Na scenie czerwone szpilki wydobyte punktowym światłem reflektora, w tle świecą neoplastyczne formy neonów. Czyżby kręcili tu reklamę feministycznej wystawy z muzeum sztuki współczesnej? Tym razem to początek zrealizowanej w Teatrze Powszechnym przez Jakuba Przebindowskiego farsy Pomoc domowa.
Na scenie czerwone szpilki wydobyte punktowym światłem
reflektora, w tle świecą neoplastyczne formy neonów. Czyżby kręcili
tu reklamę feministycznej wystawy z muzeum sztuki współczesnej? Tym
razem to początek zrealizowanej w Teatrze Powszechnym przez
Jakuba Przebindowskiego farsy Pomoc
domowa. Szpilki założy zaraz Arkadiusz Wójcik, który
wciela się w tytułową rolę gosposi. Jak wiadomo, we współczesnym
teatrze płeć jest kwestią umowną.
Sztuka Marca Camolettiego (Teatr Powszechny wystawiał już jego
późniejszy tekst Boeing, Boeing) to klasyka gatunku. Olga
(Marta Jarczewska) i Norbert (Artur Zawadzki), trochę już sobą
znudzone małżeństwo z klasy średniej, poszukują erotycznych
przygód. Wykorzystując zapowiadaną nieobecność partnera, każde z
nich planuje we wspólnym mieszkaniu małżeńską zdradę. W efekcie po
ekskluzywnym, choć niezbyt przestronnym mieszkaniu przez wieczór i
pół nocy nieustannie mijają się cztery osoby. Ruchem steruje Nadia,
gospodyni domowa, która dba o bezpieczeństwo swoich państwa, a przy
okazji o swoje napiwki i... napitki. Humor sytuacyjny oparty na
nieoczekiwanych spotkaniach i niezbyt mądrych tłumaczeniach
współistnieje z rubasznymi żartami o pukaniu od tyłu (samochód) i
twardych jajach (gotowanie), klasyczne qui pro quo z pomyłkami
językowymi gosposi ze Wschodu, która nie do końca zna język
polski.
Albowiem akcja rozgrywa się w Polsce, a nawet w Łodzi (w
oryginale w Paryżu). Reżyser zdecydował się na lokalne realia, co
zawsze daje publiczności dodatkową radość. Niestety, ta łódzkość
szyta jest grubymi nićmi. W stylizowanie mieszkania na salę
neoplastyczną można od biedy uwierzyć, ale dlaczego jeden z
bohaterów wybiera się z Łodzi do Szczecina samolotem? Czyżby
reżyser i tłumacz nie znali prawdy o łódzkim lotnisku, wyrażonej
dobitnie przez byłego premiera? Podobnie mało prawdopodobny jest
stan majątkowy bohaterów. Norbert jest managerem średniego szczebla
w jakimś sportowym markecie, a mimo to stać go na dwa samochody
(nie przejmuje się zresztą zbytnio ich rozbijaniem przez żonę),
stać go na gosposię, pierścionki dla podrywanego podlotka, taksówki
(także dla gosposi). Nie chodzi o szczegóły - farsa nie jest
królestwem prawdopodobieństwa, ale adaptacja do warunków łódzkich
musi mieć jakiś sens, w przeciwnym razie razi sztucznością. I potem
trzeba ze sceny wyjaśniać, że z ulicą Kolumny to chodziło o adres
szrotu.
Nie bardzo też wiadomo, dlaczego główną rolę kobiecą gra
mężczyzna. W oryginale sztuki Anna (takie imię nosi gosposia) jest
- tu zaskoczenie - kobietą. Ale tradycja komediowych przebieranek i
sukces sztuki Boeing, Boeing sprawiły, że reżyser zaczął
bawić się konwencją. Znakomity jako Nadia Arkadiusz
Wójcik kilka razy wychodzi z roli, jakby chciał do nas
mrugnąć porozumiewawczo: ja tak tylko udaję dla żartu. Jego
przebranie, sposób mówienia, poruszania się - same w sobie śmieszne
- są aluzjami do ról Janusza Germana czy Wojciecha Pokory, ale czy
to wystarczające wytłumaczenie? Czyżby reżyser nie wierzył w
potencjał samej sztuki i musiał ją dodatkowo dośmieszać? Taki
zabieg można zastosować właściwie w każdej komedii.
Z piątki aktorów oprócz Wójcika wyróżnić należy też Jakuba
Firewicza, który gra Marka - nieco nieśmiałego fajtłapę,
niedoszłego kochanka Olgi. Jego postać budzi sympatię nieco
dziecinnym zachowaniem (bitwa z Nadią na szaliki) i pełnym
rezygnacji zagubieniem. Z zadowoleniem odnotujmy też debiut
Karoliny Krawczyńskiej (gra naiwną Maję uwodzoną przez Norberta),
która - mówiąc językiem piłkarskich sprawozdawców - imponuje
warunkami fizycznymi i czuje grę. Szkoda, że autorka kostiumów
kazała jej nosić jakieś dziwne spodenki przypominające kostium
gimnastyczny na lekcje WiFi (przepraszam - WF).
Co ta pani tu robi? To sąsiadka, przyszła pożyczyć soli.
To dlaczego jest w łazience? Bo chodziło jej o sól do kąpieli.
Całkiem śmieszne, prawda? Takich dialogów, a także zabawnych
sytuacji zdecydowanie więcej jest w drugiej części sztuki.
Mechanizm farsy musi się bowiem czymś napędzić, sytuacje muszą się
spiętrzyć, widz musi wejść w konwencję. Dlatego po przerwie bawimy
się lepiej, co być może ma też związek z wizytą w teatralnym
bufecie. Miłośnicy farsy wyjdą z teatru zadowoleni, ale Pomocy
domowej nie można sprowadzić jedynie do teatralnej rozrywki.
Jakaś myśl (całkiem niegłupia) tym wszystkim żartom towarzyszy.
Otóż bohaterowie szukają odmiany, nowości, a tak naprawdę kręci ich
raczej to, co znają. Żona każe się kochankowi przebierać w piżamę
męża, mąż - wytrawny macho - nie bardzo może się skupić na
wdziękach kochanki. W rezultacie do zdrady wcale nie dochodzi,
powraca za to zainteresowanie małżonkiem. Może więc zamiast
partnera wystarczy zmienić pokój albo zatrudnić psychoterapeutę
przebranego za gosposię i opowiedzieć mu o swoich fantazjach?
Premiera: 16 stycznia 2016
Teatr Powszechny
Adres
ul. Legionów 21Kontakt
tel. 42-633-25-39