Sporo ponad sto osób przyszło 22 października do Łódzkiego Domu Kultury na spotkanie zatytułowane Tuwim obecny. Ten wieloznaczny tytuł z jednej strony odnosił się do obecności - poprzez wiersze - Juliana Tuwima, z drugiej - do występujących na scenie współczesnych poetów łódzkich, następców autora Balu w operze.
Spotkanie rozpoczęło się od odczytania szczególnej listy
obecności - prowadzący wieczór Piotr Grobliński czytał nazwiska
poetów, którzy potwierdzali przybycie. Przy nazwisku Tuwima
publiczność odpowiedziała: obecny. Artur Fryz, Jolanta
Sowińska-Gogacz, Zdzisław Jaskuła, Michał Kędzierski, Krzysztof
Kleszcz, Przemysław Owczarek, Maciej Robert i
Piotr Grobliński po kolei wychodzili na scenę i
mówili o swoim ulubionym wierszu Juliana Tuwima.
Utwory poety czytał aktor Teatru im. Stefana Jaracza - Piotr
Krukowski. Poeci czytali natomiast swoje utwory, napisane
specjalnie z okazji tego spotkania jako poetyckie nawiązania do
twórczości Tuwima. Pojawiły się zarówno utwory znane - Kwiaty
polskie, Bal w operze, Mieszkańcy, jak i mniej popularne
perełki z dorobku urodzonego w Łodzi poety. Zabrakło jedynie
twórczości dla dzieci, z której Tuwim jest przecież znany.
Nieoczekiwanie ten brak sam się naprawił - obecna wśród
publiczności poetka Agnieszka Podkówka zgłosiła chęć występu i
przeczytała ciąg dalszy historii Grzesia kłamczuszka.
Ostatnim punktem programu był występ zespołu Agnellus, który
zaśpiewał kilka piosenek do tekstów Tuwima. Warto podkreślić, że na
widowni byli m.in. studenci łódzkiej ASP, którzy w ramach zajęć z
Marzeną Łukaszuk rysowali występujących poetów.
Poniżej prezentujemy kilka zaprezentowanych podczas wieczoru
wierszy:
Artur Fryz przygotował wariację na temat
Zachodu Tuwima (podczas wieczoru odczytał inny wiersz,
korespondujący z Tomaszowem):
park wiosny ludów
wysoka jesień
niebo przysypane piaskiem
w kawałku szkła na asfalcie
odgarniam butem przystaję
z takiego nieba to wszystko
dzisiaj znowu uderzy
fala przyszłości
zetrze ze ścieżek wszystko oprócz
białych kamyków i ciemnozielonych alg
poczuję serce w brzuchu
twoja stopa napnie jego skórę
od wewnątrz wyślizgany stopień schodów
brązowe cętki w tęczówce
świt w oku
cofnie się w przeszłość
nie tą samą
w trawie i żwirze szeleszczą
różne zestawy czcionek
wielkości i kroje
pomięte i tak bardzo
odklejone od znaczeń
w tytule wielkie
NIEBO przysypane piaskiem
odgarniasz dłonią
przystaję
Jolanta Sowińska-Gogacz wzięła na warsztat
Nagłe spojrzenie:
* * *
„Nie wiedziałem, że się będę tak
męczył, słów szukając dla żywego świata…”
Julian Tuwim - „Sitowie” (1926)
kiedy Bogu opadają ręce
- na Ziemi mgła
podobno ma swoją jakąś nazwę,
gdy mówię, że dwa i dwa daje cztery,
a ktoś inny, że to minus ileś
postawienie świata na głowie, bez głowy
inwersja równoleżników
śnieżyca w Sydney
skwar na Kamczatce
a dupa blada
konie w krawatach przejęły ster,
by stado gnało z prądem
ustawnej rzeki
koryto niemocnie pełne
wyrywają sny spod ludzkich powiek, te ładne
i komunikanty z gardeł
błogosławieni, co nie przełknęli, a w głębi wierzyli
„twoja wina twoja wina twoja bardzo wielka wina”
obcesowe uderzenia w moje sumienie
gówno prawda gówno prawda wasza wielka gówno prawda
odpowiadam echem ze świadomie
pustego kielicha
i tu się zatrzymuję
gówno prawda
najnietrafniejsze z zestawień
ciekawe czasy ciekawe miejsce ciekawe co dalej
gdzie Anioł powie dobranoc
Michał Kędzierski stworzył nową wersję
Gawędy rymowanej o ojcu i synu i o dwóch miastach i starej
piosence
Gawęda rymowana o dwóch
miastach, ojcu i synu w jednej
osobie
W mieście Łodzi, czterdzieści lat temu,
Pewien
ojciec synkowi małemu
Miasto
Paryż rysował na stole.
Julian
Tuwim
Chłopiec, którym byłem –
idiota,
Którego wciąż jakoś nie mogę
porządnie wychować,
Który robi sobie na mnie
tatuaże
I w ogóle zbyt często robię, co
mi każe
Mówi o miastach,
powrotach:
W mieście Łodzi –
w każdym innym mieście,
Z cyferblatu na
okrągłym stole
Bezwskazówki
ruszały podróże,
Bezmechanizm
nakręcał podboje
Zakończone o
szóstej pod sklepem,
Albo bliżej
jeszcze, albo wcześniej.
Ale on znów był w mieście u
podnóża
I po wielu dość trudnych
zakrętach,
Znalazł się na krawędzi tego, co
pamięta
I tego, co zza linii drogi się
wynurza.
Znów szlaki biegły w różne
strony,
Ale tym razem świat był już
skończony:
Był środek lata
i dnia.
Był basen i szyld „prestige
spa”.
Był hotel, samochody. W ciemnych
szybach
Zmieściły się wszystkie szczyty,
które zdobywał.
To miasto, 2013. I ja.
Za późno. Powinieneś
powiedzieć, zrobić zanim niski płot
Podzielił tę niegdyś wspólną
przestrzeń na przed oraz po:
Część została: boisko w chwastach
i ruina domu,
/NA SPRZEDAŻ, ANILANA, numer
telefonu/
Część to rozwój, kapitał.
Przecież o to nam szło!
Ale dzieciak, którym jednak
jestem
Bez ustanku prosi mnie o
więcej,
Niż to.
A chce czasu,
którego już teraz mi
brak.
Chce do domu, który nie jest nasz
od 23 lat.
Chce strzelać w światło bramki, w
której rosną już młode drzewa
I zapomnieć o tej miłości,
o której zapomnieć się nie da.
Przemysław Owczarek odniósł się do
Balu w
operze:
Zatuwimiona piosenka
Strzępy gazet słów potoki kroki wstecz do przodu kroki
Monotonia i agonia owal oczu narkotyki
Wprost na drzewo samochody trzeba nowej polityki
Chrześcijanie Papież Ojciec Jeruzalem ludzkie krzyki
Żydzi Muzułmanie taniec kino film i brak etyki
Bajki głupie są dla dzieci fikimiki myszki Miki
Olimp gwiazdy i bankiety kłusownicy w lesie wnyki
Dzwoni euro nowe banki tony książek i krytyki
I ty jesteś słowem
W ustach tych, co maja rację
Sam się przecież nim upajasz
Jakie piękne deklinacje
Świat jest mimo - wolnym rynkiem
I poeta sprzeda... dupę
Boga nie ma, bo Bóg milczy
Żeby milczeć... co za tupet
Gwałty mordy i rozboje socjopaci statystyki
Telefony sieć i księżyc papierosy kołnierzyki
Wojna tu i tam miłostki wieczne koło dialektyki
Afirmacja i negacja różnia nie jest dla logiki
Firmy budy są kloszardzi psycholodzy i praktyki
Prawybory dla kłamstewek coraz lepsze są wyniki
Kontestacja sztuka seksu pornografia stare siki
Nic, że Bóg i to dla Boga wielka flaga Ameryki
I ty jesteś słowem
Krzysztof Kleszcz uwspółcześnił
Mieszkańców:
Straszni znajomi
Znajomi od rana się proszą: Cofnij mi lajka.
Dlaczego stali się fanami jedynie słusznych wiadomości?
Rozum zmienili na rozstęp? Na czarną dziurę,
która pochłonie każde światło? Błogosławieni ci,
którzy oglądali niebieskie tło i płynące literki,
a nie uwierzyli. Skoro Facebook to miejsce,
by dzielić się swoim odbiciem, wrzucajcie
zdjęcia swoich dzieci! Wstawiajcie linki
dzięki, którym trzymam się ściany (razem
wspinamy się) i dzięki, którym nagle lżej
(wspólnie pchamy ten wózek). Nie chcę takich,
przez które spadam w przepaść, cierpię,
a dyszel Wielkiego Wozu wydaje mi się ciężki,
jakby na wozie był gnój. Straszni znajomi,
żujący cyfrowy zakalec na pulchną papkę,
wstawiacie na tablice zimową zgrozę, gołą babę,
zgniliznę, brednię, hiphopowy bełk o tym,
że czas jarać, czas pić, kibolski hejt.
To o Tobie: Marszczy brwi, drwi, ma to we krwi.
To dla Ciebie: Miej dla świętości szacun,
Misiu, Lalko, Pajacu; Wiadoma ziemia, taka
okrągła,
a ty piszesz Kopernik to piernik; Szyderco,
jak wykrzywionymi palcami utrzymasz łyżkę,
która miesza kawę? Patrzę na rozdęte głowy
i chciałbym was kochać, w waszym ciemnym konaniu
widzieć życie, w waszej niewiedzy epokę kamienia.
Wierzę, że kiedyś przyjdzie oświecenie. Póki co,
odciskacie dłonie na ścianie okopconej jaskini.
Tak! Spójrzcie na siebie: wpatrzonych w chude monitorki.
Wasze ręce na myszach. Gdzie obiecany postęp?
Chałtura robi wow, sztuce spuszcza łomot i galot,
a wy przez łącze tak szybkie, że wyprzedza wasze mózgi,
dolewacie jeszcze oliwy: nie ma Boga, wujek Google
rządzi,
z ciocią Wiki. Gdzie tlen, straszni znajomi? W
statusach
i komentarzach czad, oś czasu uwalana smarem,
a ze strasznych mieszkań płynie w sieć - kopeć i pleśń.
Maciej Robert wybrał
Kwiaty polskie,
przerabiając fragment na rzecz o polskich ziołach.
Okręty
Oczywistość A10 pod zrudziałym pulpitem,
tonący
trójmasztowiec, przełamany wpół, co nie było
fair
wobec
marynarki, na przekór logice, planimetrii
wbrew i na
złość Jezierskiej, klempie od biologii,
jak
również wszystkim innym, bo ich też dotyczył
kleks
wkłuty pod naskórek – pozwalał ominąć rafy
strasznej
nudy dławionej wyliczanką i przybliżyć
umiał krew
o smaku wiśni, solo po godzinach.
I skąd
teraz wiedza, gdy idę za tobą, o lekkim
pumeksie
na podbiciu pięty i o żaglach mięśni
pod gładką
skórą łydek, o mdłych zapachach
ziół
wokoło nadgarstka, jakby okrężnym kursem
przez
wszystkie cieśniny w chlubie admiralicji
spławianych aż tutaj z samego serca
Indii,
pod
ciemnym pokładem z hebanowych desek.
Skąd nagle
ta wiedza, skąd te swojskie nazwy:
pasternak,
szczawik, dzięgiel, ostrożeń, komosa,
żółtlica,
przymiotno, bylica, wiesiołek, głowienka,
czeremcha,
podbiał, krwawnik, perz, przytulia,
mlecz, wrotycz, wiązówka, piołun,
ślaz?
Na zakończenie Piotr Grobliński odniósł się
poetycko do Życia codziennego:
* * *
życie codzienne życie od święta
biegnie do święta pomija upada
ten ruch nazywa się strzała
jest szybki jak myśl o pociągu
pędzącym do tarczy zegara w mieście B
z miasta A przez stacyjki szkolnego zadania
z treścią nocy i dni
straszą pytania stawiane przy torach
w jakiej odległości i po jakim czasie
miniemy się w mroku
A co mówili poeci o twórczości Tuwima i motywach swojego
wyboru?
Artur Fryz: Potraktowałem swoje poszukiwania
w Tuwimie bardzo osobiście. To znaczy szukałem wierszy, które
szłyby tropami mi aktualnie bliskimi. Stąd wybór dwóch utworów z
Bibliii Cygńskiej: Venus i Zachód. Pierwszy
odnosił się do motywu niezwykle ważnego dla autora "Kwiatów
polskich", czyli istoty życia, tajemniczego źródła witalności,
drugi na ekstatyczny sposób szkicuje poetycką wersję narodzin
religii i buduje napięcie pomiędzy cudownością a rytuałem. To do
tego wiersza nawiązałm w swoim teście "park wiosny ludów".
Nawiązałem właściwie z zupełnie innej strony: ascetycznej,
minimalistycznej, egzystencjalnej - ale jednak. Jak widać nie tyle
szukałem doskonałości formalnej, z której poeta z Łodzi słynie, ale
tego, co istotne w nurcie egzystencjalnych poszukiwań. W końcu
sądzę, że najciekwasze mogłaby by być analiza związków pomiędzy
słynnym "Tomaszowem" autora "Treści gorejącej" a moim wierszem "w
zgorzelcu w goerlitz". Dla mnie przynajmniej jest to ciekawe.
Jola Sowińska-Gogacz: O
Julianie Tuwimie myślę często, bo mam dzieci i lodówkę. Córce i
synowi z radością czytam do snu jego znakomite wiersze, a lodówka…
Podobno to Tuwim miał ją w Łodzi jako pierwszy. Z Ameryki zresztą.
Biała bryła w kącie kuchni tworzy ciągle skojarzenie.
Wybrałam wiersz, jakiego w mniej ciekawych
czasach nie wybrałabym z pewnością. Najpiękniejsza w poezji jest
dla mnie zawsze ta tkanka, którą wiersz odczuwa przy
najsubtelniejszym dotyku. Obecnie jednak, w imperium doczesności,
którego ciemne, niepoliczalne korytarze mieszają nam w głowach z
odrażającym tupetem, brakuje mi wśród poetów odwagi zejścia z
onirycznych tonów w obszar bardziej przyziemny, ale będący
drogowskazem dla pogubionych. Brakuje krzykaczy, jacy – tak jak
Julian Tuwim – wyśmialiby mężnie „ludzi baryły”, „drewna chodzące”,
„konie w krawatach”, „cepy we frakach” czy „wierzby w surdutach”.
Bezpardonowo i z wielką zdolnością. Mam nieodparte wrażenie, że
pora nam zmienić nieco kierunek stawiania liter, zdekoncentrować
się na sobie a ogarnąć historyczny moment, bo jest groźny. Więcej
charakteru, stanowczy pazur, drugi policzek nadstawiony nie do
bicia, lecz by inteligentnie, krytycznie przyjrzeć się drugiej
stronie.
Dlaczego Tuwim? Bo był człowiekiem wielce
utalentowanym, i był łodzianinem. Bo potrafił wyliczać sylaby i
rzeczy trafnie i wielobarwnie. I uwielbiają jego wiersze dzieci
(także moje), a to najprawdomówniejsi z wyceniających.
Michał Kędzierski: „Gawęda rymowana o ojcu i
synu, dwóch miastach i starej piosence” to wiersz ilustrujący
według mnie pęknięcie w poezji Juliana Tuwima. Twórcy wybitnego,
wirtuoza słowa, czego dowody znajdziemy bez trudu w omawianym
tekście. Obrazy są tu sugestywne i mocne, a „Gawędę…” da się
odczytać na wiele sposobów. Na przykład biograficzny, odnoszący się
do relacji Poety z ojcem. Ten motyw zresztą w twórczości Tuwima
pojawia się często. Ale również jako opis życiowego
niespełnienia, ukazanego w kontraście: zwrócony ku przeszłości –
„wznoszący oczy ku niebu”, gotów do wzbicia się i lotu. Poeta
zostawia nas także z pytaniem o to, czy to „spełnienie” jest w
ogóle możliwe. Opis pogrzebu jest mistrzowski, poruszający.
Ta intymna, wzruszająca opowieść kończy się niespodziewanie strofą,
spod której wyziera nieszczerość. Jakby Tuwim koniecznie chciał
powiedzieć coś. Coś. Ważnego, istotnego – ale nie dla siebie
pewnie, tylko dla hipotetycznego czytelnika. Zwracając się do
nieżyjącego już ojca („Szkoda ojcze mój przyszły sąsiedzie”) i
zapowiadając powrót do Łodzi, która w chwili powstawania wiersza
znajdowała się pod okupacją hitlerowską , obiecuje także zanucić
Marsyliankę – tę starą piosenkę, której słowa i melodia
towarzyszyły nam przez cały wiersz. Zmarłym wszakże żadne
Marsylianki nie są potrzebne. Po tych intymnych wyznaniach te
ostatnie wersy brzmią fałszywie i są, w moim odczuciu, literacko
znacząco słabsze. Wiemy, że wielu ważnych i uznanych autorów i
krytyków uważało, że poezja Tuwima przy formalnej wspaniałości jest
pusta i w istocie „w nic nas nie wtajemnicza”, że wyrażana w niej
„myśl jest konwencjonalna”. Że mówiąc wiele i pięknie nie ma nam
nic do powiedzenia. Uważam, że forma wierszy Tuwima jest w stanie
obronić je przed tymi zarzutami. Najgorzej jest jednak wtedy, kiedy
on sam próbuje koniecznie dodać ten rzekomo brakujący składnik do
gotowej już potrawy. Ponieważ tego składnika jest już odpowiednio
dużo, smak całości zostaje zaburzony. Nie na tyle jednak, abyśmy
nie umieli docenić kunsztu i talentu autora. A może Autora.
Piotr Grobliński: Chciałem pisać o Balu w
operze, ale ten poemat wziął już na warsztat Przemysław
Owczarek. Życie codzienne jest ciekawe choćby ze względu
na tytuł. Poezja współczesna zaczynała się trzy razy: najpierw koło
roku 1860 (Baudelaire, Norwid, Emily Dickinson), potem około 1910,
czyli w czasach debiutu Tuwima (Eliot, Pound, Chlebnikow, Gertruda
Stein, niemieccy lingwiści), a trzeci raz w latach 50., czyli
wtedy, gdy Tuwim umierał. Za każdym razem chodziło o to samo -
m.in. o odejście od liryzmu na rzecz wielogłosowości i wpuszczenie
tematyki życia codziennego. W wierszu Tuwima świetny jest już
pierwszy wers: Tajemniczeją rzeczy, fantastycznieją
zdania. Mistrzowsko zastosowana eufonia - powtarzanie głoski e
w pierwszej części wersu, głoski a w drugiej nie narzuca się
czytelnikowi, dzisiaj poeci zrobiliby to bardziej
ostentacyjnie. I to paralelne ujęcie świata rzeczy i języka - a o
tym jest przecież cały wiersz. Tuwim wywiedziony z Kochanowskiego,
a jednocześnie Leśmianowski.