Wystawa o Witoldzie Sobocińskim cechuje się szlachetnym minimalizmem: w warstwie treściowej przekazuje najbardziej podstawowe informacje, nie przytłacza ilością i nie wywołuje wrażenia nadmiaru. Za to towarzysząca wystawie książka się nie udała...
Taka infantylna zagadka z bardzo wczesnej młodości przyszła mi
na myśl, kiedy zacząłem przeglądać książkę towarzyszącą wystawie
„Witold Sobociński. Wizualna ciągłość obrazu”. Premiera monografii
wybitnego operatora filmowego, absolwenta i wykładowcy Szkoły
Filmowej w Łodzi, współtwórcy dzieł polskiego i światowego kina,
odbyła się oczywiście w Muzeum Kinematografii w Łodzi.
Nie jest łatwo prezentować sztukę filmu na wystawie – wiedzą o
tym zarówno widzowie, jak i twórcy, wspominał też o tym jej bohater
podczas wernisażu. Pracę autora zdjęć filmowych najlepiej można
ocenić i docenić, oglądając jego filmy. Zresztą taki autorski
przegląd kilku wybranych obrazów towarzyszył wystawie.
A wystawa cechuje się szlachetnym minimalizmem, co oznacza, że
w warstwie treściowej przekazuje najbardziej podstawowe informacje,
podparte archiwaliami, nie przytłacza ilością i nie wywołuje
wrażenia nadmiaru.
Kuratorom wystawy (Łukasz Grygiel i Piotr Kulesza) udało się
zgromadzić pamiątki osobiste, zdjęcia z rodzinnego albumu sprzed
lat kilkudziesięciu, zdjęcia z rozlicznych planów filmowych, a
także przedmioty z zawodowego instrumentarium operatora. Wszystkie
one składają się na wizualną opowieść o człowieku wyjątkowym, bo
takim jest Witold Sobociński. Autor zdjęć do filmów Andrzeja Wajdy
(„Wszystko na sprzedaż”, „Wesele”, „Ziemia obiecana”, „Smuga
cienia”, „Zaproszenie do wnętrza”), Andrzeja Żuławskiego („Trzecia
część nocy”), Romana Polańskiego („Piraci”, „Frantic”), Jerzego
Skolimowskiego („Ręce do góry”, „Przygody Gerarda”, „Wiosenne
wody”), Wojciecha Jerzego Hasa („Sanatorium pod Klepsydrą”)
współpracował z wieloma polskimi i zagranicznymi twórcami, wśród
których wielokrotnie powtarza się nazwisko Krzysztofa Zanussiego,
są: Jerzy Kawalerowicz, Jan Rybkowski, Janusz Nasfeter i nawet
Sławomir Mrożek, reżyser filmowy.
Z pewnością wyróżnić należy współpracę i przyjaźń z innym
operatorem, mistrzem i nauczycielem Jerzym Wójcikiem. To właśnie on
zaangażował Sobocińskiego jako szwenkiera do pracy przy arcydziele
światowego kina – „Faraonie” Jerzego Kawalerowicza. Później, kiedy
sam został reżyserem obrazów „Skarga” i „Wrota Europy”, wykorzystał
talent i umiejętności przyjaciela.
Odwiedzający wystawę mogą zobaczyć na niej i poznać bohatera
od lat dziecięcych i młodzieńczych, łącznie ze znaczącym epizodem,
jakim w jego życiu była gra w zespole jazzowym Melomani. Życiu,
dodajmy, bardzo pracowitym, zwieńczonym nagrodami, odznaczeniami i
wyróżnieniami. Które też są na wystawie. A o jego artystycznych
dokonaniach opowiadają twórcy wystawy (aranżacja – Sławomir Bit) za
pośrednictwem wybranych filmów, najważniejszych w mniemaniu
bohatera. Mamy więc 11 tytułów, które przedstawione są w czytelny,
zrozumiały i atrakcyjny sposób. Do każdego z nich jest plakat
(czasami dwa), wybrane fotosy filmowe i zdjęcia z planu, często z
udziałem Witolda Sobocińskiego. Komentarzem i uzupełnieniem do
ilustracji są fragmenty wypowiedzi jego samego i innych
komentatorów. Dodatkowo na kilku monitorkach można usłyszeć
fragmenty opinii o nim i jego twórczości wypowiadane przez innych
twórców.
Wystawie towarzyszy tak samo zatytułowana publikacja, która
zapewne ma uzupełniać skrótowo pomyślaną wystawę, dopowiedzieć i
pomóc poznać lepiej życie a przede wszystkim artystyczne dokonania
twórcy. Szkoda, że nie została ona przygotowana z taką starannością
jak wystawa, tym bardziej że jest to pierwsza książka o tym
twórcy.
Razi, by nie powiedzieć przeraża, jej szata graficzna, za
którą odpowiedzialna jest Anna Wojtunik. Sądząc po efektach, nie ma
ona doświadczenia edytorskiego, co poważnie obniża wartość
merytoryczną publikacji. Jaki bowiem może mieć pożytek czytelnik z
informacji podanej czarnym drukiem o zmiennej punktacji na bordowej
(burgundowej?) apli. Albo czym powodowała się, dając niektóre
zdjęcia w rozmiarach utrudniających rozpoznanie czegokolwiek, jak
choćby sceny zbiorowe z „Sanatorium pod Klepsydrą” czy „Ziemi
obiecanej”, choć niczego więcej na tych stronach już nie ma. Takie
zdjęcie to tylko plama graficzna, przy której merytoryka i wartość
poznawcza idą w kąt. Zresztą takich przykładów jest znacznie
więcej, pierwszy z brzegu to miniaturowe portrety bohaterów filmu
Janusza Nasfetera „Moja wojna, moja miłość”. W ogóle, oglądając
książkę, w szczególności zdjęcia, odnoszę wrażenie, że przed
oddaniem do druku nie zostały one odpowiednio przygotowane (może
poza oczyszczeniem), brakuje korekty tonalnej zdjęć czarno-białych
i korekty barwnej zdjęć kolorowych.
Bezceremonialnie zostały potraktowane reprodukowane plakaty do
filmów ze zdjęciami Sobocińskiego. Wymyślono – nie wiadomo kto, bo
książka nie ma redaktora, o czym zresztą informuje stopka
redakcyjna (!) – plakaty jako pewnego rodzaju znaki graficzne przy
poszczególnych tytułach. Z jakichś względów plakat do filmu
„Alicja” Jacka Bromskiego ma całą stronę, plakaty do wielu innych
filmów są wielkości niewiele większej od znaczka pocztowego (np.
plakat Waldemara Świerzego do „Ziemi obiecanej” albo Franciszka
Starowieyskiego do „Życia rodzinnego”, „Sanatorium pod Klepsydrą” i
„Wrót Europy”), jeszcze inne zaś zostały poddane destrukcji i
pozostały z nich ledwo czytelne fragmenty, paski zadrukowanego
papieru. Tak potraktowane zostały plakaty wspomnianych już
Starowieyskiego do „Wszystko na sprzedaż”, Świerzego do „Dancingu w
kwaterze Hitlera”, Jerzego Czerniawskiego do „Szpitala
Przemienienia”. Jak na ironię każdy z nich został podpisany pełnym
imieniem i nazwiskiem autora – zastanawiam się, jak czułaby się
autorka, gdyby jej dokonania artystyczne ktoś potraktował
identycznie. I jak czuje się wydawca, jedna z najważniejszych
instytucji utworzonych dla zachowania i dokumentacji polskiej
kultury filmowej, przykładając rękę do takiego barbarzyństwa. O
prawie autorskim nie wspominając.
Brak profesjonalnej redakcji książki jest widoczny w wielu
miejscach, od wewnętrznych stron okładki (2 i 3) poczynając. Na
tych stronach i dodatkowo na s. 46-47 zamieszczony został
identyczny kadr z filmu „Dancing w kwaterze Hitlera”. W części
„Nagrody” podano, iż w roku 1994 Sobociński otrzymał „Złotą Żabę”
na II Festiwalu Camerimage w Łodzi, choć w rzeczywistości ta edycja
odbywała się w Toruniu. Camerimage w Łodzi to lata 2000-2009,
edycje od 8. do 17.
Zrealizowany w RFN film Jerzego Kawalerowicza
„Bronsteins Kinder” przetłumaczono jako „Dzieci Bronsteinów”,
choć powinno być „…Bronsteina”. Błędów tego typu jest w książce
więcej, może dlatego, że przy braku redaktora ma ona aż dwoje
korektorów. Zapewne z tego powodu nazwisko operatora Artura
Reinharta pisane jest różnie w różnych miejscach, podobnie
przekręcone zostało nazwisko operatora Owena Roizmana i sporo
jeszcze innych błędów można wskazać, szczególnie w podpisach i
notkach biograficznych, gdzie np. z Krzysztofa Zanussiego uczyniono
absolwenta Wydziału Operatorskiego Szkoły Filmowej.
Wielka szkoda, że oprawa graficzna książki znalazła się w tak
nieprofesjonalnych rękach. Wygląd i zawartość książki potwierdzają,
że nie da się zrobić przyzwoitej publikacji bez odpowiedzialnej
redakcji, która pilnuje po równo zawartości merytorycznej i strony
graficznej.
Sądząc z zebranego materiału, mogłaby to być dobra książka.
Przedstawia ona wielostronny portret bohatera prezentowany przez
jego współpracowników, przyjaciół, studentów. Z wielu wspomnień,
relacji z planu, cytatów z wywiadów, archiwalnych zdjęć i
dokumentów dostajemy naprawdę ciekawą, czasami fascynującą opowieść
o budowaniu obrazu filmowego, o człowieku, dla którego ta
umiejętność i wiedza stała się celem całego życia. Wśród autorów
zamieszczonych w książce są m.in.: Jerzy Wójcik, Andrzej Wajda,
Andrzej Jaroszewicz, Feliks Falk, Krzysztof Zanussi, Konstanty
Lewkowicz. Może szkoda, że nikt (poza uwagami warsztatowymi w
wywiadzie z Wójcikiem) nie pokusił się o głębszą analizę
warsztatową kina uprawianego przez Sobocińskiego. Takie analizy
prowadził kiedyś Grzegorz Królikiewicz, nieco później z innych
pozycji badawczych, ale równie interesująco operator i profesor UŁ
Stefan Czyżewski.
Niestety, wszystko co w książce cenne i dobre zostało
skutecznie zamazane przez oprawę graficzną.
Wystawa "Witold Sobociński - wizualna ciągłość obrazu" jest czynna do 22 listopada.