Artur Fryz, szef jednego z najważniejszych festiwali poetyckich w Polsce - kutnowskiego Złotego Środka Poezji - opowiada o jego przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
Na stronie internetowej festiwalu Złotego Środka
Poezji informacje o tegorocznej edycji festiwalu znajdują się w
zakładce „Jest i będzie”. Jest i będzie poezja? Festiwal?
Czytelnik?
ARTUR FRYZ: Poetycko mieszka
człowiek na tej ziemi, lub inaczej: na sposób poetycki człowiek
czyni ziemię możliwą do zamieszkania – pozwólcie, że zacytuję
klasyczną już formułę Hörderlina. Poezja jest sprawą istnieniową –
jestem o tym przekonany – zaś ludzkie „jest” zawsze zawiera jakieś
„będzie”. To jedna z możliwych prób rozszyfrowania tej formuły.
Odpowiadając zaś szczegółowo: jest i będzie poezja, póki będzie
człowiek. Jest i będzie Czytelnik, bo człowiek i czytelnik to po
prostu synonimy. Nawet analfabeta umie czytać – z ruchu warg, z
układu chmur, z wyrazów twarzy. Jest festiwal i na pewno kiedyś go
nie będzie. Ale mam nadzieję, że to „nie będzie” jeszcze trochę
powstrzyma swoje niechybne nadejście.
To już dziewiąta edycja
festiwalu. Pamiętasz początki? Jak to się wszystko zaczęło?
Zaczęło się od pragnienia podróży
i od prostego kopernikańskiego odkrycia, że można podróżować – nie
ruszając się z miejsca – to znaczy – uczynić ze swego miejsca, z
Kutna – stację podróży – miejsce spotkania podróżników. Zaczęło się
też od przekonania, że poezja może przekształcać przestrzeń –
przerzucać ją w inny czas – uwieczniać jakieś Spoon River, jakąś
Aleksandrię, jakieś Kutno. A poza tym, na początku – było nas
trzech: Karol Maliszewski, Wojciech Wencel i ja. Był też niezbędny
w każdym ludzkim działaniu pierwiastek żeński w postaci Aleksandry
Rzadkiewicz – prezesa Stowarzyszenia „Środek” i Teresy Mosingiewicz
– dyrektora Kutnowskiego Domu Kultury. Była też nieodzowna baza,
jaką był Kutnowski Dom Kultury i jego pracownicy. I była lokalna
władza, która sprawie nie przeszkadzała, a z czasem zaczęła ją
wspierać. Od początku idei konkursu na najlepszy poetycki debiut
książkowy – towarzyszył pomysł, że jego rozstrzygnięciu powinno
towarzyszyć zdarzenie, które będzie okazją do spotkania ludzi
zainteresowanych czymś, co czasem nazywa się kulturą wysoką, ale ja
wolę po prostu słowo: kultura – bowiem ono obejmuje całą ludzką
przestrzeń – jej stany średnie, wysokie i niskie.
Jak udało się w
niewielkim mieście zorganizować prężną, doroczną imprezę poświęconą
sprawie tak nieistotnej (z punktu widzenia władzy lokalnej,
patronów itp.) jak poezja?
Może ta (pozorna) nieistotność
była tutaj sprzymierzeńcem – wobec bowiem spraw (pozornie)
istotniejszych opór mógłby być większy. Znaczną rolę odegrały na
pewno pieniądze z programów ministerialnych. Gdybyśmy bowiem mieli
się opierać na pomocy lokalnych mecenasów trudno byłoby nadać
sprawie taki rozmach. Muszę jednak podkreślić, że festiwal ma
swoich stałych sprzymierzeńców w gronie reprezentantów,
zdziesiątkowanej niestety przez idiotyczną politykę naszego państwa
– tzw. klasy średniej. Gdyby była ona silniejsza, byłyby też
silniejsze takie inicjatywy jak nasza. Łatwiej się bowiem rozmawia
z lokalnym małym lub średnim przedsiębiorcą niż z międzynarodową
korporacją, której głowa często bywa pojęciem absolutnie
abstrakcyjnym – trudno się po ludzku porozumieć z takim tworem.
Niestety mamy kapitalizm państwowy i większość krążących w
przestrzeni społecznej pieniędzy podlega w ten czy inny sposób
urzędnikom. To – w przypadku rozdzielnictwa na poziomie
ministerialnym – ma swoje dobre strony, ale już na innych
szczeblach niekoniecznie. Odpowiadając zaś w sposób nieco mniej
powierzchniowy na zadane, pozwolę sobie zacytować słynną kwestię z
procesu Josifa Brodskiego: Myślę, że to od Boga…
Przez te lata wyrośliście
na jeden z najważniejszych polskich (czy wręcz międzynarodowych)
festiwali poetyckich. Jaką masz receptę na sukces?
Dziękuję za tak wysoką ocenę, nie
wiem, czy na nią zasługujemy. W każdym razie, nie będę specjalnie
oryginalny, jeśli powiem, że trzeba po prostu kochać to, co się
robi i cały czas zmierzać do źródła, czerpać ze źródła istnienia.
Poezja, jeśli jest, jest źródłowością. Trzeba też mieć poustawiane
sprawy materialne, to znaczy pogodzić się z tym, że zawsze będzie
brakować do pierwszego. A mówiąc zupełnie serio – nie pozwolić, by
pogoń za różnymi formami „sukcesu” przesłoniła tęsknotę za istotą
rzeczy, za źródłem.
Hasło tegorocznej edycji
festiwalu brzmi „Nowa poezja, ojczyzna i dziewczyna”. Jak mógłbyś
to rozszyfrować? Czego możemy się w Kutnie spodziewać?
Mam wrażenie, że – bardzo rzecz
upraszczając – skamandrycki przesąd (a wiosną, niechaj wiosnę nie
Polskę itd.), który po 1989 roku zagościł w poezji polskiej w
postaci tzw. poetyki „brulionu” trwa już zbyt długo – dłużej niż
trwało całe dwudziestolecie. Wiersze, które otrzymałem przygotowują
antologię pod tym samym hasłem, potwierdzają to moje rozpoznanie –
powstaje coraz więcej istotnej poezji obywatelskiej, choć
oczywiście nie chciałbym powiedzieć, że tylko tak należy to hasło
rozszyfrowywać. Topos „ojczyzny i dziewczyny” jest kluczowy dla
kultury europejskiej (wystarczy przypomnieć eposy Homera) – sądzę,
że dobrze jest dla kultury każdej epoki, jeśli od czasu do czasu
zmierzy się z odwiecznymi, archetypicznymi motywami – przejrzy się
w tym. A spodziewać się należy zawsze – niespodziewanego. Tego
przynajmniej nauczyłem się od dobrych poetów i znakomitej poezji. I
muszę powiedzieć, że podczas każdej edycji festiwalu pojawia się
coś niespodziewanego i nieprzewidywalnego.
Poetyckimi gośćmi w tym
roku będą m. in. Ewa Lipska i Tadeusz Dąbrowski. Skąd pomysł na
zderzanie poetyk i pokoleń. Czy przedstawianie różnorodnych twarzy
poezji jest, według Ciebie, naturalnym sposobem jej prezentacji?
Tak, idea „złotego środka poezji”
ma ten bardzo ważny aspekt: chodzi o przełamywanie wszelkiej
kastowości, pokoleniowości, środowiskowości. Najbardziej dla mnie
fascynujące są spotkania z Innym, a więc na przykład: inaczej
myślącym, inaczej piszącym – to jest płodne. Mam wrażenie, że jest
kilka imprez literackich w Polsce, które realizują endecką ideę
(świetnie strawestowaną przez Gombrowicza) „swój do swego po
swoje”. To jałowizna, choć czasem pewnie doraźnie opłacalna. Ale
aspiracje prawdziwej poezji są poważniejsze – nie interesują jej
splendory i apanaże w ramach środowiskowych grup wsparcia – ma
czelność marzyć o ponadczasowości, o przekraczaniu granic tego, co
aktualnie akceptowane i fetowane. Chciałbym, żeby miejscem dla tak
rozumianej poezji był kutnowski festiwal. Czy zawsze jest – nie
mnie oceniać. Ewa Lipska, Tadeusz Dąbrowski, Sergiusz
Sterna-Wachowiak, Przemysław Dakowicz, Sławomir Matusz, Iza
Kawczyńska, poeci niemieccy. Mógłbym wymieniać jeszcze długo –
myślę, że z takich spotkań i zderzeń rodzą się rzeczy ciekawe – mam
na to szereg dowodów – także z historii festiwalu. Powstały na
przykład świetne przekłady wierszy Miloša Doležala (czeskiego
gościa II Festiwalu) pióra Krzysztofa Bielenia – laureata III
nagrody w pierwszej edycji kutnowskiego konkursu na debiut
książkowy. Mam nadzieję, że ud się nam doprowadzić do wydania
wyboru przekładów wierszy tego ważnego poety. To tylko jeden z
naprawdę licznych przykładów.
Gośćmi zagranicznymi będą
w tym roku poeci z Niemiec. Dlaczego obraliście akurat ten
kierunek? Co ciekawego możemy znaleźć w poezji naszych zachodnich
sąsiadów?
Zasada jest taka, że niemal co
roku zapraszamy poetów z jakiegoś kraju europejskiego. Na ogół
proszę tłumaczy z danego języka, żeby wskazali ciekawych, ich
zdaniem, autorów. Pytam ludzi, którzy się na tym znają. Tym razem
decydowali o dobrze nazwisk Tadeusz Dąbrowski i Sergiusz
Sterna-Wachowiak. Sam jestem ciekaw, czego możemy nauczyć się od
Niemców współczesnych. Mam nadzieję, że spotkania z nimi podczas
festiwalu dostarczą odpowiedzi. Dostarczy ich też wykład prezesa
SPP na temat związków liryki polskiej i niemieckiej w ostatnim
stuleciu. Poezja uprawiana w języku Gotehego, Rilkego, Hölderlina
musi być dla europejczyka ważna. Mam wrażenie, że wpływ Anglosasów
na nową polską poezję jest obecnie zbyt duży – warto czerpać
inspirację także z innych kierunków geograficznych i kulturowych.
Dla mnie, jako dla poety – istotne było spotkanie z minimalistami
rosyjskimi reprezentowanymi przez Aleksandra Makarowa-Krotkowa,
mocno przeżyłem twórczość Paola Keinega z Bretanii w tłumaczeniu
Kazimierza Brakonieckiego. Jako tłumacz z największą przyjemnością
pochylam się nad wierszami Słowaka Karola Chmela.
Złoty Środek Poezji to
nie tylko spotkania i konkursy poetyckie, ale także koncerty
muzyczne. W tym roku na kutnowskiej scenie zagości m.in. kultowy De
Press. Według jakiego klucza dobieracie gości muzycznych? Czy
przesądzają związki danego wykonawcy z poezją?
Klucz jest bardzo osobisty.
Czasem po prostu spełniam swoje marzenia. Co do De Press to uważam,
że to jedna z najlepszych kapel na polskiej scenie rockowej, zaś
ich Norwidowskie „Gromy i pyłki” oceniam jako najlepszą polską
płytę rockową inspirowaną poezją w dziejach. Wybór był więc
oczywisty. W związku z hasłem festiwalu istotna też była płyta
„Myśmy rebeljanci” z pieśniami tzw. „żołnierzy wyklętych”. Zespół
zapowiada też, że zagra premierowe utwory z najnowszej płyty.
Podkreślam, że w tym roku na festiwalu króluje muzyka tradycyjna:
Gęsty Kożuch Kurzu, Katarzynki i mistrz Adam Strug z grupą
śpiewaków wykonujący Monodię Polską – to dla miłośników muzyki
źródeł naprawdę prawdziwa uczta.
Przy festiwalu
organizowany jest prestiżowy konkurs na najlepszy debiut poetycki
roku. W jury, obok Ciebie, zasiadają tak znamienici twórcy jak
Krzysztof Kuczkowski, Wojciech Kudyba, Karol Maliszewski i
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki. Jak udało się skompletować tak
prześwietne jury?
Chciałem, żeby w tym składzie
znaleźli się poeci i krytycy o nieco odmiennych sposobach widzenia
poezji i to się chyba udało. Co do składu jury, trzeba by pewnie
zapytać poszczególnych jego członków – dlaczego się zgodzili w nim
uczestniczyć. Myślę, że jedną z odpowiedzi jest i ta, że się po
prostu lubimy i że lubimy pochylać się nad tym, co piszą inni – ci,
którzy wstępują. Tu znowu pewnie istotny jest motyw – powrotu do
źródła – do pierwszego razu. To – przynajmniej dla mnie – wciąż
ożywcze.
Obecność tych nazwisk
przywraca wiarę w istnienie ponadpokoleniowych więzi poetyckich –
okazuje się, że dojrzali twórcy chcą wiedzieć, co dzieje się w
młodej poezji, chcą ją czytać, chcą ją komentować.
No właśnie. Warto tu przytoczyć
pewną anegdotę. Otóż od czasu do czasu mam zaszczyt korespondować z
Jarosławem Markiem Rymkiewiczem. Bezskutecznie, jak dotychczas,
zapraszam go na festiwal. Przesyłam mu również festiwalowe
publikacje. Jest to, jak sam przyznał, jedna z niewielu form jego
kontaktu z poezją młodych. Ale ich wiersze, które - za moją
przyczyną - czytał przekonały go, że z nową polską poezją – nie
jest tak źle, jak myślał. Napisał o tym w liście do mnie. Tak,
poezja wciąż jest po trosze „arką przymierza między dawnymi a
nowymi laty”. „Złoty Środek Poezji” w każdym razie mnie o tym
przekonuje. Jako członek jury czytasz nadesłane książki. Jak
oceniasz najmłodszą poezję polską? Coś się zmieniło w ciągu
ostatnich lat, widać jakieś tendencje, mody? A może o wielkości
decyduje osobność i oryginalność danej propozycji? Oceniam
ją podobnie jak cytowany przed chwilą Mistrz z Milanówka. Tak, w
moim przekonaniu o wielkości decyduje osobność i oryginalność. Co
do mód i tendencji nie wypowiadam się. One są zauważalne. Dla mnie
jednak poezja jest sposobem istnienia – a istniejemy na swój własny
niepodległy wobec mód i trendów sposób, jeśli istniejemy. Prawdziwa
poezja pomaga w istnieniu. To jedno z moich bardzo ważnych
kryteriów oceny, ale nie pytajcie mnie do końca, co to znaczy, bo
tak czy inaczej słowo ma jakiś swój horyzont w czynie – on,
konkretny wybór – je dopowiada. Staram się śledzić dalsze
poczynania naszych laureatów i bardzo im sekunduję. Do drugiej
książki Krzysztofa Bielenia „Wiciokrzew przewiercień” zaglądam
wciąż z niekłamaną radością, omawiam jego wiersze z młodymi
adeptami pióra. Cieszy mnie dojrzewanie ubiegłorocznej zwyciężczyni
Otwartego Konkursu Jednego Wiersza Karoliny Chyły. Proszę
przeczytać jej dwa nowe wiersze zamieszczone we wspomnianej już
antologii. Trudno uwierzyć, że to jest uczennica klasy drugiej
liceum. Modlę się, żeby wzrastała dalej – będzie wtedy naprawdę
wielką poetką.
Za rok odbędzie się
jubileuszowa, dziesiąta edycja festiwalu. Zdradzisz, czy
przygotowujecie coś specjalnego z tej okazji?
Tak. Właśnie ogłaszamy konkurs
dla studentów i doktorantów na prace badawcze i
krytyczno-literackie poświęcone twórczości polskich poetów
urodzonych w latach 50-ych XX wieku. Plon konkursu złoży się na
drugi tom antologii, która towarzyszyć będzie X Festiwalowi.
Pierwszy tom będzie moim autorskim wyborem wierszy tych poetów. Oni
też będą głównymi gośćmi festiwalu. Chcemy uzupełnić w ten sposób
pewną lukę w recepcji poezji polskiej. Oddać sprawiedliwość
twórcom, którzy – wyrokiem historii – zostali – w moim przekonaniu
– zbyt mało wnikliwie poznani i nie dość docenieni. Co do gości
zagranicznych – rozmawiamy z Irlandczykami, ale wchodzi też w grę
wariant węgierski. Muzycznie zaś – po raz pierwszy – będzie
klasycznie i barokowo. Jest jeszcze sporo ciekawych idei – np.
plastycznych, ale nie chcę ich zdradzać przed czasem. W każdym
razie już zapraszam. Pod koniec czerwca 2014 proszę zarezerwować
sobie parę dni na przyjazd do Kutna. Zdaje się, że nie będzie
polskiej reprezentacji na Mistrzostwach Świata w piłce nożnej, więc
poeci i miłośnicy poezji oraz footballu nie będą musieli przeżywać
katuszy wyboru pomiędzy transmisją z meczu a spotkaniem z wierszami
i ich autorem.
Rozmowę przeprowadził Maciej Robert