„Metropolis” łączy kino, operę, elektronikę i rockowe brzmienie? Ścieżkę dźwiękową wykonują na żywo: Igor Gwadera, Agnieszka Makówka i Władysław Komendarek? Stwierdziłam, że nie mogę przegapić takiej uczty. Poszłam i nie żałuję.
Autorka jest studentką II roku dziennikarstwa i
komunikacji społecznej Uniwersytetu Łódzkiego. Uczestniczy w
warsztatach dziennikarskich „Kalejdoskopu”.
Przyznam szczerze – nigdy wcześniej nie oglądałam „Metropolis”
Fritza Langa z 1927 roku. Nawet w domowym zaciszu. Jednak pewnego
razu do moich rąk trafiła ulotka informująca o projekcji tego filmu
z muzyką na żywo w Teatrze Wielkim w Łodzi. Z opisu wynikało, że
„To niezwykłe przedsięwzięcie, które łączy kino, operę, elektronikę
i rockowe brzmienie”. Intrygujący eklektyzm – dobrze się zapowiada.
Czytam dalej. „Ścieżkę dźwiękową do słynnego obrazu wykonają na
żywo znakomici artyści: Igor Gwadera, Agnieszka Makówka i Władysław
Komendarek”. Stop. W tym momencie bez chwili wahania podjęłam
stanowczą decyzję: „idę”. W końcu nie codziennie ma się okazję
zasmakowania kosmosu pana Komendarka, który jest według mnie
prawdziwym guru polskiej muzyki elektronicznej, niepokornym
eksploratorem dźwiękowych przestrzeni, ale przede wszystkim
człowiekiem o nadzwyczajnej wrażliwości artystycznej. Stwierdziłam,
że nie mogę przegapić takiej uczty. Poszłam i nie żałuję.
W ogólnej analizie widowiska – bo w tym przypadku jest to
chyba najbezpieczniejsze określenie – grzechem byłoby skupienie się
wyłącznie na filmie. Owszem – stanowi on merytoryczną bazę,
kontekst i motor spektaklu, ale bez warstwy muzycznej pozostałby
jedynie bezdźwięczną monochromią. Podziwiam więc muzyków, a w
szczególności ich kunszt oraz umiejętność wyrażenia dynamiki obrazu
dźwiękiem. Taki zabieg wymaga idealnego wyczucia czasu, wrażliwości
i pełnej synchronizacji. Igor Gwadera, Agnieszka Makówka i
Władysław Komendarek wywodzą się z różnych środowisk estetycznych.
Wirtuoz gry na gitarze elektrycznej, wybitna śpiewaczka operowa i
mistrz syntezatorów poradzili sobie znakomicie. Wykreowana przez
nich wspólnie improwizacja przeniknęła obraz sprzed blisko stu lat
i tchnęła weń ducha współczesności.
Chociaż film sam w sobie jest opowieścią futurystyczną.
Reżyser Fritz Lang wyprzedził swoją epokę o kilkadziesiąt lat.
Wizja miasta zwanego Metropolis, a w nim monstrualne budynki o
precyzyjnie geometrycznych kształtach, pulsujące neony, maszyna,
robot – to znane nam z teraźniejszości elementy, które Langowska
wyobraźnia była w stanie wytworzyć już w latach 20. ubiegłego
wieku. Nie bez przyczyny produkcja ta uznawana jest za pierwszy
obraz science-fiction.
Czy film ten jest zatem entuzjastyczną podróżą do przyszłości?
Otóż nie. Powstał w czasach niestabilnych politycznie Niemiec
Weimarskich, a więc w okresie nazistowskiej i nacjonalistycznej
psychozy. Zawiera aluzje do autentycznych wydarzeń z tamtych
czasów. Filmowym odzwierciedleniem zdezorientowanego społeczeństwa
niemieckiego są wyzyskiwani przez pana miasta – Joha Fredersena –
robotnicy, będący niczym zaprogramowane rozkazami trybiki w
maszynie tyrana. W mieście panuje podział na tych, zwanych „siłą”,
którzy własnymi rękami je zbudowali i ciężko pracują w jego
podziemiach oraz na tych, zwanych „umysłem”, którzy rządzą. Obie
kasty, mimo iż żyją w jednej metropolii, są od siebie odizolowane i
nie potrafią się zjednoczyć.
Znamienne jest w tej kwestii przewodnie hasło filmu: „Pomiędzy
rozumem a rękami musi być serce”, czyli pośrednik, rozjemca, który
ma doprowadzić do pojednania i pokoju. Szczególnego znaczenia
nabiera wieloaspektowa i metaforyczna wymowa obrazu. Fritz Lang w
powszechnej mechanizacji trafnie dostrzega symbol zła i niezgody.
Przewiduje, że może ona spowodować zniszczenia, a nawet zagładę
świata. Reżyser nadaje swojemu dziełu wymiar alegoryczny poprzez
nawiązanie do opowieści o Wieży Babel z Księgi Rodzaju oraz do
Apokalipsy św. Jana. W kwestiach wypowiadanych przez bohaterów
niejednokrotnie pojawiają się cytaty z tych pism. Metropolis
odpowiada więc biblijnej Wieży Babel, podział na władzę i masę
robotniczą – podziałowi na umysł i siłę, maszyna symbolizuje
niezgodę, postać wynalazcy Rotwanga – szatana, robot – wytwór
złego, zbuntowane i oszalałe miasto – opanowany złem Babilon. Syn
Joha Fredersena to serce-rozjemca, a młoda dziewczyna Maria – dobry
anioł, wysłannik samego Boga.
Głównym przesłaniem filmu Fritza Langa wydaje się zatem
postulat powrotu do uniwersalnych wartości. To one stanowią o
właściwym porządku świata. Obdarzony rozumem, ale także i fizyczną
siłą człowiek ma obowiązek uczynienia go lepszym, dbania o jego
wewnętrzną harmonię. Pamiętajmy, że pośrednikiem między siłą a
umysłem musi być serce...
Magdalena Prokop