Książka łódzkiego poety Macieja Roberta została nominowana do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej. Tomik Księga meldunkowa w ścisłym finale walczy z czterema innymi propozycjami.
Książka łódzkiego poety Macieja Roberta
została nominowana do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej. Tomik
Księga meldunkowa w ścisłym finale walczy
z czterema innymi propozycjami: najnowszymi książkami Romana
Honeta, Jakobe Mansztajna, Mirosława Mrozka i Jacka Podsiadły.
Rozstrzygnięcie 24 października - zwycięzca otrzyma statuetkę i 200
000 zł.
Maciej Robert (ur. w 1977 r.) jest poetą,
dziennikarzem, krytykiem literackim i filmowy, pracuje w łódzkim
Domu Literatury. Wydał książki poetyckie: Pora deszczu,
Puste pola, Collegium Anatomicum i Księga
meldunkowa. Laureat wielu ogólnopolskich konkursów
literackich, m.in. im. R.M. Rilkego, im. K. Baczyńskiego, im. R.
Wojaczka, im. Z. Herberta. Publikował w „Opcjach”, „Studium”,
„Frazie”, „Tyglu Kultury”, „Ha!arcie”, „Toposie” i „Gazecie
Wyborczej”. Jego wiersze były tłumaczone na język angielski,
chorwacki i serbski.Ostatnio wydał książkę o filmowych adaptacjach
prozy Bohumila Hrabala.
Poniżej publikujemy recenzję Księgi
meldunkowej autorstwa Tomasza Cieślaka:
Jeszcze ci nie mówiłem...
Plan obcego miasta, nawet najprzejrzystszy, pozostaje do
pewnego stopnia tajemnicą. Są na nim białe plamy miejsc, w których
nigdy nie byliśmy i być może nigdy nie będziemy. Plan własnego
miasta to zupełnie co innego. Nie ma na nim białych plam, bo
przecież każdą nazwę zna się, przynajmniej ze słyszenia, z napisu
na tramwaju, z notatki w gazecie – zawsze się ją jakoś kojarzy. A o
wielu nazwach i zarysach ulic można powiedzieć zdecydowanie więcej,
więcej nawet niż „tu mieszkam”, „tu pracuję”, „tu chodziłem do
szkoły” – bo one właściwie określają, co dominuje w naszej pamięci,
jakie miejsca oraz sytuacje znamy i jakie sobie przypominamy,
zatem, do pewnego stopnia, kim jesteśmy. Kiedy patrzy się na siatkę
ulic oswojonej przestrzeni, widać nie tyle ich nazwy (te są chyba
najmniej istotne), co zdarzenia i twarze. Powracają emocje, nawet
jeśli stłumione przez czas, to ciągle żywe. „Nasza” przestrzeń
nigdy chyba nie będzie nam obojętna.
O tym jest, jak sądzę, najnowszy tom wierszy łódzkiego poety
Macieja Roberta, „Księga meldunkowa”. Autor kreuje – bo przecież
literatura konsekwentnie i nieprzekraczalnie pozostaje domeną
zmyślenia, a nie prostego opisu – przestrzeń Łodzi, tej obecnej i
tej sprzed lat, która widziana jest przez pryzmat doświadczenia
bohatera lirycznego, poprzez – równocześnie i równolegle – jego
bieżące obserwacje i wspomnienia. To podróże po mieście i poza nie
(łódzkie Chojny i Komorniki, ulice Piesza, Społeczna, Chóralna, ale
też bliżej nieokreślone przedmieścia) – tu i teraz. To także
odległe reminiscencje z dzieciństwa, gdy grało się w piłkę,
pośpiesznie okładało się zdarte kolano liściem babki, szwendało się
po wertepach i nieużytkach, słuchało się muzyki z radia, czytało
książkę pod kołdrą, z latarką, a wakacje spędzało się nad morzem
lub na wsi.
Bohater tych wierszy, którego autor obdarzył wyraźnie wieloma
swoimi cechami, wieloma swoimi doświadczeniami, konsekwentnie
buduje i odbudowuje ze wspomnień obrazy i sytuacje niezwykle żywe i
barwne, a do tego stopnia szczegółowe, że wręcz jakoś niepokojące.
Przygląda się każdemu szczegółowi i nasłuchuje. Potrafi być
wyjątkowo bacznym obserwatorem. Z czego się bierze taka postawa?
Mam wrażenie, że odpowiedź na to pytanie stanowi klucz do
zrozumienia artystycznego zamysłu Roberta. Może nawet więcej – do
wskazania, jaki sens może mieć zanurzanie się w codziennym banale.
„Księga meldunkowa” nie jest bowiem po prostu rozpięta między
kiedyś i teraz, obserwacją i wspomnieniem. Obie te sfery, oba czasy
i doświadczenia przenikają się tu, motywują i tłumaczą, stają się w
zasadzie nierozerwalne. Wspomnienie jest bowiem częścią
codzienności, częścią „teraz” i jako takie określa nas na równi z
obecnymi doświadczeniami. „Teraz” – odsyła do „wtedy”, do
minionego; banalny widok trzepaka na podwórku czy chłopca na
rowerze przywołuje wprost własne doświadczenia sprzed lat. Nawet
więcej: przenosi obserwatora bezpośrednio w przeszłość – i pozwala
jednocześnie „być” (teraz) tym chłopcem na rowerze, „być” (teraz)
na tym trzepaku. To tajemnica tej poezji, w której, mimo że tak
bardzo wyraźnie rysowane, granice czasu zacierają się. Maciej
Robert próbuje pochwycić, literackimi środkami, fenomeny tożsamości
i pamięci w ich niepochwytnej chyba istocie. Wspominając bowiem
intensywnie i melancholijnie, jesteśmy cali we wspomnieniu, w
tamtym świecie, nie opuszczając jednak tego. A zwornikiem obu tych
planów, areną ich konfrontacji i połączenia jest w „Księdze
meldunkowej” niezwykle ważne miejsce: Łódź, która po prostu trwa,
poza czasem. Łódź paskudna, z wyciętymi w parku drzewami, z ponurą,
zdegradowaną przestrzenią, gdzie „najprostszy zachwyt” wywołują
kolorowe spinacze na sznurze do bielizny na balkonie sąsiada, który
„codziennie / lży matkę”. Ale to Łódź głęboko swoja, bo przecież
współokreśla, kim się jest, bo przecież wiąże się ze wspomnieniami
(może lepiej napisać by: wiąże wspomnieniami?), w tym –
wspomnieniem nieżyjącej babki. Jej poświęcił poeta najbardziej
chyba osobiste, przejmujące, a jednocześnie jakoś w tej swojej
nieposkromionej potrzebie starannej obserwacji okrutne wiersze:
„Elegię dla Natalii Robert” oraz „Kredę”. Śmierć, rozpad, schyłek –
są niezbywalnymi składowymi wykreowanego przez autora świata. Nic
tu nie opiera się śmierci. W finalnym wierszu tomu, „Hojni
komornicy”, czytamy:
[…] Musiało mi się pomylić,
bo nie oparł się śmierci. I nie ma tamtej
kuchni? I nie ma poważnych rozmów?
A przecież – pamiętasz? – takie rozmowy
to jest specjalność naszej kuchni.
Przepraszam – była. Musiało mi się
pomylić. Jestem bogatszy o to,
czego mnie pozbawiono.
Skoro tak, nie pozbawiono całkiem. Ma to w sobie, na stałe.
„Księga meldunkowa” to bowiem opowieść o przemijaniu – i trwaniu,
to pochwała istnienia. Mimo doświadczanego nieistnienia.
Maciej Robert, „Księga meldunkowa”, Biblioteka Poezji
Współczesnej tom 86, Wydawnictwo WBPiCAK w Poznaniu, Poznań
2014.