Skomplikowany zapis tytułu recenzji jest tylko odbiciem dziwności tytułu sztuki Marty Guśniowskiej Ony. Ocena spektaklu Ewy Pilawskiej i Andrzeja Jakubasa będzie już mniej skomplikowana: to dobry teatr dla najtrudniejszej grupy wiekowej - młodzieży kończącej podstawówkę.
Skomplikowany zapis tytułu recenzji jest tylko odbiciem
dziwności tytułu sztuki Marty Guśniowskiej
Ony. Ocena spektaklu Ewy Pilawskiej i
Andrzeja Jakubasa będzie już mniej skomplikowana: to dobry teatr
dla najtrudniejszej grupy wiekowej - młodzieży kończącej
podstawówkę (określiłbym adresata na 12-15 lat).
Językowo tekst Guśniowskiej mieści się między Alicją w
krainie czarów a Teleexpresem, fabularnie - między
Pippi Långstrump a Odyseją.
Bohaterem jest ośmioletni (w chwili rozpoczęcia akcji) chłopiec,
który znalazł się w nieciekawej sytuacji rodzinnej. Opuszczona
przez męża matka chłopca musi iść do szpitala, więc nasz bohater
zaczyna się tułać po rodzinie i domach dziecka. Całą historię widzi
przez filtr baśniowej niezwykłości. I tak nam ją przedstawia. Gdy
słyszy od matki, że ojciec był zwykłym..., to dopowiada sobie:
piratem.
Ony (w tytułowej roli Damian Kulec) opowiada
nam o poszukiwaniach ojca, o dorastaniu znaczonym kolejnymi
przygodami, doświadczeniami i łzami, o przyjaźni, a potem miłości
do Księżniczki. Mitologizując bolesną rzeczywistość, oswaja ją i
upiększa. Tak to wygląda na początku. Ale logika opowieści bierze
górę nad realiami i wykreowany świat zaczyna żyć własnym życiem aż
do śmierci... starego już bohatera. Telemach niepostrzeżenie
zmienia się w starego Odysa. Nawiązanie do Odysei nie są
bezpodstawne - w tekście mamy aluzję do Cyklopa czy wyprawę w
podmorskie zaświaty. A dialog z Diabłem Morskim inspirowany
paradoksem kłamcy też jako żywo przypomina słynny chwyt:
Nazywam się nikt. Z drugiej strony każda inicjacyjna
podróż przypomina Odyseję.
Guśniowska zręcznie skleja swą sztukę ze
znanych motywów. A że chce być także dowcipna, obficie czerpie z
drugiej strony lustra i szklanego ekranu, nadużywając nieco gier
słownych opartych na dosłownym rozumieniu metafor i podwójnym
odczytaniu homonimów. Czas (Arkadiusz Wójcik) wlecze się
niemiłosiernie z powodu nadwagi, wiatr rozwiewa wątpliwości, a za
oknem rozciąga się wielkie pole (do popisu). W morze wypływa kuter
"Noga", a na dworcu wśród wielu drogowskazów można też odnaleźć
tabliczki Do licha i Do wuja. Do pewnego momentu
jest to śmieszne, potem trochę męczące, jak puenty redaktorów w
programach informacyjnych (Powiedzmy: Aż jedna czwarta absolwentów
technikum piekarniczego oblała egzamin końcowy. Gdy zobaczyli
wyniki, mieli się z pyszna. Tym, którzy mieli jeść ich produkty, na
razie się upiekło).
Damian Kulec opanował bezbłędnie niesamowitą
ilość trudnego tekstu. Wymyślił też sobie zgrabny sposób na jego
podawanie - na zmianę międli róg flanelowej koszuli (fragmenty
smutne) i ożywia się, gestykulując (wartka akcja) - szkoda tylko,
że przez całe przedstawienie ten chwyt powtarza. Reszta aktorów gra
po kilka postaci w scenkach ilustrujących fragmenty wielkiego
monologu (monodramu?) Onego. Najsprawniej te różnorodne zadania
realizują Małgorzata Goździk, Marta Jarczewska i Jakub
Firewicz.
Teatr Powszechny, Mała Scena,
premiera 28 lutego 2016
Teatr Powszechny
Adres
ul. Legionów 21Kontakt
tel. 42-633-25-39