Tęsknię do klasycznego teatru sensacji, do kryminalnej zagadki
rozwiązywanej na scenie przez przenikliwego komisarza. Niestety, takich
rzeczy już się nie grywa. Niepoważna śmierć Jerzego Szczudlika, którą w Teatrze Małym wyreżyserował Mariusz Pilawski, też jest raczej kryminalną komedią z wyraźnie zaznaczonym wątkiem dotyczącym teatru.
Tęsknię do klasycznego teatru sensacji, do kryminalnej zagadki
rozwiązywanej na scenie przez przenikliwego komisarza. Niestety,
takich rzeczy już się nie grywa. Niepoważna śmierć
Jerzego Szczudlika, którą w Teatrze Małym wyreżyserował
Mariusz Pilawski, też jest raczej kryminalną
komedią z wyraźnie zaznaczonym wątkiem dotyczącym teatru.
Jeżeli dodamy, że wśród postaci pojawiają się reżyser Zadufany
(Witold Łuczyński) i aktor Talencki (Marek Kołaczkowski), że
komisarz prowadzący śledztwo ma inklinacje do wypowiadania
filozoficznych sentencji i że ważnym kontekstem jest w całym
przedsięwzięciu Szekspir, łatwo można zrozumieć, że widz może się
czuć zdezorientowany. Po prostu nie wie, czy ma płakać po
zamordowanym wielkim aktorze, zastanawiać się, kto jest mordercą
czy śmiać się z nieraz mocno rubasznych dowcipów? A może myśleć o
różnych teatralnych konwencjach, o których dyskutują bohaterowie?
Tekst sztuki o morderstwie w czasie przygotowań do wystawienia
Miarki za miarkę zrodził się chyba ze zbyt dużych ambicji:
opowiedzmy o wielu ważnych sprawach, w dodatku w sposób zabawny.
Ratuje go przewrotne zakończenie, którego jednak nie mogę
zdradzić.
Reżyser (ten prawdziwy - Mariusz Pilawski) solidnie wykonał
swoją robotę - starannie dobrał obsadę, nadał całości dobre tempo,
pokusił się o ciekawy zabieg inscenizowania zeznań kolejnych
postaci, co pozwala grającemu nieboszczyka Markowi Kołaczkowskiemu
pokazać kunszt aktorski. Nie udało mu się jednak wydobyć z
chaotycznie napisanego tekstu spójnego przekazu. Warto też
odnotować minimalistyczną scenografię Andrzeja Raaba. Trzy złote
krzesła wystarczają do zbudowania symbolicznej przestrzeni
teatralnej sceny, na której przerwano próby do wystawienia
Szekspira. Jednocześnie taki złoty tron pozwala pokazać wielkość
(nieco przebrzmiałą) obchodzącego jubileusz aktora. W tym
królestwie nadmiaru spokojna scenografia porządkuje wizualną stronę
przedstawienia.
Młodszej z podejrzewanych o dokonanie zabójstwa aktorek (w tej
roli Aleksandra Rodzik) reżyser Zadufany zarzuca, że grając z
Mistrzem, ściągała majtki przy każdym ukłonie.
Starzejącemu się donżuanowi takie hołdy musiały się podobać, choć
nie mógł przecież traktować ich poważnie. Ale igranie z
niespełnionymi ambicjami, zazdrością i namiętnością bywa
niebezpieczne. Miarka może się przebrać... za śmierć.