Śledząc echa niedzielnych wyborów, trafiłem na program pewnej telewizji informacyjnej.
Gdy prowadzący zapowiedział łączenie z reporterem w Łodzi,
zacząłem się bać, że znowu stało się coś niedobrego. Pozytywne
newsy z naszego miasta jakoś nie mogą się przebić na antenę, a
nieszczęścia i owszem. Nie inaczej było tym razem - okazało się, że
w autobusie miejskim pięcioro nastolatków pobiło niewidomego
pasażera, który ośmielił się zwrócić im uwagę, że zachowują się
nieodpowiednio. Wkurzona długim staniem w korkach młodzież robiła w
autobusie delikatną zadymę, waląc w co popadnie i krzycząc. To
jeszcze od biedy można zrozumieć - ludzie zamknięci w upale w
metalowej puszce po pewnym czasie wariują i zachowują się jak
zwierzęta. Nie rozumiem jednak zupełnie dalszego ciągu - młodzi
łodzianie pobili niewidomego, któremu nikt z pasażerów nie udzielił
pomocy. Na szczęście policja złapała złoczyńców, pełnoletnim grożą
3 lata więzienia, niepełnoletnim sąd rodzinny. Na koniec relacji
przed kamerą staje poszkodowany - nie żałuje tego, co zrobił, bo
nie wyobraża sobie, że można nie reagować na zło.
Patrzę na tego człowieka i rozpoznaję Marcina Kaczorowskiego,
bohatera filmu Michała Jóźwiaka Henio, idziemy na Widzew
(stoi zresztą przed kamerą w koszulce Widzewa). Film pokazywał go
jako niesamowitego kibica, który mimo utraty wzroku, chodzi na
wszystkie mecze swojej drużyny. Co więcej - jeździ na mecze
wyjazdowe, co w jego sytuacji raczej bezpieczne nie jest. Autor
filmu wcześniej napisał o swoim bohaterze reportaż, którego
publikacja doprowadziła do zatrudnienia pana Marcina w ukochanym
klubie na stanowisku masażysty. Choć niewidomy, przez kilka lat
radził sobie w Widzewie znakomicie - pamiętam, bo w tamtych latach
akurat w klubie trenował mój syn.
I teraz uwaga - przerwa na reklamy. W TVN 24 widzę
uśmiechniętych, machających do mnie ludzi, widzę plac Wolności i
grupę rowerzystów z Kościuszką w tle, widzę młodzieńca
podskakującego na tle sztuki nowoczesnej. Na koniec widzę hasło:
Weekendy w Łodzi pozdrawiają całą Polskę.
Spot jak spot - z niezłą
muzyką, przyjemnymi zdjęciami i głupawym hasłem. Nie będę go tu
oceniał ani rozliczał Wydziału Promocji z sensowności wydatków.
Pytanie mam tylko jedno: czy w umowach ze stacjami telewizyjnymi
nie można było zawrzeć klauzuli: nie emitować bezpośrednio po
materiałach o pijanym motorniczym, wymuszeniu haraczu w sylwestra
czy pobiciu niewidomego? Bez tego zastrzeżenia musiało
skończyć się groteską.
Wtedy przełączyłem na kanał sportowy, gdzie akurat pokazywano
tenisowy turniej w Paryżu. Jerzy Janowicz rozprawiał się właśnie z
niezłym fińskim tenisistą. Trzy sety, kilka asów zaserwowanych z
prędkością ponad 200 km/h i olbrzym z Łodzi mógł kłaniać się
publiczności. Aż prosiło się o napis: Sportowcy z Łodzi pozdrawiają
tenisowy świat. Janowicz od razu przypomniał mi reklamowy spot z
szopą, będący modelowym przykładem na wyjście z trudnej wizerunkowo
sytuacji. Tenisista trochę narozrabiał na konferencji prasowej i
wtedy marketingowcy sponsora wymyślili to. Może więc
warto nakręcić teraz klip z Marcinem, który przeniósł się do Łodzi
z rodzinnych Suwałk, by mieć bliżej na stadion, który mimo utraty
wzroku skończył studia, pracuje w szpitalu i nie boi się
sprzeciwiać chuliganom. A może w jednym klipie Marcin Gortat i
Marcin Kaczorowski? Marciny z Łodzi pozdrawiają marcińskie
rogale.
Namawianie na przyjazd do Łodzi obrazkami facetów grających w
parku w warcaby albo ludzi pijących w pubie piwo chyba nie będzie
skuteczne. Naszym kapitałem są ludzie - sportowcy, artyści,
przedsiębiorcy, ale też zwykli, fajni mieszkańcy. Machający do
kamery nie dlatego, że tu jest tak świetnie, ale pomimo tego, jak
jest. Więc może hasło: Przyjedź i zobacz, gdzie dorastał Michał
Urbaniak. Na przykład - możliwa cała seria.
Na koniec jeszcze hasło telewizyjno-wyborcze: PO-Hanka z Łodzi
pozdrawia PO-Hanke z Warszawy!