W przededniu kolejnego Festiwalu Tansmana warto sięgnąć po książkę poświęconą patronowi wydarzenia. W 89 lat dookoła świata Wojciecha Wendlanda nie jest klasyczną biografią.
W przededniu kolejnego Festiwalu Tansmana warto sięgnąć po
książkę poświęconą patronowi wydarzenia. W 89 lat
dookoła świata Wojciecha Wendlanda
nie jest klasyczną biografią.To raczej monograficzna analiza motywu
podróży, obecnego w twórczości urodzonego w Łodzi kompozytora,
połączona z rozważaniami nad recepcją dzieła Tansmana w
poszczególnych epokach i krajach. Praca ma charakter rozprawy
historycznej z elementami eseju - oprócz licznie cytowanych źródeł
w przypisach znajdziemy też utwory literatury pięknej, np. teksty
A. Bobkowskiego czy P. Quinarda, przywoływane jako wyjątkowo trafne
ujęcia omawianych problemów.
Z przypisami, bibliografią, źródłami mam przy tej książce
kłopot. Z jednej strony podziwiam ogrom wykonanej pracy - Wendland
przeczytał niewiarygodną ilość pozycji z różnych dziedzin:
artykułów muzykologicznych, wspomnień, listów, rozpraw
teoretycznych. Z drugiej strony momentami wydaje się, że autor nie
potrafi napisać jednego choćby akapitu bez przypisu (cytatu,
odwołania). Najprostszą nawet myśl stara się wyłożyć cudzymi
zdaniami, uzasadniając ją autorytetem słowa drukowanego. Przykład?
Na samym początku (strona 11) pada o kompozytorze dość ogólnikowe
stwierdzenie, że jego życiorys mógłby się stać tematem
niejednego filmu, ale gdyby zapytać o niego w sondzie ulicznej,
odpowiedź z pewnością brzmiałaby: "Tansman? A kto to taki?".
Okazuje się, że jest to cytat z artykułu Andrzeja Wróblewskiego w
"Życiu Warszawy". Chciałoby się zapytać, czy jest to materiał
naukowy? Czy nie można było zrobić takiej sondy i sprawdzić, czy
rzeczywiście nikt by nie znał Tansmana? Czy nie można było wreszcie
napisać własnymi słowami, że Tansman miał bogate życie, choć jest w
Polsce mało znany? Warsztat historyka chyba tu trochę zaszkodził
walorom literackim tekstu. Podobnie analizy muzykologiczne to
prawie wyłącznie mozaika cytatów, pozbawiona własnych sądów
autora.
Po co więc Wojciech Wendland napisał kolejną książkę o
Tansmanie? Jak sam wyjaśnia, miał ku temu kilka powodów. Po
pierwsze, chciał odpowiedzieć na pytanie o miejsce Tansmana w
historii muzyki polskiej i o przyczyny przemilczania jego postaci w
wielu muzykologicznych syntezach. Po drugie, w 2013 roku ukazały
się we Francji wspomnienia kompozytora, które rzuciły nowe światło
na różne fakty z jego biografii. Po trzecie, autor uzyskał też
dostęp do ciekawego materiału fotograficznego, który zamieszcza w
książce (na przykład rodzina Tansmanów pakująca walizki przed
powrotem do Europy w 1946 roku, Tansman ze Strawińskim w Hollywood,
Tansman z gejszami w Japonii podczas światowego tournée). Wreszcie po czwarte - autor stara się pokazać
kompozytora w perspektywie mało w Polsce popularnej koncepcji
Polaka - obywatela świata, podróżującego po wielu krajach,
poszukującego w wielu tradycjach uniwersalnej duchowości i źródeł
liberalnego humanizmu. Tansman czuł się kompozytorem polskim, ale
tę polskość rozumiał trochę inaczej, niż zazwyczaj się to u nas
widzi.
Po wstępnych uwagach na temat koncepcji książki i teoretycznym
uzasadnieniu związków muzyki z podróżą otrzymujemy kilka rozdziałów
poświęconych recepcji muzyki Tansmana - sukcesom w całym prawie
świecie i zapoznaniu w kraju. Odwołując się do licznych przykładów
z muzycznego piśmiennictwa, autor dowodzi, że bohater książki był w
kraju konsekwentnie pomijany i lekceważony z powodu oskarżeń o
kosmopolityzm i obce pochodzenie. Co ciekawe, niewiele się tu
zmieniało nawet przy zmianie ustroju. Te same są dy powtarzano w
latach 20, 30, 40 czy 50. Dopiero w latach 60. stopniowo zaczęto
prekursorski charakter tej twórczości (Tansman był światowym
prekursorem neoklasycyzmu). Ważnym czynnikiem wykluczenia było też
- zdaniem autora książki - żydowskie pochodzenie kompozytora. Tyle
tylko, że w jego publikacji można między wierszami wyczytać, że to
pochodzenie mogło być za granica dodatkowym atutem. Tansman
wyjechał do Paryża i po tygodniu zaproszony był na śniadanie do
premiera Clemenceau. Imponująca kariera? Nie do końca - prowadząca
artystyczny salon żona Clemenceau była Żydówką, która dostała po
prostu listy polecające od światowej sławy dyrygenta pochodzenia
żydowskiego, Zdzisława Birnbauma. Co oczywiście nie znaczy, że
każdy muzyk pochodzenia żydowskiego odniósłby w Paryżu
sukces.
A karierę zrobił Tansman niezwykłą. I to zarówno we Francji,
jak też w USA, gdzie był zapraszany i gdzie w czasie wojny osiadł
jako kompozytor hollywoodzki, a nawet w Japonii (ciekawostka - gdy
przybył do tego kraju na koncerty, otrzymał w prezencie produkowane
masowo pudełko zapałek ze swoją podobizną na etykiecie). O jego
pozycji mogą też świadczyć zamówienia na jubileuszowe utwory,
wspólne koncerty z Ravelem, czy wspólne komponowanie z Schonbergiem
i Strawińskim. Z książki Wendlanda dowiadujemy się także, że z
Tansmanem swoje utwory konsultował George Gershwin, zachwycony
dokonaniami Polaka. Przyjaciółmi muzyka byli też Chaplin czy
Mahatma Gandhi.
Podobnych ciekawostek znajdziemy w książce więcej. Ot, choćby
taką - gdy Tansmanowie opuszczali Francję w 1941 roku, nie mogli
kupić walizek, więc cały bagaż przewieźli w zakupionej specjalnie
trumnie. wtedy był już żonaty z Colette Cras-Tansman, miłością
swojego życia. Przed nią związany był m.in. z rosyjską hrabiną,
rumuńską arystokratką i portugalską księżniczką. Po prostu obywatel
świata.
* * *
Spotkanie z autorem książki podczas festiwalu - 18
listopada o 18.00 w Poleskim Ośrodku Sztuki.