RECENZJA. Wystawy główne tegorocznej edycji Międzynarodowego Festiwalu Fotografii stawiają na totalną różnorodność: obok zdjęć profesjonalistów – zmasowane fotki z Internetu. Można je oglądać jeszcze tylko do niedzieli!
Wystawy główne tegorocznej edycji Międzynarodowego Festiwalu
Fotografii stawiają na totalną różnorodność: obok zdjęć
profesjonalistów – zmasowane fotki z Internetu.
To zaskakuje, bo przecież przyzwyczailiśmy się, że na
festiwalu oglądamy na ogół zdjęcia artystów przez mniejsze lub
większe A. Teraz duży nacisk położony jest na amatorskie pstrykanie
– często bezrefleksyjne, ale w sumie dające obraz współczesnej
fotografii. Bo przecież zalewa nas fala nieprofesjonalnych
cyfrowych zdjęć – ktoś wyliczył, że tylko w tym roku powstanie ich
co najmniej 375 miliardów, czyli więcej niż w historii wykonano
zdjęć analogowych. Wiele trafi do Internetu.
Na wystawie „I Artist. Więcej niż amator”, którą przygotował
jednej z najważniejszych obecnie kuratorów fotografii, Joan
Fontcuberta, całe dwie ścianki poświęcono banalnym fotkom sylwetek
na tle zachodzącego słońca. Większość z nich nie ma żadnej wartości
artystycznej (choć znajdzie się parę interesujących ujęć), ale w
masie robią wrażenie. Powstaje jeden (a konkretnie dwa) wielki
estetyczny obraz. Podobnie masą działają zdjęcia Richarda Simpkina,
który od ponad 20 lat fotografuje się ze sławnymi ludźmi (gdy robił
pierwsze ujęcia, był dzieckiem) – żadne z nich osobno nie jest
ciekawe, ale w sumie, oblepiając całą ścianę, stają się
artystycznym projektem rozłożonym w czasie. Autor i zarazem główny
bohater zdjęć zmienia się z każdym rokiem, poważnieje i
„pęcznieje”, ale pasja pozostaje.
Przygnębiają lub zadziwiają zdjęcia ludzi nietypowych,
niekształtnych, udziwnionych: anorektyków, tłuściochów, z wyrytymi
w skórze napisami, z wielkimi tatuażami na twarzach, z
przypiłowanymi zębami, hakami w plecach i metalowymi elementami w
wargach. Istne szaleństwo. Oszołomienie. Alternatywna
rzeczywistość. Na drugim biegunie są zdjęcia wykonane „we właściwym
momencie”, jakich setki można oglądać w Internecie. Ich oglądanie
to duża przyjemność, czysta rozrywka. Oto człowiek chodzi po
wodzie, albo uśmiecha się pyskiem psa, który akurat wpakował się
przed obiektyw, czyjaś ręka wydaje się czyjąś nogą, kot podgląda
panią, której wiatr podwiał sukienkę itd. Nie sposób się nie
uśmiechnąć. Guru fotografów, ojciec fotoreportażu, Henri
Cartier-Bresson mówił o „decydującym momencie”, który wyraża
kwintesencję danej chwili. Te zdjęcia może nie tyle wyrażają
kwintesencję, co tworzą rzeczywistość – pokazując coś, co w naturze
nie występuje, a zaistniało często wyłącznie dzięki fotografii, w
wyniku skrótu perspektywicznego, dwuwymiarowego spłaszczenia
przestrzeni.
Poza tym są zdjęcia archiwalne, robione przez fachowców w
studiach, ale i przez amatorów uwieczniających miłe chwile. Na
przykład bardzo ciekawe fotografie pokazane przez Tomasza Ferenca,
a zrobione przez jego ojca w Bułgarii – przy czym nie ujęcia są tu
interesujące, ale to, co stało się ze slajdami po kilku latach
trzymania ich w wilgotnej piwnicy. Perełką tej części wystawy są
dowcipne autoportrety Shleomy Rotenberga zrobione w łódzkim
automacie fotograficznym w 1933 roku.
Kontrą do ekspozycji amatorów jest pokaz „Grand Prix
Fotofestiwal”, piętro wyżej. Prace siedmiorga artystów (w tym
dwójki Polaków) wyselekcjonowanych spośród 500 zgłoszeń robią
wrażenie. Wszystkie są znakomite. Wierzę, że wybór tych prac, które
zdobyły Grand Prix, był najtrudniejszy w dziejach konkursu – jak
twierdzą organizatorzy. Postacie na zdjęciach Nadava Kandera
wyglądają jak monumentalne rzeźby z białego marmuru na ciemnym tle.
Ilona Szwarc fotografuje dziewczynki z lalkami – ale nie ma tu
nastroju beztroski, zabawy, jest zaduma. Anja Bahnhof w
prowizorycznym studiu na kalkuckiej ulicy fotografowała indyjskich
tragarzy – efekt jest świetny.
Frank Herfort próbuje zatrzymać „czas pomiędzy”. To kontrasty
z życia Rosji, wnętrza, niby zwykłe, ale jakieś dziwne, nierealne.
Lucia Herrero łączy rzeczywistość i fantazję, nakładając postaci
portretowanych osób na bezkres wody. Ich stopy nie zanurzają się,
ale lekko dotykają powierzchni, jakby ludzie mieli moc lewitowania.
Jan Brykczyński uwiecznia życie bojkowskiej wsi w ukraińskich
Karpatach. Aż trudno uwierzyć, że to rzeczywistość XXI wieku – tak
bardzo jest archaiczna i, w pewnym sensie, tak baśniowa.
I na koniec zdobywca Grand Prix – Mark Burke. Jego prace
całkowicie różnią się od wszystkich poprzednich. Nawiązując zarazem
do internetowych strzelanek i prawdziwych wojen z ostatnich lat,
kreuje świat odrealniony, zatrważający, w którym śmierć żołnierza
jest anonimowa i zbędna. Buduje rzeczywistość czarno-białą, ciemną,
nieprzejrzystą.
Obok głównych ekspozycji festiwalu znalazły się dwie wystawy
specjalne: pokaz bardzo ciekawych zdjęć prezentowanych przez 15 lat
w The New York Times Magazine i „23 lata Łodzi w obiektywie
fotoreporterów Gazety Wyborczej”: zmieniające się miasto i
społeczeństwo widziane oczami głównie Małgorzaty Kujawki,
pracującej w łódzkiej redakcji od początku.
Przed nami jeszcze wiele wydarzeń towarzyszących
Fotofestiwalowi, w tym ciekawostka – FotoSuperMarket, podczas
którego można będzie kupić stare zdjęcia, aparaty fotograficzne,
rzadkie albumy, odbitki kolekcjonerskie, magazyny, a może nawet
nietypowe usługi fotograficzne. Wystawcy: Impossible Project
Polska, GummoPhotos, Andrzej Cholak, Stowarzyszenie Absolwentów i
Przyjaciół PWSFTViT w Łodzi, Fundacja im. Zofii Rydet, Michał
Zieliński, Michał Gozdek, Rafał Biernicki, Fundacja BLIK, Tomasz
Grabiwoda, P&w s.c. Halina Pełka i Mariusz Wysocki, Wydawnictwo
KROPKA, Tablica.pl.
FotoSuperMarket odbędzie się 15 czerwca, w
godz. 11-20 w centrum festiwalowym OFF Piotrkowska.
Aleksandra Talaga-Nowacka
OFF Piotrkowska
Kategoria
SztukaAdres
OFF PiotrkowskaŁódź, ul. Piotrkowska 138/140