– Modelką jestem od drugiej klasy gimnazjum. W wieku 15 lat rzuciłam się na
głęboką wodę, tam była czasami ostra rywalizacja.
Mama poradziła mi, żebym znalazła sobie jakiś zdrowy sposób na
rozładowanie stresu, pisanie stało się takim sposobem – mówi Bianka Blando, studentka prawa, poetka i modelka.
– Modelką jestem od drugiej klasy gimnazjum. W wieku 15 lat
rzuciłam się na dość głęboką wodę, tam była czasami ostra
rywalizacja. Mama poradziła mi, żebym znalazła sobie jakiś zdrowy
sposób na rozładowanie stresu, pisanie stało się takim sposobem –
mówi brzezinianka Bianka Blando, studentka prawa
Uniwersytetu Łódzkiego, poetka i modelka.Piotr Grobliński: – Bianka Blando to pseudonim artystyczny?
Bianka Blando: – Nazywam się Katarzyna Bianka
Blando, ale używam obu swoich imion. Dla jednych jestem Katarzyną,
dla innych Bianką – na okładce tomiku Bianką.
A nazwisko?
– Nie jest polskie, mój prapradziadek przyjechał do Polski z
wojskami Napoleona i tu się ożenił. Blando to po włosku słodki. Mój
przodek osiadł w Rawie Mazowieckiej, stamtąd pochodzi mój ojciec.
Mama jest z Brzezin, ale spotkali się w Łodzi.
Lubi pani te swoje Brzeziny?
– Obecnie mieszkamy na przedmieściach, właściwie to w
miejscowości Paprotnia, która leży przy drodze do Łodzi, ale
wychowałam się w Brzezinach, tam chodziłam do gimnazjum. Do liceum
poszłam w Łodzi, w Łodzi zaczęłam studia. W Brzezinach bywam coraz
rzadziej.
Małe miasteczka mają to do siebie, że za dużo wszyscy o wszystkich
chcą wiedzieć. Chyba dobrze, że się wyprowadziłam, gdy zaczął się
mój czas buntu.Chciało się pani dojeżdżać codziennie do szkoły?
– Panuje opinia, że jeśli ktoś chce iść na studia, musi pójść
do liceum w dużym mieście. Myślę, że to nieprawda, wszystko zależy
od samozaparcia i pracy. Sama poszłam do III LO w Łodzi – namówił
mnie do tego mój polonista z gimnazjum, pan Gołąbek, który chciał,
żebym poszła do III lub XXI LO. Miał mi postawić szóstkę na koniec
roku i zażartował, że postawi, jeśli wybiorę któreś z tych liceów.
Wybrałam „Trójkę”.
A on też postawił trójkę…?
– No nie, postawił szóstkę, z czego bardzo byłam zadowolona,
bo język polski był zawsze dla mnie ważny.
Kto zachęcił panią do pisania wierszy?
– Pisanie zaczęło się w trzeciej klasie gimnazjum od konkursu
recytatorskiego. Mieliśmy przygotować wiersz o tematyce miłosnej.
Szukałam czegoś na ostatnią chwilę, nie mogłam znaleźć nic
oryginalnego…
Parę tysięcy wierszy miłosnych by się znalazło…
– Może wybór był za duży. W końcu stwierdziłam, że spróbuję
napisać coś swojego. Jak teraz czytam ten wiersz, to nie oceniam go
zbyt wysoko, ale innym się spodobał i tak to się jakoś zaczęło.
Potem polonistka z liceum, pani Sagalara, zabrała nas do Łódzkiego
Domu Kultury na spotkanie autorskie z poetą Marcinem Zegadłą.
Które miałem okazję prowadzić…
– Naprawdę? Przepraszam, ale nie mam pamięci do twarzy. Więc
na tym spotkaniu poeta mówił, że z wykształcenia jest prawnikiem.
Pomyślałam, że może i ja mogłabym spróbować – też wybierałam się na
prawo.
Od takiej myśli do wydania książki droga jednak daleka.
– To był zupełny przypadek. Moja mama poznała panią, której
pochwaliła się moimi wierszami. Okazało się, że ta pani bywa na
spotkaniach Stowarzyszenia Autorów Polskich. Przeczytałam tam
wiersze, które się ludziom spodobały. Krytyk Bogusław Falicki
zaoferował swą pomoc w wydaniu tomiku, napisał nawet kilka słów o
moich wierszach. Zaczęłam często i regularnie jeździć na te
spotkania.
Miała pani 17 lat, gdy wyszło Światło odbite. Nie za wcześnie na książkę?
– Gdy czytałam swoje utwory, podchodziły do mnie dorosłe osoby
i mówiły, że się utożsamiają z moimi wierszami. To było dla mnie
niesamowite. Widziałam słuchających mnie ludzi i głos mi drżał.
Dlatego skorzystałam z pierwszej okazji i wydałam swoje wiersze.
Trochę pospiesznie, bez selekcji i poprawek, bardzo spontanicznie.
Tomik jest bardzo młodzieńczy, ale piszę dalej.
Druga pani pasja to modeling, jest pani profesjonalną modelką. Jak się to łączy z poezją?
– Modelką jestem od drugiej klasy gimnazjum. W klasie
maturalnej trochę odpuściłam, ale jeszcze pierwsza, druga klasa
liceum to było bardzo intensywne zajęcie, bardzo je lubiłam. W
wieku 15 lat rzuciłam się na dość głęboką wodę, tam była czasami
ostra, niezbyt zdrowa rywalizacja. Mama poradziła mi wtedy, żebym
znalazła sobie jakiś zdrowy sposób na rozładowanie stresu, pisanie
stało się takim sposobem.
Była pani fotomodelką czy występowała pani na pokazach?
– Jedno i drugie, chociaż nie mam wzrostu typowej modelki –
troszkę mi brakuje do tych przepisowych 175 cm. Ale to wyjście na
wybieg było moją ambicją, dowartościowywało mnie. Myślę, że w
każdej kobiecie to tkwi. Kiedy się jest malowaną, czesaną, pięknie
ubraną, kiedy skupia się na sobie spojrzenia, to jest przyjemne.
Poza tym poznaje się ludzi, inny świat.
To ciekawy świat?
– Wielu ludziom wydaje się, że świat pokazów to szczyt marzeń,
że lepiej być nie może. Trochę inaczej to wygląda, gdy ma się z tym
kontakt i własne doświadczenia. Modelki często są przedmiotem, a
nie podmiotem pokazów, nie wszystko jest takie kolorowe.
Niektórzy myślą, że to Sodoma i Gomora… targ niewolnic.
– Jest coś w tym, tam się stąpa po cienkim lodzie, bo czasami
można trafić w złe ręce. Ja na szczęście nie miałam takiej
sytuacji, może dlatego, że zawsze dość blisko byli moi rodzice,
którzy pilnowali pewnych spraw.
Zachęcali panią do tej pracy?
– Wręcz przeciwnie. Ale tak często bywa, że matki bardzo chcą,
by córki były modelkami. Ja dostałam się tam dość przypadkowo –
organizatorowi pokazu fryzur spodobały się moje długie włosy. Byłam
tam najmłodsza, najniższa…
W szkole była pani gwiazdą?
– Lubiłam przebywać z ludźmi, organizowałam szkolne
przedstawienia, ale na pewno nie zadzierałam nosa, ubierałam się
normalnie. Szczerze mówiąc, gdy wracałam o trzeciej z pokazu, a
rano szłam do szkoły, to nie wyglądałam jakoś wyjątkowo. Czasami
przychodziłam w dżinsach i bluzie, ale jeszcze z fryzurą z pokazu –
wtedy mówiłam, że byłam na weselu.
Wróćmy jeszcze do wierszy – czasami brzmią jak wyznania dojrzałej kobiety po przejściach, a przecież pisała je pani w wieku 16, 17 lat. Czy te emocje są własne, czy wyczytane w książkach?
– Byłam zakochana młodzieńczą miłością, a w tym wieku wszystko
się przeżywa bardzo intensywnie, z pewną przesadą. Poza tym byłam
trochę jak Ania z Zielonego Wzgórza, lubiłam sobie wyobrażać
dorosłe życie, marzyć… W tych wierszach jest sporo kreacji. Ich
bohaterka to nie do końca ja.
W tym wyobrażaniu sobie życia innych osób pomaga literatura, do której często się pani odwołuje. Gdzie szuka pani inspiracji?
– Moim poetyckim idolem jest Artur Rimbaud. Czasami
parafrazuję np. Jasnorzewską-Pawlikowską czy Lechonia. A tu jest
wiersz o innej stronie romantyzmu z odwołaniami do Wertera i
Nie-Boskiej komedii.
Ballada romantyczność
Płynie przez nas strumień piękna,
Ale my nim nie jesteśmy.
Wola życia jest w nas wielka,
Jednak cele straciliśmy.
Straciliśmy chęć i zapał,
Choć ich nurt znów rwie nam trzewia.
Altruista się nachapał,
Zebrał glorię. Już go nie ma.
Werteryczne w nas pobudki
Znaczą tyle, co niewiele.
Dała, wzięła i odeszła
Piękna Lotta w dziwki ciele.
Uwięzieni w egzystencji
Znów na rauszu gramy w karty.
Modląc w wzniosłej się intencji
Siewcy burzy poszli w czarty.
Obracając strzelbę w dłoniach
W whisky topią wszelką szkodę.
Nie mów proszę o wyborach,
Gdy rewolwer masz na wodę.