymierzając, w „Rzymie” czy w „Satyriconie” Federica Felliniego, najważniejszego odsyłacza dla twórcy „Boskiego”. Nic zresztą dziwnego, że apologeci FeFe raz po raz oskarżają Sorrentino o świętokradcze nawiązania, o zamianę fellinowskiego seksu w komercyjne porno. Nie zgadzam się z tymi zarzutami. Obfitość u Sorrentino wynika z emanacji Felliniego (wiecznie żywego), ale także z zachwytu Rzymem, Italią, z włoskiego
temperamentu. To wisi tam przecież w powietrzu. Przyjeżdżamy do Włoch – na wakacje, albo nawet na krótki służbowy pobyt, i wszystko czujemy natychmiast. Hormony i feromony, życie buzuje. Jak w kinie Sorrentino.

Wracam do pierwszej myśli z poprzedniego akapitu, do Sorrentinowskich znaków rozpoznawczych. Poza feerią, kolorystyczną, wizualną, ale przede wszystkim zmysłową, w jego kinie, niezależnie czy mówimy o filmach, nazwijmy je, rozpasanych, jak moje ukochane i najsłynniejsze „Wielkie piękno”, czy o tytułach stosunkowo skromnych, jak „Skutki miłości” albo „Przyjaciel rodziny”, zawsze w końcu dominuje melancholia. Niczym w prozie Kundery – dowcip, ironia, frenezja są w istocie zadumą nad życiem, które wycieka bez werbli, orgii i sadomasochistycznych uciech.

Łukasz Maciejewski


Dalszy ciąg felietonu można przeczytać w lutowym „Kalejdoskopie" – do kupienia w Łódzkim Domu Kultury, punktach Ruchu S.A., Kolportera, Garmond-Press i salonach empik. A także w prenumeracie (w opcji darmowa dostawa do wybranego kiosku Ruchu):
https://prenumerata.ruch.com.pl/prenumerata-kalejdoskop-magazyn-kulturalny-lodzi-i-wojewodztwa-lodzkiego?fbclid=IwAR0CJwQi1fl7y-1av7GdZlwB82ZmKdxZmMSef9uNO1G6RKt-b4HEX_KIB8o

Możecie też słuchać naszych najlepszych tekstów w interpretacjach aktorów scen łódzkich, z Łodzią i regionem związanych:
https://soundcloud.com/user-673739052

Kategoria

Film