Sceny przemocy, okrucieństwa i ostrego seksu z nastolatką odsłaniają mroczną stronę duszy artysty. W „Zabić bobra” Jana Jakuba Kolskiego nie ma fascynacji pięknem ludzi i rzeczy.
– To też ja, tylko o trochę ciemniejszym kolorze oczu – powiedział
o swoim filmie „Zabić bobra” Jan Jakub Kolski. I rzeczywiście:
sceny przemocy, okrucieństwa i ostrego seksu z nastolatką
odsłaniają mroczną stronę duszy artysty. Nie ma tu fascynacji
pięknem ludzi i rzeczy, nieuchwytnym ale obowiązującym porządkiem,
który wyznacza bieg ludzkich spraw.Film został nakręcony dwa lata temu. Zdobył Nagrodą Główną
Camerimage w Konkursie Filmów Polskich, a Eryk Lubos grający główną
rolę dostał Nagrodę dla Najlepszego Aktora na Międzynarodowym
festiwalu filmowym w Karlowych Warach. Dlaczego „Zabić bobra”
dopiero teraz wchodzi na ekrany, reżyser nie chciał wyjaśnić,
sugerując, że to wina dystrybutora.
Kolski sięgnął po schemat i realia kina sensacyjnego, choć
akcję umieścił w ukochanych Rokicinach. Poznajemy Eryka (Eryk
Lubos), weterana z Afganistanu, który przybywa do opuszczonego domu
swojego dzieciństwa. Instaluje się w zapuszczonych wnętrzach,
wyciąga wywiadowcze gadżety – monitory, kamery, skanery, nadajniki.
Ćwiczy strzelanie. Najwyraźniej przygotowuje się do jakiejś akcji.
Kontaktuje się z łącznikiem, odbiera instrukcje i materiały
wywiadowcze ukryte w okolicy: pod kamieniem na polu albo w starej
desce. Obserwuje otoczenie i jest obserwowany przez swoich
mocodawców.
Od samego początku prowadzi też wojnę z bobrami, intruzami,
które zadomowiły się na „jego” terenie, budując tamę na strudze za
domem. Eryk jest trochę dziwny – po tym, jak w Afganistanie pod
jego samochodem wybuchła bomba, pozostał mu uraz psychiczny,
kłopoty z sercem i zacinanie się przy mówieniu. Narracja
filmu jest rwana, nerwowa. Pojawiają się przebłyski z przeszłości.
Widz może się tylko domyślać, kim Eryk jest naprawdę i jaki ma
problem. Z informacji, które dawkuje nam Kolski, trudno jednak
poskładać kompletny ciąg przyczynowo-skutkowy, zrekonstruować
historię opowiadaną na ekranie.
W tajemniczy, surowy i zamknięty świat Eryka nagle wdarła się
przemocą rezolutna licealistka Bizi (Agnieszki Pawełkiewicz). Już
wcześniej pod nieobecność lokatorów urządziła sobie na pięterku
schronienie – przytulny różowy pokoik z pluszakami i świecidełkami.
Wniosła też własną mroczną tajemnicę. W domu na odludziu spotykają
się zatem dwa różne światy: na dole surowa nora przyczajonego
drapieżnika, na górze – tandetny ale przytulny azyl zwierzyny
płowej. I niemal od razu bezczelna dziewczyna wyznaje miłość
staremu wiarusowi rozczarowanemu życiem. Rozpoczyna się między nimi
gra erotyczna, którą, jak można się spodziewać, zakończy
rozejm, bo nawzajem siebie potrzebują.
Zadaję sobie pytanie: po co jest ten film? O czym komunikat?
Nie jest sensacyjną łamigłówką, bo nie mamy szans na jej
rozwikłanie. Na koniec Jan Jakub Kolski w swojej sensacyjnej
historii robi taką woltę, że widz nie może być już niczego
pewien – co właściwie oglądał? Co wydarzyło się naprawdę?
Dlatego nie da się tego filmu oglądać jak kina akcji. Wątek
sensacyjny to tylko dekoracja. Z zamętu zdarzeń, mylnych tropów i
wątpliwości pozostaje jedynie opowieść o miłości, rozpaczy,
tęsknocie i poczuciu straty, które prowadzą do obłędu. To przypadek
mężczyzny w pewnym wieku, którego dręczą demony – strach przed
gasnącą męskością i parkosyzmy seksualnych podbojów, mające ów
strach odpędzić, historia seksualnego wampiryzmu – czerpania sił
witalnych z młodych partnerek (a im młodsza, tym lepiej). Po
wielekroć rozczarowany poszukuje miłości, a właściwie wiary w to,
że miłość w ogóle jest możliwa.
Ta historia emocjonalna „tu i teraz” wydaje się bardziej
przekonująca niż czyny przeszłe bohatera i ich konsekwencje.
Metafora losu „mężczyzny w pewnym wieku” jest jedynym czytelnym i
sensownym komunikatem, który do mnie trafia po obejrzeniu „Zabić
bobra”. A dzieje się tak w dużej mierze dzięki aktorstwu i
zdjęciom.
Eryk Lubos dźwiga film, od początku do końca nie schodząc z
ekranu. Buduje wielowymiarowy, nieoczywisty i kontrowersyjny, ale
przekonujący obraz mężczyzny po przejściach. Nie przeszkadza mi to,
że oglądam Eryka Lubosa takiego jak zawsze. On tu po prostu pasuje
– jego emocje są wiarygodne. Na podziw zasługuje odwaga i kreacja
Agnieszki Pawełkiewicz młodej aktorki, która dzielnie dotrzymuje
pola Lubosowi w zawodowym „pojedynku” i ani przez chwilę nie wydaje
się być speszona trudnymi scenami.
Zdjęcia podpisał Michał Pakulski, choć za kamerą jako
szwenkier stał Jan Jakub Kolski (operator z wykształcenia).
Niezależnie od tego, komu przypiszemy autorstwo, kadry dobrze
oddają niepokojący klimat. Nie ma tu ładnych widoków i
typowych dla Kolskiego sielskich krajobrazów prowincji. Jedynie
„słodkie” ujęcie przelatującego samolotu na tle wielkiej
tarczy zachodzącego słońca, powtarzające się jak refren, sugeruje,
że gdzieś tam toczy się normalne życie.
Bogdan Sobieszek