Mój poprzedni felieton wywołał niemałe kontrowersje. Zwłaszcza fragment o rolniczej przeszłości miasta i ogródkach działkowych prowokował do sprzeciwu. Ponieważ zastosowałem chyba zbyt duży skrót myślowy, tym razem dokładniej i po kolei. Zwłaszcza, że nadarzyła się okazja do podjęcia tematu - rocznica nadania praw miejskich.
Właśnie - rocznica nadania praw, a nie żadne 590. urodziny -
to zupełnie co innego. 29 lipca 1423 roku Władysław Jagiełlo nadał
Łodzi prawa miejskie (właściwie potwierdził przywilej z 1414, w
którym kapituła włocławska czyniła z nowej osady w obrębie wsi
Łodzia miasto), ale przecież nie założył Łodzi. Zwłaszcza, że to
delegacja łodzian przybyła do króla z petycją. Łódź jako miasto
istniała więc od 1414, ale przecież jako wieś istniała dużo
wcześniej. W 1387 roku włocławski biskup Jan Kropidło przeniósł na
prawo niemieckie, czyniąc pierwszym użytkownikiem kanonika Piotra
Śliwkę (podpisującego się jako Piotr z Łodzi). Parafia powstała
jeszcze wcześniej, najprawdopodobniej pod koniec lat 60. XIV.
Wcześniej wieś Łodzia należała do parafii Mileszki. I tak
dotarliśmy do 1327 roku (większość źródeł podaje starsze ustalenia
- 1332), w którym pojawia się pierwsza wzmianka o Łodzi. A zatem
wieś o takiej nazwie na pewno istniała w początkach XIV wieku, a
wiele wskazuje, że wcześniej. Oczywiście ktoś mógłby wysunąć
argument, że tak się cofając, doszlibyśmy do śladów osadnictwa z
epoki neolitu.
Byłby to jednak argument bałamutny. W przypadku wsi leżącej
nad rzeką, która dzisiaj nazywa się Łódka, i miasta mamy do
czynienia z ciągłością nazwy (osady neolityczne nie nazywały się
Łodzia), ciągłością miejsca i ciągłością historii. To jest ta sama
miejscowość, która była wsią, a stała się miastem. Dla porównania
prześledźmy historię pobliskich Koluszek, które prawa miejskie
uzyskały w 1949 roku. Czy ktoś mówi dziś o 64. urodzinach Koluszek?
Czy opisywana od 1399 roku miejscowość wcześniej nie istniała? Czy
pociągi do Warszawy przed wojną zatrzymywały się w polu? Albo taki
Rzgów: miał prawa miejskie w latach 1467-1870, potem je utracił, by
odzyskać je w 2006. Czy pomiędzy tymi datami Rzgowa nie było? Albo
Stępnica na Pomorzu. Miastem zostanie dopiero 1 stycznia 2014, a ma
kościół zbudowany w 1741 roku. Wszystko to zmierza do oczywistej
(nie dla wszystkich) konkluzji - Łódź istniała przed 1423 rokiem.
Tak zwana Stara Wieś leżała w dolinie Łódki (wtedy rzeka inaczej
się nazywała), a jej centrum znajdowało się w rejonie skrzyżowania
Franciszkańska - Kilińskiego - Północna. Nie jest to wiedza
niedostępna, ale ilu łodzian o tym wie? Kto o tym wspomina? Jest
tam jakaś tablica?
W tym momencie stawiam swoją główną tezę: Łódź na
wszelkie sposoby wypiera ze zbiorowej pamięci swe rolnicze
korzenie. Wynika to z kompleksów, obsesji nowoczesności i
miejskości. Ofiarą padła nie tylko pamięć o pierwszym
(wiejskim) okresie historii, ale też okres drugi (miasta
rolniczego) i jego ważni przedstawiciele (Paweł i Piotr
Roszkiewiczowie zostali profesorami Akademii Krakowskiej).
Wystarczyło posłuchać rocznicowych przemówień polityków. Schemat
był zawsze ten sam: 590 lat temu przyznano Łodzi prawa miejskie,
ale tak naprawdę Łódź narodziła się 400 lat później, kiedy Rajmund
Rembieliński i tak dalej... Łodzianie za wszelką cenę nie chcą
pamiętać na przykład o swoich młynach. Na przykład o Księżym Młynie
albo o 49 łódzkich wiatrakach, które jeszcze w 1874 roku mieliły
zboże dla całego regionu. W stolicy folkowy zespół nazywa się
Kapela ze Wsi Warszawa, w Łodzi taka nazwa byłaby niemożliwa.
Kapela ze Wsi Łódź - jeszcze by ktoś nie odczytał ironii. U nas
folkowy zespół nazywa się Miejskie Darcie Pierza. Bo w Łodzi
wszystko musi być miejskie. Stąd obsesyjnie powtarzane wyrażenie
z miasta Łodzi. A z czego jak nie z miasta? Z ciasta? Czy
naprawdę zachodzi obawa, że nazwanie instytucji Muzeum Łodzi i
Łodzian rodziłoby nieporozumienia i odwiedzaliby je miłośnicy
żeglarstwa i sztuki marynistycznej?
I kolejne pytanie: czy dekret z 1820 roku o utworzeniu Nowego
Miasta naprawdę tak wiele zmienił? Czy jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki rolnicza mieścina zmieniła się w
przemysłową metropolię? Po pierwsze: nie od razu Kraków zbudowano -
nawet najszybsze zmiany zachodzą płynnie i stopniowo. Po drugie -
osadnicy dostali 200 działek budowlanych w okolicach dzisiejszego
placu Wolności, ale też 200 działek rolniczych (ogrodów) na wschód
od Nowego Miasta, byli więc kimś w rodzaju chłoporobotników. Te ich
ogrody to były całkiem spore kawałki ziemi - każdy miał pasek o
długości jednej przecznicy Piotrkowskiej, np. (patrząc na
dzisiejszy plan) pasek od Rewolucji do Jaracza. Zważywszy, że z
kolei na zachód od miasta swoje grunta mieli dawni łodzianie
(jeszcze w latach 70. XIX wieku na zachód od Gdańskiej zaczynały
się pola), można powiedzieć, że Łódź rolnicza jeszcze długo
trzymała się mocno. Na pewnych terenach trwa do dziś. Obszar między
Wojska Polskiego a Żródłową przeszedł płynnie z fazy pól do fazy
działek. Wciąż odbywają się też dożynki np. na Sikawie, w
Mileszkach czy w Łaskowicach. Na przedmieściach ludzie wciąż hodują
krowy i kury, zresztą kury widziałem całkiem niedawno nawet w
podwórkach centrum (koło Przędzalnianej).
Ta wiejskość trwa w nas podskórnie, mimo że na wszelkie
sposoby jej zaprzeczamy. Imigranci ze wsi i miasteczek
przyjeżdżający do Łodzi po pracę czy na studia uczą się szybko, że
wsiowy, wieśniak to nie są komplementy, a jednocześnie nie
mogą się uwolnić od pewnych przyzwyczajeń i nawyków. Powstaje
wewnętrzne rozdarcie. Czy zastanawialiście się Państwo, dlaczego
taką karierę robią w Łodzi betonowe płoty? Zupełnie jak na wsiach,
prawda? Bo nawet po obsadzeniu tujami i przystrzyżeniu trawniczka
większość posesji jest urządzanych jak zagrody. Albo jeżdżenie do
kościoła samochodem - coniedzielna prezentacja nowych zdobyczy.
Albo brak restauracji poza centrum. Pijalki, gospody, dworcowe bary
- owszem. Ale restauracje? Przecież obiad każdy ma w domu.
Nic w tym złego, każdy kimś jest i skądś pochodzi. Problem
powstaje, gdy udaje kogoś innego. Lub gdy całe miasto udaje coś
innego, niż jest. A szczycenie się najszybszym na świecie rozwojem
w XIX wieku jest kompletną bzdurą - nie dlatego, że tak nie było,
tylko że to żaden powód do dumy. Taki zbyt szybki rozwój to źródło
problemów: brakuje instytucji (teatrów, szkół, dróg), tworzą się
luki w strukturze społecznej i strukturze pamięci. Dlatego w Łodzi
jest taka przepaść między małą grupką kulturalnych bywalców a
resztą - odbiorcami są na ogół twórcy, pracownicy instytucji,
pedagodzy uczelni artystycznych. Nieco zjełczała śmietanka
artystyczna z awangardowej łódzkiej mleczarni nie znajduje wśród
ludu (nie)pracującego zbyt wielu amatorów.