Kuglarze na szczudłach żonglujący ogniem, spektakle w bramach starych
łódzkich kamienic oraz w stajni, koncerty w przestrzeni miejskiej – tego
wszystkiego mogli doświadczyć łodzianie w ramach akcji „Dotknij
teatru”.
Kuglarze na szczudłach żonglujący ogniem, spektakle w bramach
starych łódzkich kamienic oraz w stajni, koncerty w przestrzeni
miejskiej – tego wszystkiego mogli doświadczyć łodzianie w ramach
akcji „Dotknij teatru”.Jest czwartek, godzina 21. Na Starym Rynku w Łodzi w półmroku
rozświetlanym jedynie przez blask ulicznych latarni oraz
pojedynczego koksownika, zebrało się około 250 osób. Część z nich
przyszła obejrzeć widowisko uliczne „Pieśń ognia”. Inni zaś,
wyprowadzając psy lub odbywając wieczorny spacer, podążyli za
tłumem, który zgromadził się na placu. Zaczyna rozbrzmiewać
nowoczesna, nieco orientalna muzyka.
Z namiotu stojącego od północnej strony wychodzą trzy białe
postacie na szczudłach. Niczym zjawy krążą wzdłuż szeregów widzów.
Zapalają pochodnie, a od nich – stojące na środku dwie
drewniane konstrukcje przypominające okna. Pojawia się czwarta
postać – ubrana na czarno. Zaczyna krążyć wraz z pozostałymi,
wymachując podpalonymi przedmiotami. Przypomina to taniec albo
walkę. Towarzyszą temu rozbłyski ognia.
– To był bardzo poetycki i wzruszający pokaz. Widzieliśmy
ulotki oraz ogłoszenia w Internecie. Samo to, że frekwencja
dopisała, a widzowie reagowali bardzo żywiołowo, świadczy, że
ludzie potrzebują kultury, która wyjdzie do nich – mówi mieszkająca
w okolicy Anna Mazurkowska. Spektakl został zrealizowany przez
Fundację FORM.ART, zajmującą się propagowaniem kultury, promocją
lokalnych artystów oraz edukacją teatralną dzieci i młodzieży.
Fundacja zrzesza kulturoznawców, teatrologów, pedagogów oraz
studentów kierunków artystycznych.
– Jesteśmy teatrem ulicznym, a ogień i kuglarze to środki
typowe dla tego typu działalności. Właśnie do takiej tradycji
teatru ulicznego, alternatywnego się odwołujemy. Ogień jest bardzo
widowiskowy, a zarazem symboliczny, dlatego właśnie na nim
oparliśmy naszą metaforyczną historię – tłumaczy Agata Dawidowicz z
Fundacji FORM.ART.
Spektakl jest wystawiany od 2009 roku. Jego pomysłodawczynią jest
Barbara Wojciech-Wiktorowicz.– Chcieliśmy pokazać, że ogień niesie radość, ale również
zniszczenie. Pragniemy tym spektaklem przybliżyć ludzi do teatru w
przestrzeni publicznej. Na Starym Rynku przedstawienia odbywają się
sporadycznie, a chcielibyśmy, żeby odbywały się częściej. Dlatego
myślę, że warto eksperymentować, pokazać, że w teatrze można
spróbować i szczudeł i pobawić się z ogniem, a także pożonglować –
podsumowali Kamil Kuligowski (reżyser przedstawienia) i Krzysztof
Nawak aktorzy i członkowie Fundacji FORM.ART.
Dzień następny, godzina 16. Wchodzimy do bramy jednej z
typowych łódzkich kamienic na Starym Polesiu przy ulicy
Pogonowskiego i od razu w oczy rzuca się coś nietypowego. Na środku
podwórka rozstawiono stół z przekąskami, zupełnie jak na festynie.
Nieco na prawo znajduje się sprzęt muzyczny, wanna, bujany fotel,
rower, wózek z ustawionym na nim drugim fotelem oraz stare
drewniane drzwi, na których widnieją dziecięce rysunki. Wszystkie
te przedmioty codziennego użytku, które osobno nie zwróciłyby
najmniejszej uwagi, razem stanowią intrygujący widok.
Prawie całe podwórko zapełnia się widzami. Wszyscy przyszli na
spektakl „Wjeżdżamy w bramy”. Jest mnóstwo dzieci z okolicy.
Aktorzy przedstawiają się i witają wszystkich, tak jakby byli
gośćmi, którzy właśnie odwiedzili domostwa widzów. Zaraz potem
zaczynają grać i śpiewać. „Jestem kamieniem, który kopnięty leży i
czeka pod drzewem. Jestem pamiątką ciuchów markowych,
kupionych na szmatach za rogiem. Jestem swym własnym ojcem i matką,
przyjacielem i wrogiem. Jestem wplątaną w historię prząśniczką,
której wciąż gubi się wątek. Jestem dzielnicy tej smutny koniec,
jestem jej wieczny początek. Jestem zwolnioną z fabryki szwaczką co
końców łączyć nie umie…”
Do zespołu dołączają dzieci grające na prowizorycznych
instrumentach, które rozdali im aktorzy. Mali widzowie, pytani
przez aktorów, opowiadają, co im się podoba i nie podoba na ich
osiedlu. Na podstawie ich odpowiedzi artyści zaczynają śpiewać.
„Nie podoba mi się to, nie podoba mi się to, nie podoba mi się to,
nie podoba, że nie wiem. […]Podoba mi się to, podoba mi się to,
podoba, że świeci słońce”.
– Taka impreza odciąga dzieci od rozrabiania. Dobrze się
bawiły, a poza tym, mogły się wyszaleć. – mówi mieszkanka Łodzi
Martyna Kołaczyńska. Spektakl „Wjeżdżamy w bramy” powstał na
podstawie zasłyszanych na Starym Polesiu historii. Aby go
przygotować, twórcy spotkali się wcześniej z mieszkańcami
dzielnicy, którzy opowiedzieli o historii tego miejsca oraz o
swoich codziennych problemach.
Organizatorem przedsięwzięcia jest Teatr Pinokio, który
przywiązuje dużą wagę do działań edukacyjnych, organizując
warsztaty dla dzieci. Spektakl można było oglądać trzy dni z rzędu
o tej samej godzinie. Za każdym razem wystawiano go w bramie innej
kamienicy na Starym Polesiu. – Chcemy być rozpoznawalni jako część
tej dzielnicy. Tak, aby jej mieszkańcy czuli, że są zaproszeni do
nas. Często zdarza się tak, że dzieci przychodzą do nas z klasami,
natomiast bardzo rzadko z rodzicami. Dlatego my wychodzimy do nich
– komentuje reżyser spektaklu oraz dyrektor Teatru Pinokio Konrad
Dworakowski.
Poniedziałek, godzina 20. Na wąskiej i dosyć ciemnej ulicy w
niewielkiej wsi Skotniki pod Łodzią, stoi sznur zaparkowanych
samochodów. Wszyscy przyjezdni kierują się na jedną posesję. W
bramie stoi mężczyzna, który wskazuje gościom drogę do stajni.
Przyjezdni mijają boksy z końmi, które zaciekawione wystawiają łby.
Wychodzą do ujeżdżalni. Na środku – miejsca siedzące na belach
słomy. Scena znajduje się dookoła widzów, którzy muszą
obracać się w ślad za aktorami. Rozpoczyna się spektakl
„EQUUS-KOŃ”. Tymczasem naprzeciwko dwaj jeźdźcy dosiadają koni.
Rozbrzmiewają rytmiczne uderzenia kopyt.
– Bardzo podobało nam się zaangażowanie koni. Zwierzęta
to zwiększały, to zmniejszały napięcie. To było zupełnie coś
innego, niesamowitego. Przecież normalnie na przedstawieniu nie
siedzi się na słomie – skomentowali widzowie Emilia Mioduszewska i
Jacek Ogłuszka. „EQUUS-KOŃ” to inscenizacja dramatu Petera Shaffera
pod tytułem „Equus”. Spektakl jest adresowany przede wszystkim do
trudnej młodzieży. Sztukę przeniesiono z desek teatru do stajni
Stanisława Marchwickiego.
– Oprócz tego, że jestem aktorką, pełnię również funkcję
sędziego zawodów konnych. Pochodzę z rodziny cyrkowej Staniewskich,
dlatego z końmi jestem związana od dziecka. Do tej pory, w tej
sztuce konie zazwyczaj były grane przez aktorów. Ja zaś
zapragnęłam, żebyśmy mogli zobaczyć i aktorów i prawdziwe konie, co
pozwoli lepiej zrozumieć motywy czynu głównego bohatera – wyjaśnia
reżyser spektaklu Barbara Dembińska, aktorka Teatru Nowego.
„EQUUS-KOŃ” opowiada historię Alana – chłopca, który, pracując jako
stajenny, z niezrozumiałych przyczyn okaleczył grupę koni. To
dziwne, bo Allan od dziecka kochał konie. Wraz z bohaterami
spektaklu widzowie mogą dowiedzieć się, co skłoniło wrażliwego
człowieka do tak okropnego czynu.
–Jako że w tym roku akcja „Dotknij teatru” ma charakter
resocjalizacyjny, to myślę, że ta sztuka powinna dotknąć właśnie
osób, które mają problemy, często przez siebie nie zawinione
– mówi aktor grający Allana, Bartosz Bogdan.
Opisane wydarzenia to tylko skromny wybór spośród wszystkich
pokazów organizowanych w ramach kampanii „Dotknij teatru”. Akcja
powstała dla uczczenia Międzynarodowego Dnia Teatru. Spektakle,
koncerty, wystawy oraz inne widowiska plenerowe mają na celu
popularyzację teatru. Widzowie są zaproszeni do współtworzenia
pokazów i brania w nich czynnego udziału.
Akcja „Dotknij teatru” została po raz pierwszy zorganizowana w
2010 roku z inicjatywy grupy łódzkich artystów i animatorów
kultury. Za koordynację projektu odpowiada Teatr Nowy im.
Kazimierza Dejmka w Łodzi. W tym roku akcja trwła od 27 marca do 6
kwietnia.
Tekst i zdjęcia: Maciej Sztąberek