POEMAT O ŁODZI | Kalejdoskop kulturalny regionu łódzkiego
Proszę określić gdzie leży problem:
Proszę wpisać wynik dodawania:
7 + 5 =
Link
Proszę wpisać wynik dodawania:
7 + 5 =

POEMAT O ŁODZI

Tematem lutowego numeru "Kalejdoskopu" jest tożsamość Łodzi. Jednym z elementów poświęconej naszemu miastu prezentacji jest poemat Piotra Groblińskiego "Bez meldunku".
BEZ MELDUNKU

                                  Dziadkowi

Księgi wieczyste, notarialne wpisy,
działy-podziały, pieczęcie własności.
1/8 dla córki, 1/8 dla jej męża, 1/4 dla męża
właściwego, siostry spłacone wcześniej,
wszystko dla wnuka plus ślubne portrety
pradziadków. W nieistniejącym dziale piątym
wpisuje się umarłych, tych, co na zawsze
weszli w nieruchomość. Długa jest lista,
choć to młode miasto, pokolenia duchów
siedzących na karniszach mieszkań,
w których śpimy – razem i osobno.
  
           W tym samym domu, w czterech ścianach
           z oknami wspomnień, z drzwiami snów.

Dziedzic wyprzedawał dworskie po kawałku,
na działki – rok po roku, uliczka po uliczce.
Na czas budowy mieszkali w czworakach,
skończyli tuż przed wojną, zdążyli zamieszkać.
Dzień po ucieczce Niemców przyszli szabrownicy,
z niemieckich bloków ścieżką koło domu wieźli
zegary, skrzynie, krzesła, stoły. Szafa spadła
z sanek i została w śniegu. Mieć w ogrodzie szafę
rozkwitającą w siedem drewnianych wieszaków!
Po drugiej stronie ogrodu szpital w dawnej bursie –
ktoś tam mieszkał, ktoś leży, widzi światło w oknie.

Lampka świeciła przy biurku. Trzecie pokolenie
uczyło się do matury, czwarte – na egzamin
w bardzo mroźnej sesji, piąte pisało doktorat.
Wszystko zdane, piątka, otwieramy wino,
a duch pradziadka unosi się nad potrawami.

            W tym samym domu, w czterech ścianach
            z oknami wspomnień, z drzwiami snów.

Najstarszy dom w mieście jest kawałek dalej,
dalej na południe i trochę na wschód.
Kiedyś to była droga przez wieś kolonistów –
kto dziś w Łodzi pamięta o pruskim zaborze?
Nowy właściciel za dwa papierosy opowie historię,
z jakim chcesz akcentem: o domu zajętym po wojnie
przez dziadka kresowiaka, o wyprowadzce do bloków
i o młodych parach, robiących sobie ślubne sesje
pod strzechą, której nie ma. Zamykam oczy
i schodzi lawina. Wokół miasta groby,
które giną w ziemi. Stare inskrypcje zarastają trawą,
bluszczem i sklepami. Mieszkamy na cmentarzach,
jedziemy po trupach. Betonowa płyta
oddziela getto miasta od dzielnic wieczności.

            W tym samym domu, w czterech ścianach
            z oknami wspomnień, z drzwiami snów.

Chodźmy na Widzew przez Zielony Potok,
przez fabryczny gotyk, gdzie hurtowa sprzedaż
nitek Ariadny – ostatni wątek z mitycznej epoki
wielkiego przemysłu. Widzewska Manufaktura to było
imperium – król mieszkał za siedmioma przecznicami,
na Targowej, nie przeczę – umiał się targować.
Z okien willi widział konkurencję, codziennie chodził
na Widzew, samochód z kierowcą jechał powolutku,
wiózł cylinder i rękawiczki. Wieczorem
studiował Talmud, pisał o tym książkę.

W jego willi dzisiaj mieści się rektorat
filmowej uczelni, najsłynniejsze schody
w mieście, na których fotografują się gwiazdy.
Na górze kino – młodzi filmowcy zdają egzaminy.
Po ostatniej projekcji spójrzmy w niebo – Oskar
Kon zaprasza!

           W tym samym domu, w czterech ścianach
           z oknami wspomnień, z drzwiami snów.

Więckowskiego, dawniej Cegielniana, przy Zachodniej
był skład towarów znanej łódzkiej firmy,
co poświadcza herb na froncie budynku.
Potem żydowska szkoła z wykładowym jidysz,
Co poświadcza tablica na ścianie obok innych tablic,
a potem księgarnia PWN, co poświadcza neon.
Na wystawie księgarni leżą albumy o mieście,
w jednym z nich zdjęcie starej kamienicy,
widać napis „Księgarnia”, książki na wystawie,
w jednej z nich jest zdjęcie starej kamienicy,
widać napis „Księgarnia” i tak w nieskończoność…

             W tym samym domu, w czterech ścianach
             z oknami wspomnień, z drzwiami snów.

Na Stalowej mały budyneczek dworca,
z którego szły transporty prosto do obozów.
A potem hurtownia okien, drzwi, lakierów.
Na Przemysłowej jednopiętrowy domek –
komendantura Polen-Jugendverwahrlager
der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt.
Zwyczajne mieszkania kupiło muzeum.
Wtedy w styczniu, po odejściu Niemców,
głodne dzieci wyszły z obozu z kłębkiem nici,
koniec przywiązały do bramy, by wrócić do domu.
Minotaur, Minotaur, pokaż rogi,
daj nam sera na pierogi.

             W tym samym domu, w czterech ścianach
             z oknami wspomnień, z drzwiami snów.

Na Wodnym Rynku skrzynka przykryta ceratą.
Każdy szczęściu dopomoże, każdy dzisiaj wygrać
może. Na wolnym rynku graliśmy w trzy karty,
z historią graliśmy w wojnę, a z miastem w tysiąca.
Zawsze ktoś był na musku, ale miał nadzieję,
że coś nam w końcu dojdzie do meldunku.

Kategoria

Literatura