Marek Kasprzyk wystawił na Scenie Arterion komedię Willy'ego Russela Edukacja Rity. To jedna z wielu sztuk wykorzystujących motyw "stary profesor i uczennica" (Pigmalion, My Fair Lady, Lekcja, może też Szkoła żon). Nauczanie z erotyką w tle, patriarchalny schemat zdefiniowanych od początku ról?
A przecież tyle mamy dziś w życiu publicznym mędrców
(mędrzyc?) płci żeńskiej, które mogłyby być pierwowzorem dla
odwrócenia opisanej relacji. Choćby Magdalena Środa, Kazimiera
Szczuka, Jadwiga Staniszkis, Joanna Szczepkowska, Monika Strzępka.
Celowo ograniczam się do litery S, bo to także inicjał największej
nauczycielki życia. Dodane przez reżysera zakończenie ten fakt
uwzględnia.
Sztuka opowiada o spotkaniach młodej fryzjerki, pochodzącej z
robotniczego środowiska Rity (Ewelina
Kudeń-Nowosielska) z podstarzałym i mocno przepitym
profesorem literatury angielskiej Frankiem Bryantem
(Andrzej Wichrowski). Korepetycje udzielane Ricie
w ramach uniwersytetu otwartego z czasem przeradzają się w przyjaźń
podszytą wzajemną fascynacją. Profesor tłumaczy dziewczynie, czym
jest asonans, na czym polega tragedia i jak odróżnić rzeczy
literacko ważne od nieistotnych. Uczennica otwiera oczy profesora
na inny świat... marnych szkół, robotniczych dzielnic, tanich
zakładów fryzjerskich, ale też świat ambitnych młodych ludzi,
którzy zamiast roztkliwiać się nad sobą i delektować przegranym
życiem, wierzą jeszcze w naukę, sztukę, odkrywanie prawdy. Seria
jedenastu epizodów ukazuje kolejne fazy tej edukacyjnej wymiany.
Zderzenie dwóch światów daje niejednokrotnie efekt
komiczny.
Kolejne fazy procesu, kolejne sceny oddzielone wyciemnieniami.
Mija tydzień albo dwa - ona zmienia bluzę lub sweterek, on zawsze w
tej samej wytartej marynarce i przybrudzonych spodniach. Wśród
papierów na biurku coraz więcej kartek z jej wypracowaniami, na
zapleczu coraz więcej opróżnionych przez niego pustych butelek.
Głównym zadaniem aktorów jest w tej sztuce pokazanie zachodzącej
stopniowo zmiany. Rita ma się powoli pozbywać wulgarnego języka i
spontanicznych wybuchów śmiechu, Frank ma przechodzić od niechęci
do fascynacji, a nawet zazdrości. I trzeba przyznać, że grającym w
przedstawieniu aktorom nieźle to wychodzi. Andrzej Wichrowski
pokazał rozwój granego przez siebie bohatera subtelnymi środkami.
Na kolejnych spotkaniach jest coraz bardziej ożywiony, żartobliwy.
Początkowo niechętny wobec nowej uczennicy, z czasem śmieje się z
zabawnych sytuacji i nieporozumień. Ale gdy Rita wyjeżdża na
wakacyjny kurs, gdy poznaje nowych przyjaciół, zaczyna żyć własnym
życiem - staje się zazdrosny. Najlepszy aktorsko moment to rozmowa
telefoniczna z przyjaciółką Rity, w której Frank jest zdumiewająco
bezradny, speszony i przepraszający. Widać w tym świadomość
porażki, własnej śmieszności. Chwilę później wchodzi Rita w białej
sukni ślubnej. Minusem wydaje się pomysł, by aktor ciągle coś pisał
(trochę wbrew tekstowi, w którym mówi, że zerwał z
pisaniem).
Ewelina Kudeń-Nowosielska stworzyła swą Ritę z kilku gestów,
zachowań, sposobu mówienia. W charakterystyczny sposób obciąga
sweter, drapie się po udach, podciąga pod brodę kolana. Gdy czegoś
szuka, wyrzuca całą zawartość torby na podłogę. Jest żywiołowa,
energetyczna, mówi, co myśli. Z czasem ta spontaniczność zmienia
się w kulturalne dobre maniery, przy czym zmiana następuje trochę
zbyt skokowo. Widać to dobrze po przekleństwach - na pierwszym
spotkaniu Rita klnie jak szewc, potem nagle przestaje (tylko raz
wymsknie jej się wulgarne słowo) - w tym akurat elemencie nie widać
trwającego procesu zmiany. Świetnie natomiast zmienia się jej
sposób deklamowania literatury - od naiwnego patosu do
inteligentnego zrozumienia (gdy recytuje wiersz Blake'a).
Dobra gra aktorów i nadane spektaklowi żywe tempo sprawiają,
że rzecz dobrze się ogląda. Mimo że pewne rzeczy rażą
niedopracowaniem. Na przykład dzwonek telefonu Franka - znany utwór
Mozarta rozbrzmiewa z głośników, ilekroć dzwoni komórka. Gdy Frank
odbiera, muzyka jest zatrzymywana. Zrobione to jest po amatorsku,
zawsze z minimalnym opóźnieniem, a przecież wystarczyło wgrać taki
dzwonek do telefonu i normalnie odbierać. Albo chociaż ściągnąć z
Internetu filtr dźwiękowy, by puszczana muzyka brzmiała jak z
telefonu. Ale to w sumie drobiazg...
Mozart w telefonie to zapowiedź Mozarta w ostatniej scenie. Tu
nie potrzeba być doświadczonym melomanem, by odebrać sygnał
reżysera. Requiem razem z klepsydrą podarowaną Frankowi
przez Ritę i z obrazem Malczewskiego (u angielskiego
literaturoznawcy lepszy byłby któryś z prerafaelitów) na ścianie
przygotowują ostatnią scenę, w której dziewczyna przychodzi do (po)
profesora jako śmierć. To bardzo ciekawe rozwiązanie, zmieniające
zakończenie sztuki. W oryginale Rita proponuje Frankowi, że obetnie
mu włosy, co nie musi być wcale zakończeniem banalnym (analogia do
Samsona). Rita jako śmierć przypomina, że nie jesteśmy wieczni, że
flirt z kolejnymi pokoleniami studentek nie będzie odmładzał nas w
nieskończoność, że istotne pytania trzeba zadawać także sobie
samemu (a nie tylko jako tematy zaliczeniowych prac).
Premiera wyprodukowanego przez Fundację "Mam serce" spektaklu - 21 lutego 2014.
Najbliższe spektakle 19 i 20 marca.
Studio Filmowe i Telewizyjne Arterion
Adres
ul. Pomorska 69/71