Jubileuszowe wydawnictwo Filharmonia Łódzka. Spacer w przestrzeni, podróż w czasie przygotowano z taką starannością, jakby przez ostatnie sto lat zespół pracowników zajmował się głównie tym imponującym przedsięwzięciem edytorskim. Książka wydana z okazji stulecia Filharmonii Łódzkiej imienia Artura Rubinsteina to coś więcej niż tradycyjny przy takich okazjach album wspominkowy.
Jubileuszowe wydawnictwo Filharmonia Łódzka.
Spacer w przestrzeni, podróż w czasie przygotowano z
taką starannością, jakby przez ostatnie sto lat zespół pracowników
zajmował się głównie tym imponującym przedsięwzięciem edytorskim.
Książka wydana z okazji stulecia Filharmonii Łódzkiej imienia
Artura Rubinsteina to coś więcej niż tradycyjny przy takich
okazjach album wspominkowy. 400 stron pełnych niezwykłych zdjęć i
ciekawych tekstów tworzy spójną całość nie tylko dzięki
przemyślanemu i wysmakowanemu projektowi graficznemu Izabeli
Jurczyk, ale przede wszystkim dzięki pomysłowi na książkę,
wypracowanemu wspólnie przez członków honorowej Rady
Programowej.
Już sam fakt powołania takiej rady, złożonej z przedstawicieli
Uniwersytetu Łódzkiego, Akademii Muzycznej, Archiwum Państwowego w
Łodzi i Radia Łódź, świadczył o powadze przedsięwzięcia. Liczba
profesorskich i doktorskich tytułów osób do rady zaproszonych mogła
jednak budzić niepokój. Czy oni w ogóle zdołają się zebrać, a jeśli
się zbiorą, to czy będą w stanie coś ustalić? Obawy okazały się
płonne - Rada wymyśliła sposób (twórczy, ale nie wydumany),
pozwalający na opowiedzenie o stu latach filharmonii bez
chronologicznych sprawozdań i publicystycznych uproszczeń.
Zaproponowała podróż w przestrzeni i czasie, wędrówkę od drzwi
budynku, przez kasę, szatnię, foyer, kawiarnię, salę koncertową,
zaplecze, gabinety ważnych osób, aż po archiwum i dach. Każdy z
trzynastu przystanków na trasie jest okazją do opowiedzenia o innym
aspekcie muzycznego królestwa.
...nie trzymając się wytyczonych tras i ufając raczej
dygresji niż linii prostej, podróżny zawiesza na krótko czas,
trzyma go nieco w szachu jak kuglarz podrzucający pałeczki...
(Claudio Magris)
Miłośnicy historycznych ciekawostek nie będą zawiedzeni - z
książki można się na przykład dowiedzieć, że zanim zdecydowano się
na budowę w historycznej siedzibie przy Narutowicza, nowy gmach
filharmonii planowano najpierw w parku Sienkiewicza, a potem przy
Głównej - między Sienkiewicza a Kilińskiego (jest nawet zdjęcie
ulicznego koncertu orkiestry w tym miejscu). W rozdziale siódmym
mamy ciekawą analizę liczby wykonań poszczególnych kompozytorów w
stuletniej historii filharmonii. Okazuje się, że 630 razy grano
utwory Mozarta, 470 razy Beethovena (V symfonię aż 45 razy).
Vivaldiego grano 77 razy, z tego aż 20 wykonań odbyło się w latach
70. Muzyka Schönberga zabrzmiała w Łodzi tylko raz, Bouleza nigdy.
Ciekawe... Ciekawe są też wykresy porównujące przeciętną cenę
biletu do ceny kilograma mięsa wołowego w kolejnych
latach.
Ale i miłośnicy obyczajowych obserwacji znajdą tu coś dla
siebie. Tekst Małgorzaty Trzaskowskiej o modzie obowiązującej na
koncertach ilustrują zdjęcia pokazujące ubrania publiczności.
Jeszcze w latach 70. wszyscy panowie na widowni są w garniturach i
krawatach. Co ciekawe, prezentują się bardziej elegancko niż ich
towarzyszki. Interesujące są też zdjęcia muzyków zza kulis - z prób
i tras koncertowych. Albo wywiad z paniami sprzątającymi salę - o
zgubach pozostawionych podczas koncertów i o czyszczeniu ekranów
poprawiających akustykę mleczkiem do czyszczenia szyb
samochodowych.
Całość kończą dwa dość poważne teksty o przyszłości muzyki
poważnej. Dorota Kozińska opisuje współczesne formy pracy
najlepszych światowych instytucji koncertowych, a Krzysztof
Moraczewski już w tytule swego eseju nazywa filharmonię
przyszłą przestrzenią świąteczną. Co prawda opatruje to
określenie znakiem zapytania, ale w podsumowaniu już w trybie
orzekającym stwierdza: Filharmonia stanie się też centrum
pewnej wspólnoty, niekoniecznie sformalizowanej. Wspólnota ta
będzie różnorodna, bo przyciągną ją różne rzeczy, ale filharmonia
stanie się dla niej miejscem współobecności, wymiany myśli i
obecności.
Wielu autorów, wiele tematów, zróżnicowany ton opowieści. Tej
książki nie czyta się od deski do deski, raczej przegląda,
delektując się obcowaniem z pięknie wydanym dziełem i wybierając
dla siebie interesujące fragmenty. Idealna do lektury połączonej ze
słuchaniem wyjątkowej muzyki. Kto chce, może dodać do tych
przyjemności kieliszek ulubionego trunku i spełnić toast za
pomyślność jubilatki.