– Każdy ma w życiu jakąś ideę fix – powiedział Jerzy Hoffman. – Moją była ekranizacja Trylogii Henryka Sienkiewicza.
– Każdy ma w życiu jakąś ideę fix – powiedział Jerzy Hoffman.
– Moją była ekranizacja Trylogii Henryka Sienkiewicza.
Te słowa były motywem spotkania w Muzeum Kinematografii z
reżyserem, na którego dziele życia wychowały się dwa pokolenia
Polaków. W 2014 roku przygotował nową wersję filmu „Potop
Redivivus” dla trzeciego pokolenia kinomanów. Widzom wypełniającym
szczelnie salę kinową opowiadał: – Kiedy byłem na Syberii, ojciec
przysłał mi Trylogię: najpierw „Pana Wołodyjowskiego”, następnie
„Potop”, a „Ogniem i mieczem” cenzura nie przepuściła. Dopiero
później doczytałem tę część. Gdybym nie został wywieziony na
Syberię, zginąłbym w Holocauście. Mimo wszystko uważam, że dane mi
było żyć w ciekawych czasach.
– Hermetyczność polskich dzieł polega tym, że opowiadają o
miłości do utraconej ojczyzny. To właśnie różni naszą literaturę i
powstałe na jej podstawie polskie filmy historyczne od innych.
Właśnie miłość i tęsknota za ojczyzną były dla mnie motorem
napędowym do ekranizacji Trylogii. Miałem 7 lat, kiedy wybuchła
wojna, a 40. urodziny obchodziłem na planie filmowym „Potopu” we
wsi Wyszczenki. Za kompanię miałem ekipę filmową, pułk kawalerii
Mosfilmu i szwedzkie pułki Karola Gustava.
Jerzy Hoffman zaczął przygotowania do filmu w 1968 roku i
zanim przystąpiono do realizacji, reżyser miał rewizje w domu i był
wzywany na przesłuchania. Po kilku takich rozmowach w UB Hoffman
zorientował się w intencjach prowadzącego rozmowę oficera i
przyznał, że istotnie może wyjechać z Polski, ale do Związku
Radzieckiego. – Mam tam kolegów jeszcze z czasów studiów i uważam,
że to dobry kierunek na emigrację – powiedział i na tej rozmowie
wezwania zakończyły się.
– Realizacja „Potopu” trwała ponad 360 dni zdjęciowych, co
dawało dwa i pół roku pobytu na planie filmowym. W tym czasie
zawierano małżeństwa, rodziły się dzieci i następowały rozwody.
Przyjeżdżali filmowcy z Anglii, Francji i byli zaskoczeni, jak
słabo jesteśmy zaawansowani technicznie. Na przykład oni korzystali
ze steadicamu, czyli specjalnej konstrukcji umożliwiającej
bezwstrząsowe zdjęcia „z ręki”. My mieliśmy lektykę dla operatora
noszoną na barkach przez 10 mężczyzn.
– „Potop” kręciliśmy za 1/10 budżetu filmów amerykańskich. A
była to produkcja o widowiskowości hollywoodzkiej. Określano mnie
wówczas jako najbardziej hollywoodzkiego reżysera Europy. Mieliśmy
do dyspozycji pieniądze polskie i pomoc we wszelkich kwestiach
organizacyjno-lokalizacyjnych. Kiedy realizowaliśmy scenę
przemarszu armii szwedzkiej, na planie było 4000 mężczyzn
umundurowanych idealnie według wzorów. Do tego repliki muszkietów
wykonane przez rusznikarzy i armaty, które spełniały wymogi bojowe.
Ale nie było dewiz, przez co brakowało taśmy filmowej. W „Panu
Wołodyjowskim” pojawia się ciężarówka, bo nie mogłem zrobić dubla.
Nalegałem na powtórkę, ale kierownik produkcji stwierdził, że to
nawet dobrze, bo widzowie jeszcze raz pójdą do kina sprawdzić, czy
ta ciężarówka rzeczywiście tam jest.
– W realizacji „Potopu” pomagali nam wszyscy. Mieliśmy
pozwolenie na kręcenie w Częstochowie. Przez dwa tygodnie
sanktuarium było zamknięte. Okna zostały zabite, zastępy straży
pożarnej czuwały nad kontrolowanym pożarem klasztoru. Kmicic rzucał
prawdziwe klejnoty ze skarbca częstochowskiego (z dodatkiem
jabloneksu – gdyż bardziej się świecił). Kiedy powstała kwestia
ujęcia z obrazem Matki Boskiej, na zdjęcia przyjechał prymas
Wyszyński. Prymas zapytał, dlaczego nie możemy nakręcić kopii
obrazu? Wtedy operator Jerzy Wójcik powiedział: – „Chcemy prawdziwy
obraz, bo Ona jest jedna”.
Oglądamy zatem w filmie autentyczny obraz Matki Boskiej
Częstochowskiej. Janusz Radziwiłł nosił biżuterię z bursztynu w
srebrze, zrobioną przez jubilerów z Rygi. Atak husarii na Szwedów
odpowiada relacji z pamiętników Jana Chryzostoma Paska: „trzeba
ruszać w dym i golić”. Jednak mimo tej dbałości o autentyzm reżyser
przyznaje, iż nie robił podręcznika. – Obraz oddaje odczucia
człowieka XVII wieku. Wtedy wszystko było postrzegane inaczej, a
moje filmy transponują tamte odczucia na współczesność. Ale czasy i
sposób filmowej narracji się zmieniły – dzisiejszy widz kojarzy
szybciej niż 40 lat temu.
Dlatego prezentowany aktualnie „Potop Redivivus” z 5 godzin i
16 minut oryginału skrócony został do 185 minut. Montażem zajęli
się: Jerzy Hoffman, operator Jerzy Wójcik i montażysta Marcin Kot
Bastkowski, który pracował również przy „Ogniem i mieczem”
(1999).
– Mam nadzieję, że młody widz zaakceptuje ideę bohatera
patrioty, człowieka, który choć pełen wad w młodości, staje się za
sprawą okoliczności zewnętrznych człowiekiem odpowiedzialnym za
siebie i ojczyznę. Ta postać dla kilku pokoleń była wzorem do
naśladowania. Odzyskaliśmy wolność, ale teraz po latach okazuje
się, że nie umiemy z niej należycie korzystać. Mam nadzieję, że
nowa wersja „Potopu” podtrzyma tamte idee wolnościowo-patriotyczne,
aby wzór nie zaginął w kolejnym pokoleniu widzów.
„Potop Redivivus” od 2014 roku jest do obejrzenia na seansach
dla szkół w kinach studyjnych. Także do kupienia na DVD.
Tekst i zdjęcie: Michał Kuligowski